» Recenzje » Zagraniczne » Hammers of the God

Hammers of the God

Hammers of the God
Jak chyba każdy erpegowiec, mam swoje preferencje, sympatie i antypatie – zarówno jeśli chodzi o systemy, styl rozgrywki, typy przygód, czy bardziej szczegółowe kwestie, jak pojawiające się w moich scenariuszach rodzaje potworów albo profesje i rasy, do których częściej niż do innych należą moje postacie. Jeśli chodzi o te ostatnie, od początku swojej styczności z grami fabularnymi miałem pewną słabość do krasnoludów, ciągnącą się pewnie od chwili, gdy pierwszy raz przeczytałem Hobbita. Także jako Mistrz Gry w swoich scenariuszach i kampaniach stosunkowo często umieszczałem twardych brodaczy, z zainteresowaniem sięgałem także po poświęcone im dodatki do różnych systemów, jakie tylko wpadły w moje ręce.
 
Dlatego też z ciekawością przyjąłem przeznaczony do staroszkolnego systemu Lamentations of the Flame Princess podręcznik Hammers of the God. Choć nie jest to podręcznik settingowy, a scenariusz przygody, stworzonej dla niezbyt doświadczonych poszukiwaczy przygód (będący w zasadzie kompilacją dwóch niezależnych przygód), to koncentruje się on właśnie na krasnoludach i pozwala spojrzeć na ich stereotypowy obraz z nieco innej niż zwykle strony, dając Mistrzom Gry (i, potencjalnie, także graczom) ciekawą i nietypową wersję ich historii.
 
Podobnie jak inny scenariusz do tego systemu, przybliżany już czytelnikom Poltergeista The Grinding Gear, również Młoty Boga nie prezentują się specjalnie imponująco – 36 stron w zeszytowym formacie włożone jest w tekturową obwolutę, na której wewnętrznej stronie umieszczono plan krasnoludzkich podziemi, w których osadzona jest przygoda. Przejrzysta i czytelna mapa to, niestety, jedyna jaśniejsza strona graficznej oprawy tej pozycji – już okładka, niewyraźna i tak ciemna, że niemal nie sposób odczytać nazwy systemu, daje pewne pojęcie o poziomie, na jakim zilustrowany jest podręcznik, ale prace towarzyszące tekstowi prezentują się jeszcze gorzej. Niestety, w porównaniu z systemową podstawką, w której ilustracje wyglądały naprawdę kapitalnie, zachowując równocześnie staroszkolny klimat, przygody, z którymi miałem jak dotąd okazję się zetknąć, prezentują się po prostu tragicznie.
 
O ile w scenariuszu The Grinding Gear przyczyny stojące za powstaniem podziemnego kompleksu, który eksplorowali bohaterowie, były ciekawe i oryginalne, w Hammers of the God ich historia jest już znacznie bardziej standardowa. Stanowią one mianowicie dawną ostoję i miejsce ostatniego spoczynku wyznawców dawnego krasnoludzkiego bóstwa, rzeczników otwartości i współpracy z innymi rasami. Na skutek politycznych machinacji utracili oni wpływy,  uznano ich za heretyków i wyklęto; nawet ich bóstwo zostało zapomniane a jego imię wymienia się dziś jedynie jako jednego z demonów, pokonanego przez członków nowego krasnoludzkiego panteonu. Oczywiście ten mocno nieortodoksyjny rys fabularny może zostać zmieniony lub po prostu uznany za propagandę, ale jego uwzględnienie powinno dodać nieco głębi światowi gry. Inaczej niż w poprzednio recenzowanej przygodzie do LotFP, wypada pochwalić autora za przemyślaną i wiarygodną konstrukcję stworzonych podziemi. Krasnoludzcy inżynierowie są bowiem znacznie łatwiejszymi do przyjęcia konstruktorami lochów niż karczmarz żyjący na odludziu, nie uświadczymy tu także nadmiaru ewidentnie magicznych pułapek, natomiast niemal wszystkie występujące w podziemiach elementy dadzą się wytłumaczyć jako owoce zaawansowanej krasnoludzkiej nauki, dziś już zapomnianej wraz z upadkiem tej rasy. Pozytywnie należy ocenić pojawiające się w przygodzie potwory, znów opisane w sposób ułatwiający wykorzystanie scenariusza w innych staroszkolnych systemach. Większość z nich to wierni wyznawcy dawnego bóstwa, służący mu nawet po śmierci, co czyni z nich specyficzny rodzaj nieumarłych, odpornych na kapłańskie moce, choć nie zabrakło też konstruktów i stworzeń o nietypowej fizjologii, pozwalającej im przetrwać przez długi czas w zamkniętych podziemiach, jak śluzy czy przybysze.
 
W trakcie eksploracji lochów bohaterowie nie tylko będą musieli stawić czoła potworom czy radzić sobie z pułapkami, ale także dostaną szanse zdobycia bogatych skarbów (choć tu wypada podkreślić, że znów zbyt wiele wśród nich magicznych przedmiotów jak na założenia systemu), jak również poznania dziejów upadłej rasy i przyczyn jej powolnego staczania od dawnej chwały – przynajmniej w teorii. Niestety, istnieją bowiem spore szanse na to, że postacie (a więc i gracze) w ogóle nie będą miały świadomości ich istnienia, a podziemny kompleks pozostanie dla nich jedynie kolejnymi odwiedzonymi lochami. Jakkolwiek szczątkowe informacje można odczytać z fresków czy rzeźb, zdecydowana ich większość ukryta jest wśród trudnych do odcyfrowania runicznych inskrypcji zdobiących niemal wszystkie ściany w podziemiach oraz na kartach setki starożytnych ksiąg, które postacie znajdą w zapomnianej bibliotece. Mimo, że zawierają one cenne wskazówki, pomocne przy unikaniu części zagrożeń, na jakie bohaterowie natkną się w przygodzie, to taki sposób przekazywania awanturnikom (i graczom) przydatnych wiadomości kompletnie do mnie nie przemawia. Opasłe tomiska (z których każde waży 2k20 funtów) nie dadzą się łatwo przetransportować do jakiegoś miejsca, gdzie można je wygodnie przeczytać, a konieczność poświęcenia na lekturę każdego z nich 2k4 godzin i wymóg nie tylko znajomości współczesnego języka krasnoludów, ale także posiadania odpowiednio wysokiej inteligencji, skutecznie może zniechęcić graczy do pełnego wykorzystania tego źródła informacji lub wręcz całkowicie im je uniemożliwić. O znaczeniu księgozbioru najlepiej świadczyć może to, ile miejsca poświęcono mu w podręczniku – lista ksiąg i ich opisy zajmują w sumie pełne dwanaście stron, niewiele mniej niż sama przygoda, która po odjęciu wstępu i całostronicowych ilustracji liczy sobie osiemnaście stron – raptem połowę podręcznika. Ułatwieniem w korzystaniu z pomocy, jaką stanowi ten księgozbiór, byłoby wprowadzenie jakiegoś mechanizmu pozwalającego zapoznanie się w krótszym czasie z ogólną treścią danego tomu, bez konieczności czytania go od deski do deski (podobnie jak jest z Księgami Mitów w Zewie Cthulhu). Niestety, w obecnej formie postacie poszukujące wskazówek pomocnych przy radzeniu sobie z wyzwaniami stawianymi przez podziemia będą musiały gruntownie przestudiować całą setkę ksiąg, łącznie z książką kucharską (sic!), a i tak nie będą mogły mieć pewności, że nie przeoczyły jakiejś poszlaki.
 
Do minusów przygody należy doliczyć także zbyt, moim zdaniem, trudnego do pokonania finałowego przeciwnika, który nawet dla drużynowych wojowników może okazać się niemożliwy do trafienia, szwankującą momentami korektę (dzięki której znaleziona broń w jednym zdaniu jest młotem, a w kolejnym – mieczem, niespójne są także rodzaje i zdolności niektórych z napotkanych przeciwników) oraz kilka miejsc, w których jeden nieudany rzut oznacza definitywny koniec postaci (choć ten ostatni element można przyjąć jako część staroszkolnej konwencji). Na osobną wzmiankę zasługuje irytujący motyw, praktycznie nieuchronnie pozbawiający bohaterów zdobytych skarbów (a zapewne i życia) – w pewien czas po opuszczeniu przez postacie podziemi wyrusza za nimi mściwy duch, który ma ukarać świętokradców. Odporny na wszelkie bronie, da się pokonać jedynie zaklęciami. Postacie na poziomach, dla jakich przeznaczona jest ta przygoda (3-5), nie będą więc miały w starciu z nim praktycznie żadnych szans, choć z drugiej strony próby pokonania go mogą stanowić osnowę kolejnej przygody.
 
Mimo że Hammers of the God czytało mi się całkiem przyjemnie, to obawiam się, że grając w tę przygodę bawiłbym się już znacznie gorzej – to, co przy znajomości całej treści podręcznika jawi się jako jasny i klarowny obraz, oglądane w mozolnie zbieranych fragmentach trudno będzie połączyć w coś sensownego. Eksplorowanie zapomnianych krasnoludzkich podziemi, choćby z pomocą wskazówek pozostawionych przez ich zmarłych mieszkańców, przypominać będzie składanie puzzli o krawędziach ostrych jak brzytwy. Nawet bowiem przy zachowaniu maksymalnej ostrożności postacie stracą wiele krwi, nim wreszcie uda się im złożyć układankę w całość i odkryć, co właściwie przedstawia, a sukces w tym zadaniu wcale nie jest pewny. Jeśli jednak uda się go już osiągnąć, cierpienie którym musiał zostać okupiony, uczyni go tylko tym słodszym.
 
Dziękujemy wydawnictwu Lamentations of the Flame Princess za udostępnienie podręcznika do recenzji.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 3

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
Tytuł: Hammers of the God
Linia wydawnicza: Lamentations of the Flame Princess
Autor: James Edward Raggi IV
Okładka: Dean Clayton
Ilustracje: Laura Jalo
Wydawca oryginału: Lamentations of the Flame Princess
Data wydania oryginału: 2010
Miejsce wydania oryginału: Finlandia
Liczba stron: 36
Oprawa: Miękka lub PDF
Format: A5 lub "letter"
ISBN-13: 978-952-5904-18-5
Numer katalogowy: LotFP005
Cena: 7,50€



Czytaj również

Carcosa
- recenzja
Vornheim: The Complete City Kit
"Wielki jest Vornheim, Szary Labirynt..."
- recenzja
Isle of the Unknown
Baśniowy sandbox
- recenzja
The Grinding Gear
- recenzja
Lamentations of the Flame Princess
Staroszkolne granie po fińsku
- recenzja

Komentarze


37965

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Dodawanie kolejnych recenzji, czy to podręczników RPG, czy to dodatków co czasami nawet dwa dni w serii jeszcze rozumiem. Chociaż fakt, że większość z nich tylko przeczytałeś, a nie rozegrałeś co najmniej kilku sesji oraz nie poznałeś wrażeń swoich graczy (albo MG) jest nieco kłopotliwy i wymaga ode mnie naginania myślenia, by nie uważać, że recenzje takie są równie ambitne i wartościowe co recenzje gier wideo w oparciu o gameplay umieszczony na YouTube.

Ale serio, recenzja przygody (w dodatku z takimi uwagami jak: Do minusów przygody należy doliczyć także zbyt, moim zdaniem, trudnego do pokonania finałowego przeciwnika) do systemu, w który zdaje się nie grałeś, bez rozegrania jej? Nie wiem, czy jesteś aż takim megalomanem, czy też olewasz czytelników, czy też te recenzje są dla Ciebie jedynie smutnym dodatkiem do hoardingu podręczników (jeżeli to robisz, nie wiem). Ale czy mógłbyś chociaż zachować pozory przyzwoitości i nie pisać tak płaskich tekstów? Nawet, jeżeli wymagałoby to czegoś więcej, niż pobieżnego przeczytania podręcznika?
06-05-2012 09:47
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+1
Akurat szanse trafienia przeciwnika o określonym AC (w tym wypadku: "Jak zbroja płytowa i tarcza +4") przez postacie na konkretnym poziomie (choć w LotfP premia do ataku rośnie jedynie wojownikom, w przypadku postaci innych klas ma więc on znaczenie drugorzędne) nie są specjalnie trudne do obliczenia. A w przypadku tego konkretnego wroga znikome szanse trafienia (co zaznaczyłem w recenzji, ale oczywiście wygodnie nie dostrzegłeś tego) są głównym powodem, dla którego uważam, że może być on zbyt trudny do pokonania.
06-05-2012 10:57
37965

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Akurat szanse trafienia przeciwnika o określonym AC (w tym wypadku: "Jak zbroja płytowa i tarcza +4") przez postacie na konkretnym poziomie (choć w LotfP premia do ataku rośnie jedynie wojownikom, w przypadku postaci innych klas ma więc on znaczenie drugorzędne) nie są specjalnie trudne do obliczenia.
Naprawdę wielopoziomowa analiza.

co zaznaczyłem w recenzji, ale oczywiście wygodnie nie dostrzegłeś tego
Mój komentarz odnosi się do Twojego całego tekstu (recenzji), nie tylko kwestii finałowego przeciwnika (o której wspomniałem dodatkowo i do której się nawet nie odniosłem). Czego oczywiście wygodnie nie dostrzegłeś. Może zatem daruj sobie takie szczeniackie przypinki, kto czego i z jakich powodów nie dostrzegł?

Uważasz, że nie ma potrzeby bronić swojego tekstu - w porządku. Można jednak kulturę mimo tego zachować.
06-05-2012 11:09
Planetourist
   
Ocena:
+4
Od siebie dodam, że gra w recenzowany system nie zawsze jest czymś dobrym. Można powiedzieć, że to dzięki niej naprawdę doświadcza się gry i jest to potrzebne, by dobrze ją opisać, ale można też zauważyć, że wtedy osobiste doświadczenie - składające się i z treści przygody, i z zachowań graczy, ogólnej atmosfery przy stole itp. - przysłania obiektywną treść recenzowanego podręcznika. To, że Adam recenzuje podręczniki, z których nie skorzystał na sesji, niekoniecznie jest więc czymś złym.
06-05-2012 11:13
37965

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@Planetourist
Dobry recenzent to chyba ten, któremu rozgrywka nie przysłoni treści podręcznika? A recenzja obiektywna nigdy nie jest. Powyższa, mimo, że Adam nie rozegrał sesji, jest bardzo subiektywna.
06-05-2012 11:17
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+3
Bronić tekstu? Przed merytorycznymi zarzutami - jak najbardziej, ale na teksty o "szczeniackich przypinkach", "hoardingu", "smutnym dodatku" czy megalomanii, olewaniu czytelników i braku kultury ciężko odpowiadać nie staczając się do poziomu absurdu. Skoro twierdzisz, że tekst jest "płaski", to bądź łaskaw jakoś to rozwinąć, odnieść się do konkretnych fragmentów tekstu, bo ciężko dyskutować z jakimiś Twoimi niesprecyzowanymi wyobrażeniami i dziwacznymi insynuacjami.
06-05-2012 13:54
   
Ocena:
+3
Akurat przygodę wypadałoby rozegrać, żeby zweryfikować ewentualne uwagi.
06-05-2012 15:18
37965

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Widzę, że schemat dalej wcielany w życie jest.

Bronić tekstu?
Dlatego też napisałem, że jeżeli uważasz, że nie ma takiej potrzeby, jest to w porządku. Nie był to sarkazm, nie była to złośliwość, nie był to wytyk. Szczera opinia.

A i owszem, nie ma przed czym - nie rozpisałem wyżej merytorycznych zarzutów (lecz moje wrażenia i związaną z nimi prośbę). Dlatego też Twoja alergiczna "obrona" jest nie na miejscu. Nie wymagam od Ciebie odpowiedzi (czy dyskusji), zatem nie ma potrzeby staczać się do poziomu absurdu. Wydajesz się wystarczająco inteligentną osobą, by samodzielnie rozwinąć mą krytyczną myśl, jeżeli tylko nie zabraknie Ci dobrej woli.

Widzę, że nie rezygnujesz z infantylnej erystyki, dla mnie zatem EOT. Z chęcią przeczytam Twoją kolejną recenzję, jak i poprzednie, jak i tę. Mam jednak nadzieję, że nie będzie w niej jednak tak ordynarnej kpiny z intelektu czytelników jak w tym przypadku.
06-05-2012 15:25
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
0
I znowu kompletnie puste zarzuty - "infantylna erystyka", "ordynarna kpina z intelektu czytelników". Jeśli Twoim zdaniem z kogokolwiek czy czegokolwiek kpię (poza nieszczęsną książką kucharską, którą postacie muszą czytać przez 2k4 godzin, nim zorientują się, że mają do czynienia ze zbiorem przepisów), to łaskawie pokaż, w którym miejscu recenzji. A prośba o "zachowanie pozorów przyzwoitości i nie pisanie tak płaskich tekstów" nie jest prośbą, tylko dość poważnym zarzutem, którego pomimo moich próśb jakoś nie chcesz / nie jesteś w stanie niczym uzasadnić.

Oczywiście rzucanie oskarżeń i chowanie się zaraz za "EOT" to bardzo dobry sposób na prowadzenie dyskusji, dojrzały i merytoryczny.
06-05-2012 16:14
37965

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ależ Adamie nie chowam się za EOT. Zwyczajnie nie interesuje mnie prowadzenie dyskusji, zwłaszcza, że w Twoim wydaniu wygląda ona na dziecinadę wywołaną brakiem autokrytycyzmu. Do tej pory nie odniosłeś się do zagadnienia, z którego kontrowersja wychodzi, zmieniłeś kolejność wydarzeń, nie wziąłeś słów takimi jakie stoją, lecz dopisałeś im motywację i kontynuujesz erystyczną wycieczkę (do ostatniego zdania).

Wybacz, ale nie mam dzisiaj ochoty na bawienie się z trollami P+. Nie mam jej również, by pisać kilka stron zarzutów oraz tłumaczeń. Zwłaszcza, że widzę, iż nic to by nie dało. Wystarczy przeczytać, jaka jest Twoja odpowiedź na mój poprzedni post. Zatem może trochę dojrzałości, której mi odmawiasz, i akceptacja, że Twój tekst jest oceniany (a nawet tą oceną ktoś się dzieli) i ktoś może nie chcieć wdawać się w "dyskusję" na temat tejże oceny. I to w żaden sposób tejże oceny nie podważa.

@Mallagar poniżej
Otóż to. Stąd zaskoczenie, że Adam potraktował przygodę jak fabułę sitcomu i przedstawił tekst wyglądający na relację niezbyt uważnego obserwatora.
06-05-2012 16:34
Malaggar
   
Ocena:
+10
Ogólnie co do pisania recek: Uważam, że jest bariera ilości rozegranych sesji, poznanych systemów i przedyskutowanych o systemach godzin, za którą można w miarę dokładnie ocenić zalety, wady, zagrożenia i inne rzeczy związane z danym systemem bez konieczności grania w niego.

Wierzę, że Adam jest na tyle doświadczonym RPGowcem, że ją przekroczył.
06-05-2012 17:23
Tyldodymomen
   
Ocena:
+1
Gdyby recenzenta odciążyć przysyłanymi materiałami do recenzji na rzecz dwóch-trzech innych, być może szanse na jakiś gametesting by były. Podejrzewam że Adam nie jest jedynym w redakcji/gronie współpracowników który tą mityczną "barierę" przekroczył.
06-05-2012 19:21
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+4
Średnio sensowne byłoby dawanie dodatków do konkretnego systemu osobom, które nie miały okazji zapoznać się z podstawką - to a'propos tej konkretnej recenzji.

Ale oprócz moich recenzji w redakcji / na etapie pisania są jeszcze recenzje autorstwa trójki innych redaktorów*, więc możesz liczyć na to, że oni recenzowane podręczniki przetestowali gruntownie, nie obrażając inteligencji czytelników, i zachowają więcej niż pozory przyzwoitości, pisząc teksty trójwymiarowe bardziej niż cameronowski Avatar.

*Oczywiście mowa o RPGO, nie licząc osób / tekstów z działów WFRP i D&D.
06-05-2012 23:42

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.