» Film » FanFilmy » Fool's Errand

Fool's Errand


wersja do druku
Fool's Errand
Kilka dni po zaskakujących wydarzeniach i śmierci ucznia Jedi Spince'a Larrina, sytuacja w Akademii na Yavinie IV powoli się normuje, natomiast Mistrz Vette Bendeen obrał na swojego nowego ucznia Kita Parsona.

Po dekadach wojen, siostrzane planety Cod’os i Ond’os podpisały traktat pokojowy, wyswobadzając tym samym Cod’os z więzów narzuconych przez brutalną Monarchię Ond’os. W międzyczasie Nowa Republika przechwyciła tajemniczą transmisję skierowaną na planetę Ond’os. Mistrz Bendeen otrzymał zadanie przeprowadzenia śledztwa w tej sprawie...

Trylogii Spirits of the Force (Duchy Mocy) ciąg dalszy, dłuższy, lepszy i ciekawszy. Te słowa powinny się znaleźć raczej na końcu recenzji, ale dla Fool's Errand (Nadaremna misja), bo tak właśnie brzmi tytuł drugiej część tego cyklu, postanowiłem uczynić wyjątek. Jeżeli ktoś czytał moją recenzję Spirits of the Force i obejrzał to dziełko, zapewne wie, że film jest nieco ambitniejszą produkcją, która wybija się ponad średni poziom amatorskich starwarsowych fanfilmów, aczkolwiek sporo mu brakuje do czołówki np. Forced Alliance czy Knightquest. Dalsze przygody Kyle'a Katarna (rolę którego odgrywa producent i reżyser serii, Joel Cranson), Jan Ors i spółki z Akademii Jedi nie sięgają wyżyn w kategorii filmów robionych przez fanów dla fanów, ale z całą pewnością prezentują się dobrze, by nie rzec: bardzo dobrze. Gdzie tkwi siła Fool's Errand? Co czyni ten obraz lepszym od pierwszej odsłony cyklu? Wreszcie: czemu mogę go z czystym sumieniem polecić? Czytajcie dalej.

Fabularnie stykamy się z typową dla rynku amerykańskiego zasadą, która mówi, że o ile pierwsza część może nie być wcale powiązana z drugą, to o tyle druga i trzecia muszą być niemal jak jeden film (vide Piraci z Karaibów). Tłem wydarzeń z Fool's Errand jest długoletnia wojna domowa między dwiema planetami, która wybuchła w trakcie Wojen Klonów – jej rozpoczęcie zostało przecudnie zilustrowane w filmie w formie reminiscencji, w której widzimy między innymi Hrabiego Dooku. Reszta historii opiera się na nie do końca jasnych gierkach związanych ze zbliżającym się ogłoszeniem niepodległości jednego ze światów, Cod’osa, i planami zapobieżenia tegoż święta, w które – jak zwykle – wplątują się wszędobylscy rycerze Jedi. Dużo w tym wszystkim dialogów, ale nie brak też akcji, w tym walki wręcz, która niejako zastępuje pojedynki na miecze świetlne, tych bowiem w filmie brak. Fool's Errand udaje się utrzymać napięcie do samego końca, a fakt, że nie poznajemy zakończenia tej historii sprawia, że z większą przyjemnością oczekujemy zwieńczenia trylogii.

Po obejrzeniu dwóch kawałków Spirits of the Force w głowie kołacze mi się jedna myśl: Hal Semmens jest zdecydowanie lepszym scenarzystą niż aktorem. Postać przezeń odgrywana jest sztywna, jak strach na wróble przy bezwietrznej pogodzie, ale przynajmniej wypowiadane przez niego słowa są dobrane z wyczuciem. Dialogi są bowiem napisane z wprawą, czuć w nich klimat Star Wars, a i humor tu i ówdzie się pojawia. Gdyby tylko aktorzy mogli się dostosować do ich poziomu... Na całe szczęście chociaż jedna postać wyróżnia się między wszystkimi innymi niczym klejnot corusca wśród kawałków węgla. Chodzi rzecz jasna o Kita Parsona zagranego przez Kevina Herrmana. Młodzieniec ów doskonale wczuł się w swoją rolę, czym podniósł poprzeczkę pozostałym odtwórcom rozmaitych bohaterów, którzy – nie owijając w bawełnę – wypadają przy nim po prostu blado. Herrman perfekcyjnie wypowiada swoje kwestie, robi właściwe miny we właściwym czasie i nie przypomina drewnianego kołka, jak większość pozostałych aktorów. Mam nadzieję, że Joel Cranson (który swoją drogą lepiej niż poprzednio sportretował Kyle'a) i jego ekipa wykorzystają talent Herrmana i w trzeciej części cyklu zobaczymy jeszcze więcej Kita Parsona.

Poprzednio pisałem, że sprawy czysto techniczne były atutem Spirits of the Force. Sytuacja nie uległa zmianie, aczkolwiek podczas oglądania Fool's Errand czasem odnosi się wrażenie, że parę elementów można było wykonać lepiej. Weźmy na przykład efekty specjalne. Jest ich więcej, co przy długości filmu wcale nie dziwi, ale jakość się nie poprawiła. W pierwszej części nic nie uwierało w oczy – tym razem jest inaczej. Mnie mierzi na przykład wygląd blasterowych wystrzałów. Przypomniały mi one te z czasów Dark Redemption, fanfilmu liczącego sobie już 10 lat i już wtedy niebłyszczącego w kategorii wrażeń wizualnych. Spodziewałem się także lepszych grafik statków, ale ich brak rekompensują piękne klingi mieczy świetlnych, całkiem ładne repulsorowe droidy-kamery oraz niezgorsze tła w dalszych planach.

Mówiłem o tym, że w Spirits of the Force nie ma lasu? Cóż, w Fool's Errand jest, i jak to bywa w fanfilmach, służy on za pole bitwy. Na całe szczęście w produkcji tej nie zabrakło i innych, ciekawszych lokacji. W szczególności wyróżnia się pustynia skalista, ale ta niestety pojawia się raptem na kilkadziesiąt sekund i zamiast nią, musimy nacieszyć swoje oczy pewnym ogrodem, który może nie wygląda na tyle egzotycznie, na ile wyglądać winien, ale stanowi miłą odmianę od takiego na przykład lasu. Wnętrza różnych pomieszczeń – kantyny, statków itp. – reprezentują poziom zbliżony do tego z pierwszego epizodu: nie powalają. Po prostu są i spełniają dobrze swoją rolę, tak jak zresztą kostiumy, które po paru krawieckich poprawkach śmiało mogłyby zostać użyte do bardziej profesjonalnych dzieł.

Należałoby jeszcze coś powiedzieć o muzyce, bo autorzy Fool's Errand postanowili zmienić nieco schemat i zaserwowali nam mieszankę motywów gwiezdnowojennych z motywami z innych filmów np. Gladiatora. Czy połączenie twórczości Johna Williamsa z dziełami Joela McNeely'ego (znanego z soundtracka do Shadows of the Empire), Johna Ottmana, Danny'ego Elfmana i Hansa Zimmera wyszło? Jeśli ktoś nie zna muzyki tych panów, to i owszem. W innym wypadku – to zależy od słuchacza. Mnie się ten mezalians nawet spodobał.

Gdy postawimy obok siebie część pierwszą i drugą, niewątpliwie porównanie to okaże się korzystniejsze dla Fool's Errand. Fanfilm ten prezentuje możliwości fanów-filmowców w kreowaniu własnych historii wewnątrz uniwersum Star Wars z wykorzystaniem kanonicznych postaci, a jednocześnie pokazuje, że z dobrym scenariuszem da się nakręcić intrygujący obraz bez nadmiaru efektów specjalnych i walk na miecze świetlne między Sithami i Jedi. Jeżeli w trylogii Spirits of the Force do końca zachowa się tendencja zwyżkowa, to w takim wypadku ostatni epizod tego cyklu, Reflections of Evil, będzie dziełem naprawdę wielkim – czego życzę i twórcom, i sobie, i fanom, którzy lubią oglądać produkcje swoich kolegów.

PS. Nie zapomnijcie obejrzeć filmu do samiutkiego końca.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Fool's Errand
Reżyseria: Joel Cranson
Scenariusz: Hal Semmens, Joel Cranson
Obsada: Kevin Herrmann, Hal Semmens, Brenda Glenn, Joel Cranson
Muzyka: John Williams
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2005
Czas projekcji: 34 min.
Strona internetowa: www.spiritsoftheforce.com/films/foo...



Czytaj również

Fool's Errand
- recenzja
Knightquest
- recenzja
Treasure of the Shadows
Drzewka i trawka odeszły w cień
- recenzja
Harry Potter i Książę Półkrwi
Dwa w jednym to już tłok
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.