» Recenzje » Gra o tron, sezon 2

Gra o tron, sezon 2


wersja do druku

Warto było czekać

Redakcja: Kamil 'New_One' Jędrasiak

Gra o tron, sezon 2
Uwaga: Ze względu na zawarte informacje fabularne tekst przeznaczony jest dla osób, które oglądały już pierwszy sezon Gry o tron.

Dwaj walczący wymieniają uderzenia, ale jeden z nich jest słabszy. Przegrywa. Cofa się pod ciosami, aby w końcu spaść daleko w dół na dziedziniec. "Brawo, Ogarze!", woła król do zwycięskiego wojownika. Rozpoczyna się drugi sezon Gry o tron.

Czekaliśmy długo. Pierwszy sezon serialu, wyróżniony nagrodami Emmy za rewelacyjną czołówkę (z niezapomnianym motywem muzycznym) i świetny występ Petera Dinklage'a w roli karła Tyriona Lannistera, zapadł w pamięć widzów dzięki trafnie dobranym aktorom, pieczołowitemu wykonaniu (kostiumy, zdjęcia, montaż, scenografia…) i niegasnącej inwencji twórców, której owocem było wiele znakomitych scen – na pół samodzielnych miniaturowych opowieści (niejedna z nich doczekała się dziesiątków tysięcy wyświetleń w serwisie YouTube). Po roku nadszedł upragniony sezon drugi, a dokładniej – dwa jego pierwsze odcinki wyemitowane przez HBO w ramach seansu przedpremierowego, który odbył się we wtorek 27 marca w Multikinie w warszawskich Złotych Tarasach.

Najpierw kilka słów o początkowej sytuacji fabularnej drugiego sezonu. W Królewskiej Przystani nowy monarcha dalej pławi się w blasku korony; Joffrey Baratheon nie wie jednak, jak trudne okaże się dzielenie władzy zarówno z Cersei Lannister – królową regentką – jak i z Tyrionem, który przybywa do stolicy (wraz z potajemną nałożnicą Shae oraz najemnikiem Bronnem), by zastępować swego ojca na stanowisku namiestnika. Na monarszym dworze swoje intrygi snują także eunuch Varys i Petyr Baelish, a Sansa Stark robi co w jej mocy, aby nie ściągnąć na siebie gniewu króla.

W tym samym czasie na północy brat Sansy, Bran, pod nieobecność starszych członków rodu sprawuje rządy w Winterfell, a Jon Snow (w kompanii Samwella Tarly'ego) stawia pierwsze kroki za Murem, wypatrując zarówno dzikich, jak i potwornych Białych Wędrowców. Z kolei najstarszy z synów Eddarda, Robb, wspólnie z matką – Catelyn – szuka sprzymierzeńców do walki z Lannisterami, wciąż przetrzymując w obozie wojennym brata królowej, Jaimiego. I wreszcie, daleko za morzem, Daenerys Targaryen (strzeżona przez Joraha Mormonta) przeprawia się przez spalone słońcem pustkowie, usiłując zachować przy życiu nie tylko siebie i trzy niewielkie jeszcze smoki, ale też lud, dla którego stała się matką.

Czy to już wszystko? Otóż nie, bo wymieniłem jedynie miejsca znane nam z poprzedniego sezonu, a teraz dochodzą do nich dalsze przestrzenie, odwiedzane tak przez starych, jak i nowych bohaterów. Arya Stark podróżuje Królewskim Traktem w stronę Muru (jest z nią również kowalski czeladnik Gendry), uciekając w ukryciu przed Lannisterami. Theon Greyjoy udaje się na zachód, na Żelazne Wyspy, aby paktować ze swoim ojcem Balonem (spotka tam też innego członka swej rodziny). Natomiast na północny wschód od Królewskiej Przystani, na Smoczej Wyspie, do gry o tron włącza się także Stannis Baratheon – prawowity król Westeros, wspierany przez tajemniczą kapłankę Melisandre i dawnego przemytnika Davosa. Nie można również zapomnieć o Renlym Baratheonie, następnym kandydacie do korony, a także towarzyszących mu członkach rodu Tyrellów (Lorasie i Margaery) oraz Brienne z Tarthu.

W sumie mamy więc w tym momencie około dwudziestki ważnych postaci, a do tego dochodzą bohaterowie epizodyczni: wielki maester Pycelle, pirat Salladhor Saan, dothrakijski jeździec Rakharo, kazirodca Craster, dowódca stołecznej straży Janos Slynt… i wielu innych.

Czy o tych wszystkich postaciach uda się opowiedzieć w dziesięciu odcinkach? Niełatwo orzec, ale na razie twórcy poradzili sobie bardzo dobrze. Doskonałym przykładem jest już początek pierwszego epizodu, w którym w ciągu paru minut otrzymujemy brutalną walkę wręcz z udziałem Ogara, przechodzący ze śmiechu w grozę przerywnik z pijanym rycerzem Dontosem, krótki dialog pokazujący ciche napięcie między Sansą a Joffreyem (głównym bohaterem tej sceny, wchodzącym w krótkie, lecz wymowne interakcje z kilkoma innymi postaciami), przybycie Tyriona (i subtelną oznakę jego współczucia dla córki Eddarda) oraz czarny humor Bronna. Również potem na ekranie ciągle jest gęsto od istotnych dla fabuły bohaterów, a niemal każda ich interakcja zarówno posuwa naprzód całą historię, tworzy specyficzny dla danej chwili nastrój, jak i buduje charakter bohaterów oraz nakreśla stosunki pomiędzy nimi.

Moją szczególną uwagę zwróciły pojedynki słowne między postaciami (na przykład Tyrionem i Varysem albo Petyrem i Cersei), ale również inne dialogi – bardziej spokojne lub też toczone przez większą liczbę osób – obfitują w cięte riposty i zwięzłe maksymy, do których tak bardzo przyzwyczaił nas pierwszy sezon. Zdarzają się także nadzwyczaj udane sceny prowadzone prawie bez użycia słów (jak chociażby wielopoziomowe podglądanie w burdelu Littlefingera). Dość toporny cliffhanger pod koniec drugiego odcinka wydaje się jedynym poważniejszym mankamentem scenariusza.

Dla miłośników pierwotnej sagi ważna będzie pewnie wiadomość, że twórcy serialu w dalszym ciągu nie obawiają się zmieniania oryginalnych zdarzeń i bohaterów. Niektóre z modyfikacji są kosmetyczne (przykładowo, Asha Greyjoy została nazwana Yarą, aby jej imię nie kojarzyło się zbyt mocno z mianem jednej z pozostałych postaci), inne – poważniejsze (chyba najbardziej jaskrawą tego ilustracją jest relacja między Stannisem i Melisandre). Zmienia się także podział czasu antenowego: część bohaterów otrzymuje go mniej niż w książkach, inni zyskują dla siebie dodatkowe minuty. Zdarzają się sceny, których nie mogło być w Pieśni lodu i ognia, ponieważ nie uczestniczy w nich żadna z postaci obdarzonych przez George'a R.R. Martina własnymi rozdziałami. W ogólnym rozrachunku serial staje się nieco mniej przewidywalny dla osób znających oryginał, co prywatnie uważam za zaletę – mogę śledzić fabułę ze zwiększonym zainteresowaniem, a treści dodane przez twórców (konsultowane przecież z samym pisarzem) wzbogacają starych bohaterów o nowe rysy charakteru, zachęcając do spojrzenia na nich od nieco innej niż dotąd strony.

Na koniec nie sposób pominąć milczeniem całej warstwy wizualnej. Praca, jaką włożono w ponowne powołanie do życia martinowskiego uniwersum, była olbrzymia (wystarczy spojrzeć na listę miejsc, w których kręcono drugi sezon) i zdecydowanie się opłaciła. Chyba największe wrażenie wywarły na mnie przejścia między pustynią przemierzaną przez Daenerys a śnieżnymi terenami na północ od Muru. Poza tym od początku do końca seansu podziwiałem odnowioną Królewską Przystań, zróżnicowane stroje odmiennych rodów (to, że ich członkowie ubierają się inaczej, w pewien sposób przełożyło się nawet na fabułę) oraz piękne naturalne krajobrazy.

Podobno twórcy Gry o tron myślą o drugim sezonie jako następnym składniku odrębnej całości, którą jest serial, a nie po prostu ekranizacji dalszej części pierwotnego cyklu. Być może oznacza to, że w miarę rozrastania się dzieła Davida Benioffa i Daniela B. Weissa czeka nas coraz dalsze (choć oczywiście bez przesady) odchodzenie od oryginału. Tym niemniej sądzę, iż przy obecnym poziomie serialu nawet rzecznicy unikania rozbieżności będą gotowi zakopać topór wojenny, by czerpać radość z obcowania z kolejnymi odcinkami. Natomiast ci, którzy książek jeszcze nie znają, siłą rzeczy nie będą się przejmować przeróbkami. Problemem dla jednych i drugich może być tylko to, że dziesięć odcinków przy tak złożonej historii to naprawdę mało – twórcy serialu postawili przed sobą nie lada wyzwanie. Czy w pozostałej części sezonu utrzymają równie dobrą formę jak do tej pory? Istnieje tylko jeden sposób, by się przekonać.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Tagi: Gra o Tron



Czytaj również

Porozmawiajmy o fan fiction. Część 3
Po co właściwie ludzie piszą fiki? Pytanie o motywacje
Emocje w serialach
Oczywista nieoczywistość
Gra o Tron: Cluedo
Morderstwo w Westeros
- recenzja

Komentarze


[...]
   
Ocena:
+1
Jedna uwaga: nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w oryginale mieliśmy do czynienia z MelisandrE, a nie MelisandrĄ (w związku z czym nie powinna chyba być 'odmienna')- mogę się wszakże mylić :]
31-03-2012 10:01
Scobin
   
Ocena:
0
Bardzo możliwe, nie mam dostępu do polskiego tłumaczenia, kołatała mi się po głowie "Melisandra", ale widocznie trzeba było jeszcze dokładniej sprawdzić. Poprawione. ;-)
31-03-2012 15:03
~Lukk

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Cięte dialogi i celne riposty znane są z kart książki. Dlaczego więc autor tak się podnieca? Po co autor streszcza sezon pierwszy? Wnioski są za daleko idące. To tylko 2 pierwsze odcinki. Relacja jest do niczego. Proszę najpierw nauczyć się pisać a później publikować.
31-03-2012 19:01
Scobin
   
Ocena:
+8
Komentator sądzi, że tekst jest do niczego, autor zaś – że do niczego jest komentarz. To bardzo wygodna sytuacja, ponieważ żadna ze stron nie musi tracić czasu na dalszą rozmowę, a przecież czasu w życiu jest tak mało!
31-03-2012 20:41
~Lukk

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
To prawda. Ważnym jest też poczucie własnej nieomylności. Bo tak to dziś jest. Pisać, recenzować, opiniować każdy może...
31-03-2012 21:18
Scobin
   
Ocena:
+2
Na początek proponuję samemu przyznać się do błędu, jako że (1) autor wcale nie streszcza sezonu pierwszego oraz (2) wnioski autora wcale nie dotyczą pozostałych odcinków drugiego sezonu, o czym autor w paru miejscach wyraźnie pisze. Wówczas autor – który na razie nie jest pewien, czy on i komentator czytali ten sam tekst – chętnie odpowie na pozostałe kwestie poruszone w pierwszym komentarzu. :-)
31-03-2012 21:27
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A mnie wisi sezon drugi i ekscytacja ciętymi ripopstami i celnymi dialogami. A czym innym może nadrobić ekranizacja tasiemcowego cyklu bez końca bez spektakularnych scen batalistycznych, komputerowych potworów i zapierających dech pejzaży? A przepraszam - może nadrobić cyckami! Są? :)
01-04-2012 11:11
Scobin
   
Ocena:
+1
Tasiemcowatość cyklu ujawnia się głównie w czwartym i piątym tomie. Być może twórcom serialu (przy współudziale samego pisarza) uda się naprawić popełnione w tych częściach błędy kompozycyjne? Zresztą Twój komentarz uświadomił mi, że niewielka liczba odcinków w sezonie jest nie tylko zagrożeniem, ale i szansą – szansą na uniknięcie tasiemcowatości. ;-)

Jeśli chodzi o resztę komentarza, to dla mnie dialogi i riposty (wraz z całą konstrukcją scen) nie są dodatkiem, tylko zasadniczą częścią serialu. Brak scen batalistycznych (pomińmy w tej chwili to, że w drugim sezonie ma ich być więcej) i komputerowych potworów (bo pejzaże wcale nie są złe) niespecjalnie mi przeszkadza.

Cycki są, oczywiście, ale ich akurat wolałbym mniej – choćby dlatego, że zazwyczaj scenom seksu (takie odniosłem wrażenie) towarzyszą mniej ciekawe dialogi. ;-)
01-04-2012 12:58
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
czy słyszeliście, że Winds of the Winter my wyjść w USA w listopadzie?
01-04-2012 12:59
Repek
   
Ocena:
0
czy słyszeliście, że Winds of the Winter my wyjść w USA w listopadzie?

A którego roku? 2015?

Dziś to można by pewnie usłyszeć, że nawet w czerwcu. :)

Pozdro
01-04-2012 13:10
SkeezaPhrenyak
   
Ocena:
+1
Bardzo fajny serial, ale oglądając go, po prostu nie mogę się oprzeć pewnym porównaniom z innymi serialami stajni HBO, pośród których moimi ulubionymi są Deadwood, Rome i The Wire.
Otóż na bazie takich porównań jakoś nie umiem pozbyć się wrażenia, że dialogi w GoT są (a przynajmniej bywają) nieco "cheesy", natomiast aktorstwo (a może reżyseria scen?) momentami wydaje mi się trochę drewniane.

Oczywiście - jeśli idzie o interpretację roli - Tyrion rządzi.
Takoż Daenerys, ale ją po prostu lubię jako postać.

Póki co, po pierwszym odcinku drugiej serii mogę stwierdzić, że twórcy IMHO nabrali nieco artystycznej odwagi, czego - jak mi się zdaje - zabrakło w serii pierwszej. Oby tak dalej (choć do mojej osobistej drużyny serialowych debeściaków GoT raczej i tak nie trafi).
03-04-2012 11:52
Repek
   
Ocena:
+1
Do Wire to trudno porównywać - tam naprawdę aktorzy mają co pograć. Tutaj występują, ale robią to świetnie - imo większość z nich na poziomie Rzymu, gdzie była bardzo dobra obsada.

Pozdro
03-04-2012 11:55

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.