» Recenzje » Geniusz - Graham Masterton

Geniusz - Graham Masterton


wersja do druku

Masterton bliski genialności

Redakcja: Tomasz 'earl' Koziełło

Geniusz - Graham Masterton
Grahama Mastertona nie trzeba bliżej przedstawiać. Jest to w naszym kraju jeden z najsłynniejszych i najpopularniejszych autorów powieści i opowiadań grozy, znanych z fabuły pełnej nieludzkiego okrucieństwa i drapieżnego seksu. Nieco mniej znane są jego kontrowersyjne poradniki seksuologiczne, napisane z rozmachem książki historyczne, a także thrillery sensacyjne. Do tego ostatniego gatunku należy wznowiony właśnie przez wydawnictwo Replika Geniusz.
____________________________


Hitchcock byłby dumny: powieść zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie już tylko rośnie. Książka od pierwszej strony tętni bowiem dynamiką i suspensem, pada też kilka trupów. W 1942 roku grupa japońskich żołnierzy pod dowództwem majora "Wiatru Śmierci" Nishino, człowieka o nieco lirycznej duszy, wykonuje karkołomne zadanie, polegające na porwaniu pewnego amerykańskiego naukowca. Misja kończy się sukcesem, jednak o jej rozległych reperkusjach dowiedzieć się można dopiero dużo później.

Akcja przenosi się pół wieku w przyszłość. Oto Micky Frasier: niczym się niewyróżniający młodzieniec o przeciętnej inteligencji, pracujący jako pomywacz we włoskiej knajpie i snujący z przymrużeniem oka raczej nierealne marzenia o karierze gwiazdy rocka. Poza pracą pochłania go niewiele rzeczy – leniwie spędza czas ze swoją jeszcze bardziej prostolinijną dziewczyną, wegetarianką Roxanne, czy też bez szczególnego talentu brzdąka na gitarze z równie pospolitym przyjacielem Mingusem. Nie przeszkadza mu jednak taka monotonia, ponieważ tak naprawdę niewiele od życia oczekuje. Jednak niebawem to się zmieni. Któregoś wieczora Micky jest świadkiem próby porwania z pozoru zwyczajnego starszego pana i, sam lekko zdziwiony swoim niecodziennym heroizmem, postanawia ruszyć mu z pomocą i wybawić z rąk oprychów. Wywiązuje się brawurowy pościg za porywaczami i ucieczka z uratowanym, w trakcie której staruszek okazuje się człowiekiem obdarzonym rozległą wiedzą ogólną i błyskotliwością. Gdy opadną emocje, doktor Lügner, bo tak się nazywa ocalony, zaprasza chłopaka do swojego mieszkania. Okazuje się wówczas, że jego intelekt jest o wiele większy, niż się zdawało. Jest po prostu geniuszem. Zadziwia Micky’ego w rozmowie znajomością przeogromnej ilości informacji na właściwie wszystkie tematy: od muzyki rockowej, przez fizykę kwantową, na łowieniu rekinów kończąc. Aby okazać mu wdzięczność, decyduje się podzielić z nim swoim niezwykłym wynalazkiem – preparatem wielokrotnie zwiększającym ludzkie możliwości intelektualne. Obiecuje mu także udział w niezwykłych przygodach, które na zawsze zmienią jego życie. Choć pełen wątpliwości, Micky zgadza się na tę propozycję, nie wiedząc, że już niebawem gorzko tego pożałuje.

Kilka dni później John Huntley, znakomity detektyw przemysłowy, zmuszony podłym szantażem, przyjmuje od pięknej, tajemniczej damy ofertę ogromnego honorarium za odnalezienie kłopotliwej osoby. Jest nią ukrywający się pod pełnymi drwiny przybranymi nazwiskami naukowiec, który porzucił wojskowy projekt supernowoczesnego systemu naprowadzania pocisków. Bez niego firma pracująca nad MiGR8 jest bezradna wobec niespodziewanych komplikacji w działaniu mechanizmu. John niechętnie podejmuje śledztwo, skutkiem czego niedługo potem spotka na swej drodze zarówno Micky’ego, jak i samego geniusza, bo to oczywiście on jest tym zaginionym naukowcem.

Od tego momentu akcja powieści nabiera coraz większego przyspieszenia. Masterton wykazuje się, jak zwykle, świetnym warsztatem, jeśli chodzi o dramaturgię, ciekawie zarysowane postaci i dobrze brzmiące dialogi. Książka nie zmniejsza tempa na dłużej, niż kilka stron, ponieważ autor nie skąpi nam opisów pościgów samochodowych, strzelanin i eksplodujących budynków, powściągając jednak nieco to, co jest w jego twórczości tak charakterystyczne, czyli makabrę i sceny erotyczne. W odróżnieniu od innych dreszczowców Mastertona, które czytałem (Zaraza, Głód i Ikon) nie jest Geniusz również tak bardzo cyniczny i posępny, co przyjąłem wręcz z radością. Tekst wyróżnia się przez to w bardzo przyjemny sposób, emanuje od niego większa pogoda ducha, entuzjazm, życiowy optymizm, głównie za sprawą protagonistów, którzy są po prostu miłymi ludźmi i nie żywią wobec nikogo większej urazy. Autor, inaczej niż zazwyczaj, obchodzi się z nimi jakby ze współczuciem i szacunkiem zamiast traktować jak worki treningowe dla swojej drapieżnej wyobraźni. Różne naiwne decyzje podejmowane przez Micky’ego nie rażą, przecież od początku wiadomo, że nie grzeszy on wielką bystrością umysłu, nie sposób więc uznać ich za błędy samego Mastertona. Nawet czarne charaktery nie są tym razem jakoś szczególnie bezwzględne i krwiożercze; można zrozumieć ich motywację, mimo że ona ich nie usprawiedliwia. Nie ma w tej powieści postaci papierowych i moralnie czarno-białych, ewoluują one w miarę przebiegu akcji, zmienia się również stosunek czytelnika do nich, gdy odsłaniają swoje niepochlebne strony. Na przykład z początku są podekscytowane swoimi dramatycznymi przejściami, widząc w nich ciekawą odmianę, potem stopniowo coraz bardziej przerażone, by wreszcie z wyczerpaniem stwierdzić, że dostały stanowczo zbyt wiele "atrakcji". Lektura jest przez to żywa i przekonywająca.

Geniusz nie jest "czystym" thrillerem, skoro bowiem jedną z ważnych postaci jest detektyw prowadzący śledztwo w sprawie postaci tytułowej, a przebieg akcji to w dużym stopniu właśnie znajdowanie tropów, przesłuchania, dedukcja itp., dużą część fabuły stanowi więc drobiazgowo zaplanowany kryminał. Ta godna uznania precyzyjna konstrukcja daje o sobie znać wielokrotnie, w postaci takich zmyślnych drobiazgów, jak choćby niespodzianki z zamkiem elektronicznym w drzwiach, czy też sztuczka z fortepianem. Całość jest również okraszona szczyptą science fiction, na co wskazuje wykorzystanie takich wynalazków, jak wspomniany już futurystyczny militarny system, czy też farmakologiczny stymulator intelektu. Elementy fantastyczno-naukowe nie są w bibliografii Mastertona czymś częstym, tym bardziej cieszy ich obecność w Geniuszu. Natomiast ostatnie kilkadziesiąt stron to prawdziwie mistrzowski popis pisarstwa rozrywkowego: wydarzenia nie zwalniają już do końca, a zaskakujące zwroty akcji dodają świeżego powiewu tam, gdzie wszystko wydawało się już być pewne i zrozumiałe.

Nie jest to jednak powieść pozbawiona wad. Jako pierwszą wymieniłbym zdecydowanie nie najlepsze poczucie humoru, co było akurat przykrym zaskoczeniem – Masterton zazwyczaj sprawdza się na tym polu znakomicie. Tutaj jednak można kilkakrotnie zgrzytnąć zębami z zażenowania, niektóre dowcipy są nie tylko mało śmieszne, ale i w ogóle do niczego niepotrzebne. Na szczęście, większość z nich pada z ust Micky’ego, co można od biedy wytłumaczyć faktem, że jest to osoba, przynajmniej przez sporą część książki, niezbyt inteligentna, sztubackie odzywki stanowią więc jakby integralną część jego charakterystyki, chociaż trochę psują przyjemność z lektury. Wątek z niepełnosprawnym synkiem detektywa Huntleya jest chyba niepotrzebny, albo też jego uzasadnienie powinno być bardziej rozwinięte. Domyślam się, że miało tu chodzić o poczucie winy, ale właściwie nic z tego dla całości nie wynika. Pisarz czasami trochę zbyt wyraźnie manipuluje poczynaniami postaci tylko dlatego, że w danym momencie akurat tego wymaga dramaturgia – kilka razy wpadają one na siebie całkowicie przypadkowo. Zakończenie również pozostawia trochę do życzenia: jest zbyt gwałtowne, tak jakby autorowi spieszyło się, by rozwiązać wszystkie wątki za jednym zamachem, co niestety często przewija się przez jego twórczość. Natomiast sama puenta jest obmyślona bez zarzutu – stawia pod znakiem zapytania niektóre kluczowe wątki, przez co Geniusz potrafi przechytrzyć czytelnika dosłownie na ostatniej stronie.

Na koniec pozostawiłem to, co będzie chyba najbardziej dyskusyjne, zarówno dla zwolenników tej powieści, jak i osób nastawionych do niej negatywnie. Cała historia zawiera w sobie ogromną dawkę nieprawdopodobieństwa, zwłaszcza gdy idzie o monumentalną intrygę spiskową (obejmującą USA i Japonię) i specyfikę tych fantastycznych wynalazków, jakimi są wspomniany "eliksir mądrości" i futurystyczny system naprowadzania, o którego złożonych szczegółach nie będę się rozpisywał. Z pewnością znajdą się tacy, co powiedzą, że Geniusz to książka przesadnie wydumana i niedorzeczna, trącąca miejscami absurdem. Do pewnego stopnia się z tym zgadzam, jednak w tymże nieprawdopodobieństwie widzę wielką zaletę książki. Jej fabuła nie miała chyba być uderzająco realistyczna (z wyjątkiem psychiki osób gęsto zaludniających powieść i ich reakcji na dramat rozgrywający się wokół), stawiać poważnych tez wyjaśniających niektóre fakty historyczne, czy przewidywać rozwoju nauki, tylko oszałamiać odbiorcę wielką fantazją, kreatywnością i rozmachem, nawet za cenę popadnięcia w taką trochę szpiegowską bajkę. Ta niewiarygodność dodaje i tak już pochłaniającej lekturze czegoś niesamowicie ekscytującego, niekiedy wręcz fascynującego, co po prostu znacznie zwiększa ogólną satysfakcję czytelnika. W odróżnieniu od ambitnej prozy głównego nurtu, dobra literatura rozrywkowa opiera się na tak zwanym zawieszeniu niewiary. A w czynieniu niewiarygodnego wiarygodnym Masterton zawsze był jednym z najlepszych.

Pomysł wznowienia po kilkunastu latach omawianego dzieła należy uznać za bardzo udany, zwłaszcza, że nakład poprzedniego wydania już dawno się wyczerpał. Z przyjemnością stwierdzam, że jest to jedna z najlepszych powieści Grahama Mastertona w ogóle i być może najlepsza w tym gatunku, przynajmniej spośród tych dreszczowców, które znam. Zastanawiam się nawet, czy tego typu książki pod pewnymi względami nie są jego najwybitniejszymi osiągnięciami i mam wielką ochotę sięgnąć po pozostałe. Jako ciekawostkę warto zaznaczyć, że za granicą pierwsza edycja tej powieści została napisana przez autora pod pseudonimem Alan Blackwood, ponieważ Masterton chciał przekonać się, jak wydanie pod innym nazwiskiem utworu tak odmiennego od jego zwykłej twórczości wpłynie na sprzedaż i przyjęcie krytyki. Mam nadzieję, że ów eksperyment wydawniczy przyniósł mu same korzyści, bo w pełni na to zasłużył. I choć nie powiedziałbym, że Geniusz mógłby być tytułem jego autobiografii, moje uznanie dla jego niebanalnego talentu pisarskiego znacznie wzrosło. Nie pozostaje mi nic innego, jak szczerze zachęcić wszystkich zwolenników silnych wrażeń do przeczytania tej pozycji.

I jeszcze jedno: jeśli podobał wam się zeszłoroczny hit Jestem Bogiem (Limitless) z Bradleyem Cooperem w roli głównej (ekranizacja książki Alana Glynna), tym bardziej mogę powieść polecić – jest to historia na, z grubsza, ten sam temat.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
8.5
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Geniusz (Genius)
Autor: Graham Masterton
Tłumaczenie: Piotr Kuś
Wydawca: Replika
Data wydania: 11 września 2012
Liczba stron: 428
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-76741-00-0
Cena: 35,90 zł



Czytaj również

Dom stu szeptów
Lekcja o unikaniu oryginalności
- recenzja
Niemy strach
Cień nadziei
- recenzja
Rytuał
Średnio to widzę
- recenzja
Czerwone światło hańby
Haniebna sprawa
- recenzja
Tengu
Masterton (nieco) inaczej
- recenzja

Komentarze


In flagranti
   
Ocena:
+2
Twórczość Grahama Mastertona znam z dwóch pozycji; "Kostnicy"... i tej książki, o której niedawno rozmawialiśmy, a której tytułu znów nie pamiętam. Kupiłam ją wiele lat temu od pana, handlującego literaturą rozrywkową. Transakcja dokonała się w przedziale pociągu. Aż do następnej stacji byłam zachwycona, a później emocje opadły i każdy kolejny fragment ciekawił mnie coraz mniej...

Więc "Geniusz" to bardziej kryminał i"widowiskowa" akcja niż powieść grozy?

Gdybyś miał porównać "Smocze Łzy" Koontza do "Geniusza" co byś powiedział? Porównanie nasuwa mi się przez motyw śledztwa, pościgu, akcji... Ale chyba brak "Geniuszowi" tej samej subtelności, magii, niedopowiedzeń...

Edit - Odszukałam zapomniany tytuł, żebyś choć trochę się zrehabilitować za tę mastertonową ignorancję. To był "Trans Śmierci".
04-10-2012 20:26
Patryk Cichy
   
Ocena:
+1
Tak, pamiętam, że "Trans śmierci" nie przypadł Ci do gustu - mnie zresztą też nie.
A "Geniusz" nie jest w najmniejszym stopniu powieścią grozy, nie ma z horrorem kompletnie nic wspólnego. To jest właśnie jeden z tych jego thrillerów - wedle zachodniej klasyfikacji nie jest to groza, ale raczej pełne suspensu książki sensacyjne czy szpiegowskie. Takie, jak omawiana tu pozycja. W Polsce patrzy się na to nazewnictwo inaczej: i horror, i thriller to groza, z tym, że w pierwszym jest fantastyka, a w drugim nie.
Jeśli porównywać dwie zestawione przez Ciebie powieści, powiedziałbym, że "Smocze łzy" to coś, co mógłby napisać raczej właśnie Masterton (bo jest tam magia, groza, nastrój niesamowitości), natomiast "Geniusz" jest trochę bardziej w stylu Koontza (śledztwo, pościg, akcja, elementy SF). Ale to bardzo niedoskonałe porównanie: pisarze Ci znacznie się różnią.
Ja dopiero niedawno wciągnąłem się w te Mastertonowskie dreszczowce: ze 20 lat temu czytałem "Głód", w zeszłym roku "Zarazę", a we wrześniu to już poszło jak budza - "Ikon", "Geniusz" i "Kondor". Recenzowana powyżej książka jest jedną z najlepszych w tym nurcie. Jest ich łącznie kilkanaście. Niebawem przeczytam je wszystkie.
04-10-2012 20:41
In flagranti
   
Ocena:
+2
Dzielny jesteś. Kiedyś zaczęłam tak czytać Kinga - jedną książkę po drugiej. Potrzebowałam długiej przerwy i kilku optymistycznych czytadeł żeby się później pozbierać. A skoro w książkach Mastertona wszechobecny jest ponury nastrój (zresztą takie prawo horroru!), brak nadziei i smutek, to powinieneś mieć pod ręką parę miłych infantylnych rozrywek, typu "Złoty Kur":)
Bo w którymś momencie nie zniesiesz śmierci kolejnej ulubionej postaci, przepowiadam Ci złowieszczo...

Na mnie od kilku miesięcy czeka "Szkieletowa Załoga" Kinga, ruszona i porzucona.

Ale widzisz, tak tu piszesz o Mastertonie - że magia, groza i niesamowitość... Może jeszcze zaryzykuję. Tylko nic z serii Manitou i stare indiańskie cmentarzyska!
Tak czy inaczej, muszę dokończyć Koontz'a ;)
04-10-2012 21:06
earl
   
Ocena:
+1
Ze "Szkieletowej załogi" najlepsza jest "Mgła", ale i to do momentu, kiedy okazuje się, kto stoi za tajemniczymi morderstwami.
07-10-2012 11:30
Patryk Cichy
   
Ocena:
0
Ta nowela zdecydowanie jest największą ozdobą zbioru, ale o jakich tajemniczych morderstwach mówisz? Z tego co pamiętam chyba od początku było wiadomo, że zabijają przerośnięte stworki z innego wymiaru.
08-10-2012 01:34

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.