16-10-2007 21:01
Ględzenie przedwyborcze
W działach: domorosła filozofia, pamiętnik | Odsłony: 0
To ja powinnam jakoś przedwyborczo chyba.
Przyznam się szczerze, że jakoś w tym roku niechętnie będę wrzucać tę kartkę. Głosuję zawsze, obecność obowiązkowa, przywilej wolnego człowieka, chociaż wolność to też niekoniecznie zaraz miód i czekolada. Nieprzypadkowo tak wielu ludzi woli, kiedy to za nich się decyduje. Bardzo wygodna sytuacja, nawet narzekać można z czystym sumieniem, bo przecież się nie krytykuje samego siebie… hm.
No, ale trochę odjechałam z tematu, a miało być o wyborach. A może nawet o poglądach.
Moje poglądy polityczne są takie, że nie istnieją. To znaczy najchętniej głosowałabym na jakąś partię liberalną gospodarczo i obyczajowo, a jednocześnie pełną przebojowych, uprzejmych, mądrych ludzi.
Proszę zwrócić uwagę na oksymorony zawarte w powyższym zdaniu.
Jedyna duża partia liberalna gospodarczo jest konserwatywna światopoglądowo aż do urzygu. Przepraszam konserwatystów, którzy to przypadkiem czytają, ale z natury jestem hipiską. Monogamiczną i niepijącą, ale chodzi mi dokładnie o to samo, znaczy pokój (własny), miłość (hm!), wolność (a nie szybkość) życia i używki (w sensie herbata).
Moi starzy demokraci, na których głosowałam nawet w tym roku, co nie weszli do Sejmu, dali się zjeść niedobitkom z SLD. Nie lubię tej partii, źle mi się kojarzy, nie ufam ich socjalistycznym pomysłom na gospodarkę. Akurat przegięcie w żadną stronę nie jest dobre, ale nas jeszcze nie zdążyło nawet porządnie wygiąć w stronę sprawnego kapitalizmu.
Gdybyśmy żyli w USA, pewnie zamieniłabym się w socjalistkę. Ot tak, dla zdrowej równowagi. Ale tutaj…?
Znaczy akurat podatek liniowy niekoniecznie, bo wszystkie moje źródła dochodu, włącznie z głównym (pensja początkującego naukowca) cieszą się ulgą z tytułu praw autorskich. Może gdyby jednocześnie podwyższyli pensję… albo niech podwyższą teraz. A co. Się nie zmarnuje.
Trzecia duża partia wywołuje we mnie reakcję walki albo ucieczki. Słowo daję, dawno nie było takiej sytuacji: premier powie jedno zdanie, a mnie się wszystko przewraca. Mam poglądy dokładnie odwrotne. W stu procentach. A jeszcze gorzej mi się robi jak pomyślę, że ktoś się w ogóle może z nimi zgadzać.
Podobno bracia K chcieli wywalić palmę z Alei Jerozolimskich. Bo niechrześcijańska, w przeciwieństwie do choinki bożonarodzeniowej (?!?! google pochodzenie choinki). To jest moim zdaniem symptomatyczne. Najpierw palmy, a potem Niebieskie Króliki i wszystko, co mądre i piękne.
Są jeszcze chłopi.
Nie jestem chłopem.
Poza tym jest Partia Kobiet, ale sceptycznie patrzę na ten ich hurraoptymizm. Zresztą też machają szabelką. Jesteśmy jednej krwi, niestety, mamy dokładnie takie wady jak panowie, może tylko trochę więcej w nas odpowiedzialności. Ale nie oszukujmy się. Trochę.
Może dam im kreskę, żeby się przynajmniej rozwijały dzięki dotacji, mają fajne inicjatywy lokalne. A ja mam słabość do wszystkich drobnych spraw i beznadziejnych przedsięwzięć. I pewną historię wyprowadzania takich przedsięwzięć na prostą.
A może jednak dołożę patyczek na wagę, która ma odebrać stanowiska dwóm napuszonym braciom bliźniakom?
Kolejna dygresja - dlaczego nie ma zapisu, że krewni pierwszego stopnia nie mogą jednocześnie pełnić wysokich stanowisk państwowych? Przecież tak to można całe klany…
Ogólnie i całościowo, głosować trzeba i nie wstydzić się tego, na co się głosuje. Nawet jeśli wybrana przeze mnie partia okaże się do luftu... no, w końcu politycy są jak sprzedawcy używanych samochodów.
Moje życie, moje błędy.
A co.
Przyznam się szczerze, że jakoś w tym roku niechętnie będę wrzucać tę kartkę. Głosuję zawsze, obecność obowiązkowa, przywilej wolnego człowieka, chociaż wolność to też niekoniecznie zaraz miód i czekolada. Nieprzypadkowo tak wielu ludzi woli, kiedy to za nich się decyduje. Bardzo wygodna sytuacja, nawet narzekać można z czystym sumieniem, bo przecież się nie krytykuje samego siebie… hm.
No, ale trochę odjechałam z tematu, a miało być o wyborach. A może nawet o poglądach.
Moje poglądy polityczne są takie, że nie istnieją. To znaczy najchętniej głosowałabym na jakąś partię liberalną gospodarczo i obyczajowo, a jednocześnie pełną przebojowych, uprzejmych, mądrych ludzi.
Proszę zwrócić uwagę na oksymorony zawarte w powyższym zdaniu.
Jedyna duża partia liberalna gospodarczo jest konserwatywna światopoglądowo aż do urzygu. Przepraszam konserwatystów, którzy to przypadkiem czytają, ale z natury jestem hipiską. Monogamiczną i niepijącą, ale chodzi mi dokładnie o to samo, znaczy pokój (własny), miłość (hm!), wolność (a nie szybkość) życia i używki (w sensie herbata).
Moi starzy demokraci, na których głosowałam nawet w tym roku, co nie weszli do Sejmu, dali się zjeść niedobitkom z SLD. Nie lubię tej partii, źle mi się kojarzy, nie ufam ich socjalistycznym pomysłom na gospodarkę. Akurat przegięcie w żadną stronę nie jest dobre, ale nas jeszcze nie zdążyło nawet porządnie wygiąć w stronę sprawnego kapitalizmu.
Gdybyśmy żyli w USA, pewnie zamieniłabym się w socjalistkę. Ot tak, dla zdrowej równowagi. Ale tutaj…?
Znaczy akurat podatek liniowy niekoniecznie, bo wszystkie moje źródła dochodu, włącznie z głównym (pensja początkującego naukowca) cieszą się ulgą z tytułu praw autorskich. Może gdyby jednocześnie podwyższyli pensję… albo niech podwyższą teraz. A co. Się nie zmarnuje.
Trzecia duża partia wywołuje we mnie reakcję walki albo ucieczki. Słowo daję, dawno nie było takiej sytuacji: premier powie jedno zdanie, a mnie się wszystko przewraca. Mam poglądy dokładnie odwrotne. W stu procentach. A jeszcze gorzej mi się robi jak pomyślę, że ktoś się w ogóle może z nimi zgadzać.
Podobno bracia K chcieli wywalić palmę z Alei Jerozolimskich. Bo niechrześcijańska, w przeciwieństwie do choinki bożonarodzeniowej (?!?! google pochodzenie choinki). To jest moim zdaniem symptomatyczne. Najpierw palmy, a potem Niebieskie Króliki i wszystko, co mądre i piękne.
Są jeszcze chłopi.
Nie jestem chłopem.
Poza tym jest Partia Kobiet, ale sceptycznie patrzę na ten ich hurraoptymizm. Zresztą też machają szabelką. Jesteśmy jednej krwi, niestety, mamy dokładnie takie wady jak panowie, może tylko trochę więcej w nas odpowiedzialności. Ale nie oszukujmy się. Trochę.
Może dam im kreskę, żeby się przynajmniej rozwijały dzięki dotacji, mają fajne inicjatywy lokalne. A ja mam słabość do wszystkich drobnych spraw i beznadziejnych przedsięwzięć. I pewną historię wyprowadzania takich przedsięwzięć na prostą.
A może jednak dołożę patyczek na wagę, która ma odebrać stanowiska dwóm napuszonym braciom bliźniakom?
Kolejna dygresja - dlaczego nie ma zapisu, że krewni pierwszego stopnia nie mogą jednocześnie pełnić wysokich stanowisk państwowych? Przecież tak to można całe klany…
Ogólnie i całościowo, głosować trzeba i nie wstydzić się tego, na co się głosuje. Nawet jeśli wybrana przeze mnie partia okaże się do luftu... no, w końcu politycy są jak sprzedawcy używanych samochodów.
Moje życie, moje błędy.
A co.