» Recenzje » Furia

Furia


wersja do druku
Furia
Mel Gibson wraca do aktorstwa. Ta informacja wystarczyła, bym zainteresował się filmem Furia. Kiedy dodam, że reżyseruje to osoba odpowiedzialna za dwie najlepsze części Bonda, to już nie ma wątpliwości, że należy sprawdzić, co doprowadziło Mela do furii.

Thomas Craven jest detektywem bostońskiej policji, jednak daleko mu do wizerunku stereotypowego twardziela. Nie pali, nie przeklina, a zamiast whisky woli napój imbirowy. Również w pracy nie jest kimś szczególnym, ot kolejny funkcjonariusz, który woli liczyć dni do emerytury niż rozpracowywać groźnych przestępców. Jego największą radością jest córka Emma. Kiedy zostaje zastrzelona przed domem Cravena, życie detektywa zmienia się diametralnie. Policjant rozpoczyna własne śledztwo, które ma doprowadzić go do morderców córki.

Jeżeli ktoś spodziewa się kolejnej Zabójczej Broni, to będzie mocno zawiedziony. Furia to wbrew pozorom bardzo spokojny film, bez szybkiej akcji i widowiskowych strzelanin. Już sama postać Cravena dalece różni się od bohaterów, których przywykliśmy oglądać w jego wykonaniu. Spokojny człowiek, bez nałogów, który nigdy nie marzył o zostaniu bohaterem. Intryga skupia się przede wszystkim na relacjach prywatnych firm z instytucjami rządowymi. Furia pokazuje w ciekawy sposób więź między tymi dwoma podmiotami i ich silne zależności. Trochę rozczarowuje jednak sama konstrukcja intrygi. Praktycznie wszystko wiadomo od początku, nie ma tajemnicy i mozolnego jej odkrywania. Wiadomo, kto jest szefem i kto za wszystko odpowiada. To chyba największy minus filmu, który jednak nie przeszkadza na tyle mocno, by nie czerpać przyjemności z seansu. Mocną stroną obrazu jest obsada. Mel Gibson jest jak zwykle rewelacyjny i bardzo dobrze ukazuje postać ojca zdeterminowanego, by ukarać oprawców córki. Jednak Gibsona przyćmił Ray Winstone. Aktor stworzył niezwykle interesującą postać - Dariusa Jedburgha - agenta, który sam sobie jest szefem, a zamiast wykonywać polecenia przekazane „z góry”, rozważa, co jest najsłuszniejsze. Do tego jest smakoszem wytrawnych trunków i znawcą filozofii. Ray zagrał rewelacyjnie i choćby dla jego dialogów z Melem warto ten film obejrzeć. Ciekawa, nietuzinkowa postać, która na długo zapadnie widzom w pamięć. Postacie drugoplanowe już jednak tak interesujące nie są i w porównaniu do duetu Winstone – Gibson wypadają dość blado. Główny przeciwnik, czyli Bennett, w wykonaniu Danny’ego Hustona, nie odznacza się niczym szczególnym. Typowa postać złego kapitalisty, który dla zysku jest stanie zrobić wszystko.

Furia to kawał solidnej sensacji, której najmocniejszą stroną są bohaterowie. Nie jest to co prawda film idealny, jednak w dzisiejszych czasach, kiedy pojawia się na ekranach tak mało sensacji dla dorosłych widzów, takie solidne produkcje cieszą tym bardziej. Polecam fanom Gibsona oraz poważnych filmów sensacyjnych. Miłośnicy akcji i wybuchów mogą być jednak zawiedzeni. Jest to przede wszystkim spektakl dwóch twardych charakterów i tylko szkoda tak przewidywalnego śledztwa.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
5.43
Ocena użytkowników
Średnia z 7 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1

Dodaj do swojej listy:
chcę obejrzeć
kolekcja
Tytuł: Edge of Darkness
Reżyseria: Martin Campbell
Scenariusz: Andrew Bovell, William Monahan
Muzyka: John Corigliano
Zdjęcia: Phil Meheux
Obsada: Mel Gibson, Ray Winstone, Shawn Roberts, Wayne Duvall, Danny Huston, Bojana Novakovic
Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania
Rok produkcji: 2010
Data premiery: 23 kwietnia 2010
Czas projekcji: 117 min.
Dystrybutor: ITI Cinema Sp. z o.o.



Czytaj również

Przełęcz ocalonych
Coś więcej niż wojna
- recenzja
Dark Heresy: Edge of Darkness
Na krawędzi herezji
- recenzja
Furia
Best job I ever had
- recenzja
Furia
Jeden gniewny człowiek
- recenzja
Sin City 2: Damulka warta grzechu
Grzechy w trzech wymiarach
- recenzja

Komentarze


Sethariel
   
Ocena:
0
Absurdalne sceny akcji (czasem miałem wrażenie, że scena powstała tylko po to, by Gibson mógł sobie efektownie postrzelać), ale też i dramatyczne (ostatnia scena pachnie kiczem na kilometr) średni Mel Gibson, jeszcze bardziej nijacy antagoniści, jedynie Ray Winstone jakoś ratuje ten film... bardzo średni film!
12-05-2010 01:13

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.