» Imprezy komiksowe » Relacje » Festiwal Komiksowa Warszawa 2013

Festiwal Komiksowa Warszawa 2013


wersja do druku

Mecz życia

Redakcja: repek, Kuba Jankowski

Festiwal Komiksowa Warszawa 2013
W tym roku graliśmy na Stadionie Narodowym. Rozgrywka miała miejsce przy zamkniętym dachu i trzeba przyznać, że przy pełnym słońcu na zewnątrz, duchota panująca w środku jest nieznośna. Teraz lepiej rozumiemy niepowodzenie naszych piłkarzy podczas niedawnych Mistrzostw Europy. Okazało się, że zamykanie dachu nie było potrzebne, bo pogodzie podczas czterech dni trwania FKW 2013 nie można było nic zarzucić. Warunki atmosferyczne sprzyjały długim wieczornym spacerom i dyskusjom po głównej części towarzysko-giełdowo-spotkaniowej. A i w tej działo się dużo i ciekawie.


Pierwsza połowa

FKW nie musi się wstydzić zaproszonych gości, a wręcz powinien się nimi chwalić. Z zagranicy przybyli Marvano (złośliwi mówili, że dotarł na imprezę, bo tym razem nie potrzebował paszportu), Igorta czy też Alfonso Zapico. Ale oprócz wielkich nazwisk należy wspomnieć o innych wizytach: ukraińskiej – drużynę reprezentował Maksym Prasołow, portugalskiej – w składzie wyjściowym pokazali się Paulo Monteiro i Richard Câmara, oraz węgierskiej – niezwykłe losy komiksu madziarskiego przedstawili członkowie Węgierskiego Stowarzyszenia Komiksowego. Ze strony polskiej wystawiliśmy absolutne gwiazdy naszej kadry, czyli Mateusza Skutnika, Michała Śledzińskiego i Tomasz Samojlika, oraz solidnych (z wieloma momentami przebłysków) Dominika Szcześniaka, Piotra Nowackiego czy Pawła Garwola.

Wielkim atutem imprezy okazało się bardzo przestronne wnętrze korony stadionu oraz lokalizacja FKW – w zasadzie wielu odwiedzających targi, chcąc, nie chcąc, wpadało na teren giełdy komiksowej. W ten sposób na stoisku Taurus Media znalazł się na oko siedemdziesięcioletnie pan, który – kiedy wziął do ręki komiks Zabójca – tak się ucieszył na widok wielkich liter, które był w stanie przeczytać, że zakupił wszystkie trzy części.

Plusem FKW był również czerwony dywan i nagrywanie skromnej uroczystości wręczenia nagród Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego.


Druga połowa

Mateusz Skutnik: Pięćdziesięciodwutygodniowa fanaberia

Mateusz Skutnik przyjechał na FKW promować swój najnowszy komiks, Tetrastych (wyd. Wydawnictwo Komiksowe). Jest dużo prawdy w tym, że autor co festiwal publikuje coś nowego i ku uciesze czytelników nie schodzi poniżej wysokiego poziomu. Tetrastych to zbiór pasków komiksowych z Gildiowego konkursu forumowego, których tworzenie było dla Mateusza odskocznią od pełnego metrażu. Odskocznia trwała pięćdziesiąt dwa tygodnie, podczas których powstały paski zupełnie inne niż, tak zwany, pasek biurowy lub internetowy (określenia autora). Powstały paski Skutnikowe (określenie autorów artykułu).

Po odskoczni należy się zatem spodziewać kolejnych albumów. W kolejce czekają trzy rewolucyjne odsłony – Rewolucje na śniegu i Rewolucje w kosmosie oraz jeszcze jedna część, która nie posiada na razie tytułu. Jak wiemy, są to zamknięte całości, co odróżnia ten nowy run Rewolucji od pierwszego, rozpisanego na cztery albumu. Na swój moment czeka również – w postaci szkiców – autobiograficzny Blaki.

Za podsumowanie niech posłużą słowa samego Mateusza Skutnika, który wytłumaczył, skąd się u niego bierze takie tempo: "Z komiksami jest jak z paluszkami. Zjesz jednego i na tym jednym nigdy się nie skończy".


Igort: W kierunku metafizyki

Igort promował dwa tytuły: Dzienniki ukraińskie (opublikowane na MFKiG 2012) oraz premierę warszawską – Dzienniki rosyjskie. Materiały do obu albumów autor zbierał podczas dwuletniego pobytu na Wschodzie. Igort tworzył i gromadził je, żyjąc pośród ludzi i z ludźmi, jak Ukrainiec. Celem było wtopienie się w zwykłe życie i próba nie oceniania, ale rejestrowania, choć – jak sam autor przyznaje – obiektywizm jest w zasadzie całkowicie nieosiągalny. Próbował unikać moralizowania i krytykowania, chciał skupić się na pokazywaniu. W dosyć bliskim kontakcie z miejscową ludnością najważniejsze było dla niego znalezienie złotego środka pomiędzy zachowaniem dystansu (aby zyskać szerszą perspektywę) a oglądaniem i dokumentowaniem. Zbieranie dokumentacji Igort traktował jako naturalny sposób szykowania się do pracy nad komiksem. Porównał to do treningu piłkarza, który bez odpowiedniego przygotowania nie wybiegnie na murawę.

Igort wspominał też, że jego dwuletni pobyt twórczy wywarł piekielne wrażenie na Joe Sacco, który najdłużej w jednym miejscu przebywał dwa miesiące. Dwuletni okres wnikania w lokalną społeczność wymaga potem jakiejś formy odreagowania, którym jest, na przykład, tworzenie komiksu.

W Dziennikach rosyjskich Igort chciał pokazać różne pukty widzenia na ten sam temat, pozostawiając ostateczną ocenę czytelnikowi. Według autora obiektywizm jest zbędny przy takiej pracy, wystarczy szczerość.

Autor planuje kolejne dzienniki, tym razem metafizyczne, ale na ich temat nie chciał uchylać rąbka tajemnicy.


Komiks węgierski: Polak, Węgier, dwa bratanki. I do komiksu, i do szklanki

Niezwykle cenna jest wiedza o tym, co komiksowo działo się i dzieje zarówno u naszych sąsiadów, jak i w położonych niewiele dalej krajach. Przypadek Węgier jest o tyle ciekawy, że komiksy Madziarów w Polsce były publikowane i niejeden z nas ma jeszcze jakiś na półce, w kartonie albo segregatorze. Podobne trafiły one do nas za sprawą Tibora Cs. Horvátha, który zapakował pewnego dnia pełen bagażnik plansz i udał się na negocjacje do Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Inną sprawą jest to, że dotarł również do Czechosłowacji i Niemiec. A jeszcze inną to, że żaden ze "sprzedanych" autorów nic nie wiedział o swojej karierze zagranicznej i nic na tym całym przedsięwzięciu nie zarobił.

Komiks węgierski, ten współczesny, według członków Węgierskiego Stowarzyszenia Komiksowego, narodził się w 1957 roku. Był ściśle związany z tworzeniem adaptacji literackich, przekazywaniem treści propagandowych i dydaktycznych (np. uczono za pomocą komiksu języka rosyjskiego). Na ogół w tych "wesołych" latach najpierw wpisywano w kadry teksty, a dopiero po tym dorysowywano treść ramek, na których dana postać nie mogła patrzyć w innym kierunku niż ten zapisany w całkowicie kontrolowanym scenariuszu.

Te czasy minęły i obecnie twórcy węgierscy organizują i tworzą. Zdarza się też, że zdobywają prestiżowe nagrody międzynarodowe.


Michał Śledziński: Głupieję przez piweczko

Spotkanie to w zasadzie było spotkaniem nie tyle z samym gościem, co z prowadzącym Bartoszem Sztyborem i z Michałem Śledzińskim. Był to zdecydowanie najweselszy moment oficjalnej części FKW.

Śledziu miał zdążyć na FKW z przygotowaniem papierowej wersji komiksu Czerwony pingwin musi umrzeć, ale się nie wyrobił. Wyjaśnienie: autor tak dbał o jakość i tak cyzelował komiks, że aż zabrakło czasu dla drukarza. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Cytując autora: "Tylko leszcze wydają na festiwal. Prawdziwi twardziele wydają dwa, trzy dni po, a rynek niech weryfikuje jakość".

Na spotkaniu musiały pojawić się niedyskretne pytania o trzecią część Na szybko spisane. Autor wyjaśnił, że "tak naprawdę dwie pierwsze części były tworzone z dystansem do lat, o których opowiadałem. A zatem część trzecia, dotycząca pierwszej dekady XXI wieku, powinna w zasadzie ukazać się w roku 2025".

Do deklaracji Śledzia, jakoby Zanussi jednak nie miał reżyserować filmu na podstawie Osiedla Swoboda, należy podchodzić ostrożnie. To pewniejsza kandydatura niż Wajdy, choć wtedy faktycznie "przyszłyby szkoły".

Spotkanie może okazać się przełomowe, gdyż Michał Śledziński odkrył w pewnym jego momencie termin "plan działania" obejmujący również "daty".


Komiks ukraiński: Ninja i Kozacy

Na spotkaniu obecny był tylko Maks Prasołow, gdyż pozostałej dwójce ukraińskich graczy nie wydano wiz na czas (podobno ich wydawaniem na Ukrainie zajmują się aktualnie prywatne firmy).

Autor opowiadał o niezwykłym projekcie, który ma promować kulturę ukraińską na świecie. Oprócz gier i filmów jednym z jego elementów jest komiks, który ukazał się na FKW – Daogopak. Z pomysłem na opowieść o Kozakach Prasołow chodził po różnych ukraińskich wydawnictwach, ale wszędzie mu odmawiano. W końcu wziął sprawy w swoje ręce i założył własną oficynę, która zajęła się publikacją. Był to strzał w dziesiątkę – z pięciu tysięcy egzemplarzy nakładu sprzedały się cztery tysiące, a komiks uznano na Ukrainie w 2012 za książkę roku.

Co ciekawe, albun ten ukaże się również w formie e-booka, interaktywnego komiksu w stylu, tak zwanych, "motion comics". Fragmenty Maks pokazywał w Warszawie. Druga część wydania drukiem jest przygotowywana na MFKiG 2013.


Alfonso Zapico: Prawie rok po wydaniu

Alfonso Zapico miał promować Dublińczyka i Śladami Joyce'a podczas MFKiG 2012, ale wtedy jego wizyta ostatecznie nie doszła do skutku. Sympatyczny Hiszpan dojechał za to do Warszawy i to po raz drugi (za pierwszym razem, w roku 2011, promował komiks Café Budapeszt).

Sporych rozmiarów Dublińczyk, według autora, "narysował mu się" bardzo szybko, ale etap ten został poprzedzony bardzo długim procesem zbierania informacji. Alfonso wyjaśnił również, że jego zamiarem nie było mówienie o książkach Joyce'a, próba ich interpretacji, ale pokazanie osoby za nimi stojącej. Komiks wyniknął z fascynacji człowiekiem, a nie pisarzem, choć w przypadku Joyce'a tę granicę czasami zapewne trudno wyznaczyć.

Autor zdradził pewne ciekawostki związane z publikacją Dublińczyka. Otóż, kiedy tworzył ten komiks, nie mógł korzystać z fragmentów dzieł Irlandczyka w przekładzie. Bardzo pilnował tego wnuk autora, który dysponował prawami autorskimi. W 2012 roku przeszły one jednak do domeny publicznej, co spowodowało decyzję wydawcy angielskiego i francuskiego o wykorzystaniu fragmentów prozy Joyce'a w formie cytatów.


Czas doliczony

Oczywiście podczas FKW 2013 nie wszystko się udało. Przykładowo, podczas niektórych spotkań znów zabrakło wyświetlanych z projektora prac gości, które powinny stanowić tło rozmowy. Poza tym nie wszyscy zawodnicy byli zdolni do gry. Najbardziej brakowało Dennisa Wojdy, Romana Lipczyńskiego oraz ukraińskich stranieri – Oleksieja Czebykina i Olega Kołowa, których pokonały względy pozasportowe (wspomniane problemy z wizą).

Pomijając te detale, FKW rozegrany na Stadionie Narodowym pokazał, że festiwal rośnie pod wieloma względami. Oprócz gwiazd świata komiksowego, organizatorzy odważnie dają pograć mniej znanym autorom. Przy kolejnych edycjach trzeba tylko mieć na uwadze stare piłkarskie powiedzenie: jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Szkoda, że na FKW nie było trenera Piechniczka, zapewne ująłby to dużo lepiej


Post Scriptum od Młota, pierwszego w historii zamaskowanego piłkarzaJako zamaskowany heros musiałem się nieźle napocić, by wziąć udział w Festiwalu Komiksowa Warszawa i pozostać nierozpoznanym. Wydaje się, że tegoroczna odsłona festiwalu została zdominowana przez akcenty z Półwyspu Iberyjskiego, co miało odzwierciedlenie w postaci zaproszonych autorów - Alfonso Zapico, Paulo Monteiro oraz Richard Câmara, jak i w premierze komiksowej - Portugalia Cyrila Pedrosy (autor z korzeniami portugalskimi).

Przez tegoroczne Targi Książki przewinęło się mnóstwo ludzi. Cieszy fakt, że część komiksowa nie została zepchnięta w kąt do piwnicy, lecz była dumnie eksponowana tuż przy wejściu! Cieszy wysoka frekwencja, wydawców i autorów oraz sporo premier komiksowych. Niestety, smutnym widokiem było spotkanie z portugalskimi komiksiarzami, ponieważ na owy punkt programu zawitało niewielu słuchaczy.

Na festiwalu było wszystko, co powinien mieć porządny festiwal komiksowy, co przyciągnie każdy rodzaj fana komiksu. No, może jednak poza mangowcami, dla których atrakcji nie było wiele: wydawnictwo Hanami, yatta.pl i wydany przez Komikslandię komiks Haunted.

A Stadion Narodowy w telewizorze wydaje się dużo większy!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


8.5
Ocena recenzenta
8.25
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Konwent: Festiwal Komiksowa Warszawa 2013
Od: 16 maja 2013
Do: 19 maja 2013
Miasto: Warszawa
Strona WWW: komiksowawarszawa.pl/
Typ konwentu: komiksowy



Czytaj również

23. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi
Dziewiętnaście kadrów z MFKiG
- recenzja
Komiksowe Becikowe
Komiksy prorodzinne
- recenzja
Cyberpunk 2077: Słowo honoru
Krew odzyska swoje prawa
- recenzja
Cyberpunk 2077: Sny wielkiego miasta
Ziszczony koszmar przyszłości
- recenzja
Cyberpunk 2077: Gdzie jest Johnny
W poszukiwaniu ikony
- recenzja
Wiedźmin #6: Wiedźmi lament
Ciężki kawałek wiedźmina
- recenzja

Komentarze


~PRL

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Polska REPUBLIKA Ludowa? Tylko kompletny Młot mógł coś takiego napisać
21-05-2013 08:51
Repek
   
Ocena:
0
Błąd jest mój i wynikał z poprawiania tekstu w środku nocy. Nanoszę poprawkę.

Na przyszłość bardzo proszę o bardziej kulturalne zwracanie uwagi na błędy.

Pozdrawiam
21-05-2013 14:39
Hubert
   
Ocena:
+1
To możesz od razu poprawić, bo póki co owy rysownik "odtarł również do Czechosłowacji". ;)
21-05-2013 14:50
Repek
   
Ocena:
0
Dziękuję, zrobione.
21-05-2013 15:22
Repek
    Komunikat moderacji
Ocena:
0
Ponieważ zróbił się nieprzyjemny offtop, komcie sobie poleciały.

[Tylda napisała nam coś nieuprzejmego. My napisaliśmy tyldzie coś, co też uznała za nieuprzejme. Możemy na tym poprzestać, wszystko to skasować - poza pierwszą uwagą tyldy - i żyć dalej.]
23-05-2013 00:56

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.