Mój pokój przypomina właśnie taki kanion. Długi i wąski, ukryty wśród dwóch, wysokich półek z książkami. Gdzieś w głębi stoi (podobno) jakiś komputer. Jak w każdym porządnym westernie, trochę skał (tzn. książek) wala się po podłodze i okolicach. Jednak to nie o literaturze podłogowej będzie poniższy tekst.
Na szczycie szafek leżą graty. Planszówki po lewej stronie, części komputerowe po prawej. W roli złego bandyty występuje zazwyczaj kot. Pierwsze spadają wtedy "gry lżejsze", przerywnikowe i imprezowe. Jeżeli to nie wystarczy, pozostają jeszcze eurogry i strategie wojenne.
Od dawien dawna pokój należał do mnie i do Taty. Zawieszenie broni zakładało, że nie ruszamy cudzych krawędzi kanionu. Ja nie ruszam gratów komputerowych, on nie dotyka planszówek. Działania w samoobronie (np. zasłanianie głowy przed spadającą klawiaturą) są dozwolone. Niestety kilka miesięcy temu musiałem złamać warunki rozejmu.
Musiałem uporządkować rzeczy po zmarłym Tacie.
Klawiatury, procesory, dyski twarde, hipertajne dokumenty wojskowe Marynarki Wojennej (O kurka! – tego nie było. Nie było żadnych tajnych dokumentów. Naprawdę!). Byłem bardzo zdziwiony, gdy pod starą klawiaturą znalazłem planszówki. Czyżby Tata złamał warunki rozejmu?
Na pierwszy ogień poszły szachy. Ani Tata, ani ja nie byliśmy wybitnymi graczami. Pierwszą partię rozegraliśmy, kiedy miałem jakieś 9 lat, ostatnią w okolicach mojej matury. Graliśmy okazjonalnie, do czasu, gdy nie zacząłem nałogowo wygrywać. Tata wrócił do brydża, ja przerzuciłem się na Wysokie Napięcie. Szachy pozostały jednak moją pierwszą grą planszową. Do dzisiaj cenię sobie elegancję i prostotę mechaniki, połączone z "głębią strategiczną" i dużą swobodą decyzji. Nie lubię ludzi nie potrafiących grać w "królewską grę". Poznane później go, czy mankala nie wywarły na mnie porównywalnego wrażenia.
Moją pierwszą grą wojenną był Top Gun. Największym jego atutem były wiernie odwzorowane karty rzeczywistych samolotów. Do dzisiaj pamiętam dyskusje toczone z Tatą na temat przewagi Miga-29 nad F-16. Rakiety na podczerwień, bombardowania i walka manewrowa – pomimo turowej mechaniki, gra przypomina nieco Wings of War. W trakcie kilkunastu partii w TG dowiedziałem się, że nie lubię w planszówkach losowości. Właśnie podczas jednej z rozgrywek poznałem legendę rodzinną, opowiadającą o przyjęciu mojego Ojca na WAT. Ze względu na wadę wzroku, przed badaniem lekarskim nauczył się na pamięć wszystkich tablic okulistycznych. Wyniki były tak dobre, że przyjęto go do lotnictwa. Dopiero stamtąd trafił do MW. Nic więc dziwnego, że Top Gun był dla nas obu grą szczególną, dla mnie, bo dotyczył pracy Ojca, dla Taty, bo dotyczył pasji syna.
Top Gun i szachy to nie jedyne gry, w które grałem z Tatą. Pomimo znacznie mniejszej niż dzisiaj popularności planszówek, poznaliśmy jeszcze takie klasyki jak Kreta 1941 czy Bzura 1939, a także familijne Step by Step. Większość wspomnień z rozgrywek podkolorowana jest sentymentem. Zapomniałem już błędy i niejasności w zasadach. Pamiętam tylko radość z rozgrywek z Ojcem i satysfakcję z wygranej. Boję się sięgać dzisiaj po te gry, boję się, że słabości wykonania i mechaniki wezmą górę nad dobrymi wrażeniami. Teraz, gdy poznałem "nowoczesne" planszówki, obawiam się powrotu do tych "starszych", nie chcąc zniszczyć sobie dobrych wspomnień.
Po drugiej stronie półek – po mojej stronie kanionu, leży kilka innych gier planszowych, w które z Tatą zagrać już nie zdążyłem. Nie wystarczyło czasu na Haziendę, Twilight Struggle czy Thurn und Taxis. Nie udało nam się razem zmierzyć w Wysokie napięcie, chociaż obu nas przyciągała industrialna estetyka planszy. Ostatnią grą, w którą grałem z Tatą pozostanie, zatem brydż, którym zaraziłem się dopiero w liceum.
Najbardziej żałuję nierozegranej nigdy partii w Orła morskiego. Marynistyka była naszym wspólnym konikiem, więc próba odtworzenia Bitwy Jutlandzkiej czy Bitwy u Wysp Komandorskich pociągała nas niesamowicie. Niestety – ciągle nie starczało nam czasu, odkładane spotkanie nigdy nie nadeszło. Mnie odstręczała nauka skomplikowanych zasad, a Tata pewnie obawiał się porażki "na polu zawodowym". Orzeł morski do końca świata będzie leżał na półce, chyba, że mój (ewentualny) syn odziedziczy hobby po ojcu i dziadku. Podobny los spotkał Ścieżki chwały. Bardzo intrygujący okres historyczny, duży wybór możliwych strategii – wszystko zachęcało do gry. Ponownie nie starczyło czasu, ani sił na naukę zasad i rozgrywkę.
Żałuję, że Tata nie zdążył zagrać ze mną w Duel in the Dark. Mieszanka brydżowego blefu i szachowej strategii przypadłaby mu do gustu, podobnie jak estetyczne wykonanie. Może wróciłyby wspomnienia ze wspólnych partii Top Guna, Lwa Morskiego czy seansów Bitwy o Anglię.
Typowe gry familijne nie pociągały nas za bardzo. W momencie boomu planszówkowego, obaj byliśmy na nie nieco za starzy. Woleliśmy raczej gry strategiczne i logiczne, takie, w których osiągnięcie mistrzostwa zabiera zbyt wiele czasu. Ani Osadnicy, ani Carcassonne nie pociągały nas tak bardzo jak Wysokie Napięcie czy Twilight Struggle. Żałuję, że nie nauczyłem Ojca grać w Caylusa, jako brydżysta byłby pewnie zadowolony z szerokiego wachlarza strategii. Paradoksalnie – do grania z rodzicami trzeba dorosnąć. Dopiero po stracie Taty uświadomiłem sobie wartość czasu z nim spędzonego, tyle, że wtedy było już za późno.
Jeśli kiedyś będę miał syna, też nauczę go planszówek. Zaczniemy od szachów, potem będą Osadnicy (grrr – jak ja ich nie lubię), może Bohnhanza a może Carcassonne? Nauczę go grać w Hexa, pokażę mu Blue Moon City. Gdy dorośnie, przerzucimy się na Wysokie Napięcie, Puerto Rico i Twilight Struggle. A gdy kiedyś pokona mnie w Caylusa, przekażę mu swoją kolekcję gier.
Cieszę się, że sporą część mojego życia wypełniły planszówki. Ciężko mi ocenić, czy miały one wpływ na mój charakter, zainteresowania czy pracę. Nie żałuję żadnej partii, nawet jeśli była rozegrana w marną grę. Czas zaciera błędy mechaniki, a koloryzuje wspomnienia z rozgrywki. Nieważne, zatem, czy grałem w Chińczyka czy w Puerto Rico, w istocie liczą się tylko kolejne udane spotkania z bliskimi.
Spieszmy się grywać z ludźmi, tak szybko odchodzą...