» Blog » Gambit Mocy - moja debiutancka powieść
09-03-2014 23:01

Gambit Mocy - moja debiutancka powieść

W działach: pisanina, książki | Odsłony: 977

Gambit Mocy - moja debiutancka powieść

Dobra. Do tego, że coś tam napisałem zdołali się przyzwyczaić już chyba wszyscy. Istotną nowością jest fakt, że udało mi się To wydać.

 

Najpierw kilka szczegółów. Książka nazywa się Gambit Mocy i jak łatwo stwierdzić po tytule jest powieścią fantasy. Ukazała się 17 styczna 2014 nakładem wydawnictwa Oficynka, specjalizującego się w literaturze rozrywkowej (głównie kryminał i sensacja). Z chwaleniem się nią wolałem zaczekać jednak do momentu gdy w sieci będą pierwsze recenzje. Te pojawiają się powoli od jakiegoś miesiąca.

 

Moje zamierzenia...

 

Według moich początkowych planów Gambit Mocy miał być lekką powieścią fantasy, bez udziwnień, bez ratowania świata, z fabułą skupioną na postaciach i relacjach między nimi. W warstwie literackiej czymś pośrednim między Grą o Tron (wzbogaconą jednak o znacznie więcej nadprzyrodzoność), a „Światem Dysku” Pratchetta. Książkę planowałem na trzy tomy po 200-250 stron każdy. Format miał być zbliżony do tego, jak wydawano Zelaznego, Moorcocka, stare Conany czy Andersona. Jest to mój ulubiony format powieści fantastycznej, dziś już niepraktykowany. Historia miała być prosta, dowcipna, zawierać trochę zagadki, trochę mordobicia i trochę obyczajówki. Jako, że ostatnimi czasy fantastyka (za sprawą różnych Zmierzchów) jest bardzo chętnie czytana przez nastoletnie dziewczęta, obyczajówki miało być sporo. Tom pierwszy miał stanowić w miarę zamkniętą całość, na wypadek gdyby się nie sprzedał i pomysł należało zarzucić. Jednocześnie stanowił preludium dla dwóch następnych, z którymi miał tworzyć większą, spójną historię.

 

...i ich zderzenie z rzeczywistością:

 

Jedną z pierwszych rzeczy, których się dowiedziałem (zaraz po tym, że a) Większość wydawnictw zawiesiło wydawanie debiutantów b) Ci, którzy nie zawiesili są najczęściej zawaleni stosami propozycji wydawniczych na 4-5 lat do przodu c) Są ludzie, którzy robią biznes z wydawania książek za wkład własny, często nawet nie próbując ich potem wysłać do księgarni) było to, że książka takiego formatu, jak zaplanowałem nie ma szans zostać wydana.

 

Powód jest prosty: obecnie klient najczęściej pierwszy raz kontaktuje się z książką w księgarni samoobsługowej, gdzie wydawnictwa stoją do niego bokiem. Powoduje to, że bok musi być gruby, bo inaczej książka ginie na półce. Wydawcy bardzo niechętnie patrzą więc na wszystko, co jest cieńsze niż 350 stron, tak naprawdę preferowany rozmiar to około 450-550 stron. A ja naiwny uważałem, że obecnie książki są coraz większe, bo autorzy nie potrafią gospodarować treścią... W efekcie zdecydowalem się połączyć to co zaplanowałem na 3 tomy w jeden. W efekcie z moich trzech cienkich książeczek jest jedna, grubaśna.

 

Fabuła i postacie:

 

Fabuła kręci się wokół postaci księżniczki Samii należącej do rasy Skrzydlatych. Dziewczyna, z uwagi na przesąd związany z kolorem jej skrzydeł zostaje wygnana ze swojego kraju. W zamian za kilka politycznych przysług (pomoc wojskowa w nadchodzącej wojnie i takie tam) znajduje schronienie w jednym z ościennych krajów. Oczywiście Samia nie ma zamiaru rezygnować z władzy, szybko zaczyna więc knuć i spiskować, by wrócić na stołek.

 

Nie jest to jednak łatwe. Rodzina królewski, z którego pochodzi księżniczka jest bowiem lekko dysfunkcyjna, tak więc w domu dziewczyna zostawia w domu siostrę „kochającą ją na zabój”, a poza tym po piętach depczą jej czarnoksiężnicy, potwory oraz wróg najważniejszy: kapłani rządzący jej krajem zza pleców króla.

 

Nasza bohaterka znajduje schronienie w królestwie Dorianu, takim średniowiecznym odpowiedniku republiki bananowej. W królestwie panuje burdel, jest w nim król który chciałby być Theodenem z Rochanu, a jest bardziej Denethorem z filmowej adaptacji Władcy Pierścieni, kanclerz, który chciałby być Tywinem Lanisterem, ale mu talentu nie starcza i władza, która sama nie wie, czy chciałaby być tyrańska czy łagodna. Z tego wszystkiego korzysta szlachta, która co rusz bierze się za mordy i rozdzielać trzeba ją siłą...

 

Wracając do naszej postaci centralnej: Samia pod wieloma względami stanowi parodię typowych bohaterek kobiecego fantasy w stylu Trudi Canavan czy Mercedes Lackey. Owszem posiada mroczną przeszłość i magiczne moce, wyobrażałem ją sobie też jako dziewczynę raczej niebrzydką, jednak na tym jej podobieństwo do typowych głównych bohaterek się kończy. Samia ma przynajmniej tyle samo wad, co zalet, jest zarozumiała, złośliwa, nielojalna i wyrachowana. Cechuje ją też rodzaj upartej głupoty wynikający z przesadnie dobrego zdania o własnej wartości, Mówiąc krótko: prezentuje typ zwany „złotą młodzieżą”. Oczywiście brak wychowania nie jest wystarczającym powód, żeby kogoś zamordować... Tak więc razem z nią po stronie „dobrych” grają jeszcze:

 

Serina, czyli osobista strażniczka naszej księżniczki. Jest w wieku Samii co znaczy, że ma siedemnaście lat i jest mistrzynią szermierki. Dokładnie: srebrną medalistką w zawodach juniorów. Złota nie zdobyła, bo została zdyskwalifikowana z powodu otwartego złamania, jakie zafundowała przypadkiem przeciwnikowi. Jest to nawiasem mówiąc jej jedyny, dotychczasowy kontakt z przemocą. Jak dostała stanowisko? Bardzo prosto: dzięki wysoko postawionym krewnym, którzy - widząc dobrze płatną synekurę zadbali o to, żeby trafiła się „swojemu”. A jako, że dziewczynie przyszło żyć w świecie skrytobójców, czarnej magii i waśni feudalnych, najlepsze co może zrobić w trakcie ewentualnego zamachu to ponieść bohaterską śmierć.

 

Jeśli natomiast chodzi o Monikę to według jednego z recenzentów wiążą się z nią najciekawsze wątki książki. Jako, że jest to postać odrobinę tajemnicza nie będę pisał na jej temat więcej, żeby nie spoilerować.

 

Ostatnią wartą wymienienia postacią w Drużynie Dobrych jest Skażony, szalony (schizofrenia maniakalno-depresyjna nakładająca się na osobowość psychopatyczną i lekką obsesję natręctw) czarnoksiężnik (poziom mocy Króla Nazguli) którego ulubionymi zajęciami jest mordowanie niewinnych i palenie świątyń.

 

Przeciwną stronę barykady reprezentują natomiast:

 

Księżniczka Julia czyli młodsza siostra Samii. O ile Samia stanowi bohaterkę kobiecej fantastyki przedstawioną w krzywym zwierciadle, tak Julia jest podobnym odbiciem księżniczek Disneya. Miła, sympatyczna, współczująca, chciałaby zasiadać na tronie, bo w koronie byłoby jej do twarzy, a poza tym jeszcze pragnie głaskać zwierzątka, śpiewać z ptaszkami i ogólnie zrobić światu dobrze. Niestety, w spełnieniu tych marzeń przeszkadzają jej Samia (bo urodziła się kilka lat wcześniej) i kapłani (którzy sami chcieliby rządzić królestwem). Julia z całego serca chciałaby, żeby wszyscy oni wzięli i uprzejmie zniknęli z jej życia. A jako, że zniknąć nie chcą, to... No cóż... Zawsze można im w tym pomóc.

 

Margrabia Helmut Czarny jak sama nazwa wskazuje włada marchią, czyli feudalno-wojskowym tworem założonym na narażonej na napady granicy królestwa. Jako taki ma bardzo dużą autonomię, może prowadzić samodzielną politykę oraz w ograniczonym stopniu decydować o wypowiadaniu i kończeniu wojen. Do tego jest kuzynem króla Dorianu (i Wilczego Serce) oraz pretendentem do tronu. Swoją pozycję wykorzystuje do przygotowań do koronacji oraz prowadzenia prywatnych wojen ze wszystkimi dookoła, napadając na innych feudałów oraz wszystkich sąsiadów królestwa w celach czysto rabunkowych. Jako, że król nagle zaczyna bruździć na jego terenie postanawia przeciwdziałać.

 

Wilcze Serce jest odlegle inspirowany Borysem Godunowem. Tyran, bandyta, morderca i czarnoksiężnik mocą przynajmniej równy Skażonemu. Jest spokrewniony z kilkoma koronowanymi głowami oraz stanowi kolejnego pretendenta do tronu Dorianu, który jakiś czas przed rozpoczęciem akcji książki próbował zagarnąć dla siebie. Po porażce uciekł i zamknął się w swoim zamku, skąd (mimo długiego oblężenia) nie dało się drania pogonić, a jego ziemie trwale odłączyły się od królestwa. Oczywiście to nie może tolerować takiego stanu rzeczy, podobnie jak nie może zdobyć jego zamku. W historię zostaje wplątany w bardzo prosty sposób: głowa Wilczego Serce ma zostać dostarczona królowi Dorianu na srebrnej tacy w zamian za gwarancje bezpieczeństwa dla Sami.

 

Arcykapłan Yarrik jest natomiast przywódcą konserwatywnej frakcji skrzydlatych oraz głównym architektem wygnania Samii. W prawdzie nie do końca wiadomo, czy faktycznie wierzy w bogów, których kult reprezentuje, dysponuje jednak autorytetem religijnym. W odróżnieniu od swoich dwóch poprzedników nie śni o koronia. Jego plan polega głównie na sprowadzeniu rodziny królewskiej skrzydlatych do roli figurantów oraz zapewnieniu sobie pozycji szarej eminencji i faktycznego władcy bez konieczności osobistego zasiadania na tronie.

 

Recepcja:

 

Książka jest w sprzedaży dopiero miesiąc (licząc od wejścia do Empików), tak więc (jak łatwo zgadnąć) w internecie nie ma jeszcze zbyt wielu opinii na jej temat. Prawdę mówiąc raczej nie podejrzewam też, bym w najbliższych dniach miał spodziewać się zalewu tekstów na jej temat. Niestety recenzenci raczej nie będą się zabijać o powieść debiutanta. Mimo to w sieci są już cztery recenzje i garść komentarzy. Tak więc niejaki rip Lunar Bird, postać w pewnych zakątkach internetu dość rozpoznawalna, pisze:

 

Jedna z najlepszych książek fantasy jakie czytałem. Tak na serio, to pod względem fabuły czy postaci spokojnie może stać na jednej półce z książkami Tolkiena czy Sapkowskiego.

 

Skomentuje to wklejając film. Nawiasem mówiąc facetowi Gambit Mocy musiał się bardzo spodobać, bowiem jego komentarze można znaleźć także w innych miejscach. Niektóre są bardziej wyważone:

 

Przewrotna, ale przez to bardzo ciekawa książka. Zamiast bohatera o czystym sercu, czy choćby o w miarę uczciwych zamiarach mamy tutaj rozkapryszoną księżniczkę, której niepoprawny politycznie kolor skrzydeł zrujnował przyszłość. Przebywając na wygnaniu, jest otoczona głównie przez ludzi, którzy woleliby być zupełnie gdzie indziej. I wydaje się, że w sumie na tym historia może się zakończyć.

Ale się nie kończy. (...) Żeby było ciekawiej, wrogowie księżniczki nie śpią. Mnożą się mroczne zbiegi okoliczności. Cała afera okazuje się grą na daleko wyższym szczeblu, niż to czytelnik z początku podejrzewa, a reperkusje nieraz bardzo drobnych zdarzeń miewają siłę niszczącą fal tsunami.

Podobieństwa do "Gry o Tron" faktycznie są znaczne. Gorąco polecam, bo tego rodzaju fantasy bardzo rzadko zdarzało mi się czytać. Książka moim zdaniem jak najbardziej warta kupienia.

 

Pierwsza prawdziwa recenzja napisana została przez Martę Kor z bloga MK Czytuje. Ogólnie rzecz biorąc autorka trochę mi imponuje. Przemiał ma lepszy od polterowego działu Książki, poważyła się też skomentować styl i i warsztat, co na serwisach fantastycznych raczej się nie zdarza.

 

Blogerka wytknęła mi kilka błędów, jednak jej opinię należy chyba ostatecznie uznać za pozytywną.

 

Gambit Mocy to fantastyka, w której odkryjemy niezwykle ciekawą historię i mitologie przeróżnych krain i stworzeń. Najciekawszą opowieścią według mnie jest prawda o Monice oraz mity, przekazy i początki rasy skrzydlatych. To książka, w której królują negatywne charaktery i to one są najbardziej interesujące i charakterystyczne. (...) Praktycznie nikt nie jest śnieżnobiały - same szarości i czerń. (...)

 

Podsumowując Gambit Mocy to ciekawa lektura, która spodoba się fanom fantastyki. Odnajdą w niej pomysłową historię, mitologię świata i przeróżnych stworzeń, która zachwyca oraz obfite opisy nie tylko krain, ale i przygód naszych bohaterów. To książka, w której odkryjemy różne odcienie czerni.

 

Co ciekawe pani Kor zignorowała warstwę humorystyczną książki. Prawdopodobnie świadczy to niestety jedynie o moim polocie lub jego braku.

 

Jeśli chodzi o recenzje z Tanuki Czytelnia to jak powszechnie wiadomo zakładałem Tanuki. I jak łatwo się domyślić pisał ją mój wieloletni współpracownik. Osobiście mam zbyt wiele szacunku dla Grisznaka, w realu dziennikarza o kilkunastoletnim stażu, by podejrzewać go o brak obiektywizmu. Zresztą, za często groziliśmy sobie pięściami, żeby miał ochotę mi słodzić. Mimo to czujcie się ostrzeżeni. Grisznak pisze:

 

O czym jest Gambit Mocy? Głównie o polityce i intrygach. Samia kombinuje, jakby tu wrócić do domu. Jej młodsza siostra i aktualna następczyni tronu robi wszystko, by jej to uniemożliwić. Kilka innych grup stara się skorzystać na całej sytuacji, a że wśród nich są czarodzieje, psychopaci, nekromanci, pospolici zbrodniarze i najgorsi ze wszystkich - kapłani, to można być pewnym, że sytuacja będzie zmieniać się błyskawicznie, a czytelnik… co chwila będzie pękał ze śmiechu.

 

Nie, nie żartuję. Autorowi udała się nader rzadka sztuka napisania powieści fantasy, która jest jednocześnie historią akcji, rzeczą o polityce, a także miejscami po prostu dobrą komedią. Opisy miejsc i postaci pisane są lekkim, niekiedy naszpikowanym ironią językiem, zaś bohaterowie mają poczucie humoru (to, że niekiedy mocno spaczone, to już inna sprawa). W efekcie czego niewiele jest tutaj momentów faktycznie poważnych. Nawet gdy obserwujemy działania skrzywionego psychicznie nekromanty, dla którego zabijanie jest czystą frajdą, to i tak nie przestajemy się uśmiechać, czytając jego przemyślania i komentarze. (…)

 

Generalnie, postacie to najmocniejsza strona tej powieści. Są bardzo dobrze napisane i dają się lubić. Autor, choć wyraźnie darzy je sympatią, to nie idealizuje ich nadmiernie. Widać to szczególnie w przypadku Samii, którą obdarzył niemal taką samą porcją zalet jak i wad.

 

Kolejną opinią która rzuciła mi się w oczy jest wypowiedź niejakiego Grzegorza B. Totalnie nie wiem kto to. Prawdopodobnie jakiś random. Pisze on:

 

Bardzo dobra książka i kawał solidnego fantasy. Kilka literówek i brak rozdziałów z początku trochę psują wrażenie, ale sama fabuła wciąga niczym odkurzacz i bardzo szybko drobiazgi przestają się liczyć. Zacznijmy od tego, ze to nie jest fantasy dla wszystkich. Fani brutalnych rzezi, lejącej się strumieniami krwi i starć na miecze co dwie strony nie będą specjalnie zachwyceni. (...) Mocną stroną książki jest fabuła. Pozornie nieśpieszny rozwój wydarzeń nie zapowiada wcale z początku jakiejś wielkiej afery. Ale afera jest i to naprawdę spora. Fascynujące, z jak drobnych klocków autor poskładał spójny ciąg wydarzeń - do tego w tak logiczny sposób, że nie widać tam ani trochę chciejstwa, a wszelkie decyzje bohaterów mają swoje logiczne, zrozumiałe powody i skutki. Ktoś coś ukradł. Ktoś inny stracił pożyczoną własność osoby, z którą lepiej nie zadzierać. Ktoś inny coś źle zrozumiał, przekręcił. Poczynania różnych osób skrzyżowały się i dały w efekcie nieraz dość zaskakujące konsekwencje.

 

Najwięcej radości (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) sprawiła mi jednak recenzja zamieszczona na Blogu Biblioteki Szkolnej Gimnazjum nr 1 w Zawierciu. Powód jest prosty: jako, że raczej nikt nie wysyłał tam egzemplarzy recenzenckich autorka (bo raczej nie podejrzewam, żeby chłopak podpisywał się nickiem Stokrotka) musiała kupić to moje opus magnum.

 

Jejku jej! Ludzie kupują moje książki!

 

Ostatnia znana mi recenzja opublikowana została na blogu Z książką w dłoni. Autorka ponownie porównuje mnie do Sapkowskiego, a z porównania wynika (w prawdzie nie wprost), że ponownie jestem od niego lepszy. Właścicielce bloga książka podoba się bardzo.

 

(...) literatury fantastycznej mam już trochę za sobą. Jedne tytuły były lepsze, drugie trochę gorsze. Jednak w tym wypadku jestem wręcz zachwycona piórem autora, który w historię wplótł wątki polityczne, fantastyczne i humorystyczne. Wydawałoby się, że to połączenie nie ma racji bytu, jednak Piotr Muszyński zrobił to z wielkim pietyzmem, dokładnością i w sposób bardzo interesujący. Nie ma tu niepotrzebnych wątków, niepotrzebnych słów. Wszystko ma swoje miejsce, nie ma obawy, że czytelnik mógłby się zgubić w historii.

 

Ciekawa fabuła, lekki, przystępny język, mnóstwo ciekawych bohaterów, których można polubić, a przede wszystkim również wyważona dawka humoru, która wiele wnosi w historię spowodowały, że Gambita mocy czytało mi się z wielką przyjemnością. Pomimo siedmiuset stron, byłam trochę zła, że historia już się skończyła – to tylko świadczy o tym jak dobra jest to książka.

 

Na blogu przeczytać można, że recenzentka jest z zawodu nauczycielką. Jak łatwo więc zgadnąć tekst skończyła wystawiając stopień:

 

Ocena: 9 / 10

 

I bardzo dobrze.

Komentarze


Fenris

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

No, nazywanie tych dwóch blogowych notek "recenzjami" to dość odważne jest.

(będę "Gambit..." recenzował dla Fantasty, jakby coś)

 

PS. Swoją drogą, mógłbyś polskiemu czytelnikowi darować tego idiotycznego angielskiego zwyczaju zapisywania całego tytułu wielkimi literami.

09-03-2014 23:21
Kamulec
   
Ocena:
0

Szkoda, że masz orta w tytule.

09-03-2014 23:23
Clod
   
Ocena:
0

Ciekawe czy to pani polonistka, bo odmiana tytułu przez przypadki chyba powinna wyglądać trochę inaczej (a może to ja się mylę?).

W każdym razie gratuluję debiutu, i to tak udanego :) Sam próbowałem zgarnąć Gambit w aukcji, ale nie wyszło. Jeśli nie uda się i przy drugim podejściu, pozostaną jeszcze dwa wyjścia! Czuję się zachęcony do lektury, a zapewne po niej poczuję się zobligowany do napisania recenzji.

Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i pozdrawiam!

09-03-2014 23:37
Siman
   
Ocena:
+1

O, to chyba kupię, poza Wegnerem i powrotem Sapka nie ma za bardzo w czym wybierać jeśli chodzi o polską fantasy, trzeba to sprawdzić. :)

10-03-2014 00:03
Andman
   
Ocena:
+1

Gratulacje. Dlaczego "Gambit Mocy", a nie "Gambit mocy"?

10-03-2014 09:01
Aure_Canis
   
Ocena:
0

Może to jest Moc. Jak Force ze świata SW.

10-03-2014 09:35
lemon
   
Ocena:
0

Jako polterowy aktualizator bazy książek wiem, ile razy przekładano premierę tej powieści. :) Gratulacje (że wreszcie się udało) i powodzenia.

10-03-2014 10:14
Beamhit
   
Ocena:
0

Prosto z mostu męskie pytanie.

Seks jest?

10-03-2014 11:14
74054

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

A nie lepiej było sobie samochód kupić, zamiast łożyć na wydanie książki?

10-03-2014 11:24
Krakonman
   
Ocena:
0

Dopisuję do listy do przeczytania.

10-03-2014 12:30
   
Ocena:
0

Gratuuulaaaacjeee!

10-03-2014 14:36
Paweł Jakubowski
   
Ocena:
0

Dołączam się do gratulacji!

10-03-2014 22:29
Repek
   
Ocena:
+1

Hej, pamiętam jak [prawie rok temu?] rozmawialiśmy o Twoich planach na PW. Gratulacje wytrwałości i że się udało. Super. :)

Pozdrawiam!

10-03-2014 23:46
zegarmistrz
   
Ocena:
+2

Beamhit: istotna nowość w polskiej fantasy: nie ma.

Lemon: no niestety. Jak zawsze, kiedy oddaje coś do druku katastrofa goniła katastrofę. Tym razem i tak mieliśmy szczęście. Jak szykowaliśmy do druku ebook o kuchni japońskiej, to tydzień przed planowaną premierą rozpieprzyło elektrownię atomową.

Krakonman, Clod, Siman: egzemplarz recenzencki leży na Polterze już miesiąc i z tego co widzę nie jest jakoś specjalnie oblegany. Nie chcecie połączyć przyjemnego z pożytecznym i napisać recki?

Repek: wiesz, kiedy rozmawialiśmy miałem już podpisaną umowę z wydawnictwem i ono ją sobie powoli mieliło. W tym momencie to, że ona sobie kiedyś wyjdzie było pewne.

LukrecjuszV2: Po piersze kto bogatemu zabroni? Po drugie: do samochodów się dopłaca, a książki zarabiają na siebie (lub przynajmniej częściowo się zwracają). Po trzecie: a kto powiedział, że ja książkę subsydiowałem?

Fenris, Kamulec, Andman: a to czasem nie weszło już do języka?

11-03-2014 21:25
Beamhit
   
Ocena:
0
Smuteczek :(
11-03-2014 21:44
Beamhit
   
Ocena:
0
Smuteczek :(
11-03-2014 21:44
Andman
   
Ocena:
0

Zegarmistrzu,

nie weszło. Dotyczy to tylko tytułów czasopism. Niestety, niedouczeni polscy wydawcy erpegów (i nie tylko) popełniają błędy ort. w polskich tytułach.

11-03-2014 22:14
Siman
    @Zegarmistrz
Ocena:
0

Chętnie, ale Clod był pierwszy, a ja nie mam choćby marnego punkta Reputacji, żeby się zgłosić. :P

11-03-2014 23:52
Repek
   
Ocena:
0

@Siman

Pogadaj z szefem działu. :)

11-03-2014 23:54
Siman
   
Ocena:
+1

To prędzej z Clodem, bo on już się zgłosił. :P

12-03-2014 00:10

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.