» Recenzje » Far Cry 3: Blood Dragon

Far Cry 3: Blood Dragon


wersja do druku

Wejście (cyber)smoka

Redakcja: Tomasz 'earl' Koziełło

Far Cry 3: Blood Dragon
Gdy 1 kwietnia pojawiły się pierwsze wzmianki o FC 3: Blood Dragon to prawie wszyscy wzięli je za dowcip. Kiedy jednak kilka dni później nikt ich nie zdementował a Ubisoft dorzucił kolejną garść informacji, zapanowało ogólne poruszenie. Cyborgi, strzelające laserami z oczu dinozaury, bohaterowie twardsi niż adamantium – jako fan filmów s-f z lat 80. byłem zachwycony. A gdy wyszło na jaw, że w rolę głównego bohatera wcieli się Michael Biehn, sprawa była przesądzona – musiałem osobiście ujarzmić tego smoka.


Przeszła przyszłość z jajem

Głównym bohaterem jest sierżant Rex "Power" Colt, weteran drugiej wojny wietnamskiej, który po odniesieniu ciężkich obrażeń został odbudowany jako Cyberkomandos Wersja IV. Obecnie jest rok 2007, świat cierpi przez skutki wojny nuklearnej, ale zanosi się, że na tym nie koniec. Colt wraz ze swoim partnerem Spiderem zostają wysłani na tajemniczą wyspę, gdzie ukrył się niebezpieczny renegat, pułkownik Sloan. Jak się okazuje, wyspa kryje w sobie więcej tajemnic niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Ale kogo obchodzą szczegóły? Colt ma trzy proste zadania: zdobyć dziewczynę, wybić tych złych i uratować świat przed zagładą.

Fabuła nie należy do zbyt wyszukanych, czyli idealnie odzwierciedla klimat vhs-owych filmów s-f. Mało tego – jest napisana dokładnie według schematu scenariuszy z tamtego okresu. Od samego początku, kiedy uruchomiłem grę i zobaczyłem animację stylizowaną na tytuły z początków pecetów i konsol, wiedziałem, że to będzie strzał w dziesiątkę. I nie pomyliłem się w ocenie. Scenarzyści odwalili kawał dobrej roboty i widać, że bawili się przy tym naprawdę dobrze. Wszystko, zaczynając od "irytującego" tutorialu a na finałowej bitwie kończąc, generowało wielki uśmiech na mojej twarzy. Mało tego, podczas owej bitwy czułem się jak dziecko wpuszczone do fabryki słodyczy, a to naprawdę rzadko się zdarza.

Główny wątek fabularny jest, niestety, bardzo krótki i obejmuje tylko 7 misji, których wykonanie zajmie około 1,5-2 godziny gry. Pozostały czas spędzimy podobnie jak w podstawowym tytule, czyli wyzwalając posterunki i wykonując misje poboczne. Całość można skończyć w około 6-8 godzin. Z drugiej strony wszystko jest dość intensywne i choć w sumie cały czas robimy dokładnie to samo, nie ma czasu, aby się tym znudzić, co miało miejsce w samym Far Cry 3.

Warto też wspomnieć o humorze, jaki zaserwowali nam twórcy. Całość gry, i to dosłownie całość, jest hołdem dla filmów i gier z lat 80. oraz początku 90., ale równocześnie absolutnie niczego co widzimy nie jesteśmy w stanie traktować poważnie. Choćby encyklopedia dostępna dla gracza nie zawiera nawet jednego poważnego wpisu. Oprócz tego ilość odniesień, smaczków i mrugnięć oka dla graczy pamiętających/znających tamte produkcje jest gigantyczna. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale jako przykład podam, że jedną z misji pobocznych jest wytropienie i zabicie czterech zmutowanych żółwi, które zalęgły się w kanałach. Jedyne obawy jakie mam to fakt, że BD dla wielu graczy, którzy nie mają co najmniej "2" z przodu może być dość abstrakcyjny. Nie twierdzę, że nie będą się dobrze bawić, ale wiele z rzeczy, które zostały tam zawarte będą im obce i pozbawione kontekstu.


Twardym trzeba być, nie mientkim

Oddzielny akapit należy się również kreacji postaci. W całym Blood Dragon spotkamy dosłownie 6 bohaterów, którzy zostali nazwani z imienia, z czego jeden to "nerd", który akurat był na chwilę potrzebny. Nie ma też postaci, która odbiegałaby od stereotypów z dawnych lat. Mamy więc szalonego renegata związanego przeszłością z sierżantem Coltem, piękną panią doktor chcącą od niego uciec, równie szalonego naukowca oraz głównego bohatera, idealistę gotowego walczyć z samym panem piekieł, jeśli będzie musiał. Wszystko jest na swoim miejscu, a aktorzy spisali się naprawdę rewelacyjne. Michael Biehn jest za to wręcz genialny, do tego uwagi i komentarze jakie rzuca w trakcie eksterminacji i eksploracji wyspy potrafią powalić na kolana.

Sierżant Rex "Power" Colt jest twardzielem jakich mało i nie ma przeciwnika, który byłby mu straszny. Podejrzewam że nawet Logan z serii X-men połamałby na nim swoje pazury. Już na początku gry jest prawdziwą maszyną do zabijania, a pod koniec brakuje dla niego skali. Tym razem zrezygnowano z możliwości wyboru konkretnych ulepszeń przez gracza i, osiągając kolejne poziomy, otrzymujemy odgórnie przypisane do nich rozwinięcia, ale prawdę mówiąc nie ma to wielkiego znaczenia. Niestety, takie podejście odbija się trochę na poziomie trudności, gdyż czasami gra jest po prostu zbyt łatwa. Nie było istotne jak wielu i jak mocnych przeciwników rzucano przeciw Coltowi, i tak wychodził z tego zwycięsko. W późniejszym etapie używałem praktycznie tylko noża, żeby utrudnić sobie zadanie pomijając, oczywiście, ostatnią bitwę. Niemniej uczucie wszechmocy było porywające.


Wyspa doktora Zło

Jak wspomniałem wcześniej, schemat rozgrywki jest klonem tego z Far Cry 3, ale delikatnie poprawionym. Po pierwsze, wyzwolenie posterunku nie usuwa automatycznie wszystkich przeciwników z rejonu. Owszem, nie robili już patroli samochodowych, ale co chwilę można spotkać walczące ze sobą grupki zwaśnionych frakcji. Zmniejszono też intensywność ataków zwierząt, co momentami strasznie irytowało mnie w FC3. Sama wyspa też jest dużo mniejsza, co w połączeniu z powyższym powodowało, że rozgrywka była dużo bardziej intensywna i dynamiczna – nie było już momentów, gdy przemieszczało się po planszy nie napotykając żadnego wroga. Na szczęście zrezygnowano również z nieszczęsnych walk z bossami opartych na QTE, które też nie działały na plus.

Sama wyspa i jej mieszkańcy też są dokładnie tymi samymi postaciami co w FC3, z tym, że z naciągniętymi na nie nowymi skórkami. Stwarzało to dziwne/komiczne sytuacje typu cyborgi z koktajlami Mołotowa zachowujące się jak pijane, jednak na szczęście takich wpadek nie było wiele. Lwia część oprawy wizualnej był świetna, szczególnie wygląd fauny. Cyberpantery, rekiny, zmutowane bawoły i kazuary były na porządku dziennym. Nie zabrakło też "kóz szatana" będących wymarzonym zwierzaczkiem każdego szanującego się szatanisty. Jedyną nowością były, oczywiście, tytułowe smoki, które prezentowały się naprawdę okazale i stanowiły jedyne prawdziwe wyzwanie na tej przeklętej wyspie – ubić to cholerstwo naprawdę nie było tak łatwo.

Jedynym minusem był dobór barw, czy raczej ich nasycenie. Ogólnie wszystko prezentowało się bardzo klimatycznie, jednak niektóre lokacje, szczególnie podziemne bazy, były przez to zbyt ciemne i dość trudno się po nich poruszało. Szczególnie niewdzięczne było wypatrywanie wrogów, którzy mocno zlewali się z otoczeniem i bez użycia podświetlających ich gogli bardzo łatwo można było ich przeoczyć. Nie muszę dodawać, że szukanie pojedynczego przeciwnika na parupiętrowym posterunku było lekko irytujące.

Na sam koniec muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, czyli udźwiękowieniu i ścieżce dźwiękowej. O ile dźwięki dżungli nie odstają od tego do czego przywykliśmy w FC3 to dźwięki broni można po prostu pokochać. Każda z nich, szczególnie po późniejszych modyfikacjach brzmi cudownie. Ale nawet to jest niczym w porównaniu z soundtrackiem, który jest jednym z najlepszych, jakie słyszałem od bardzo dawna – Power Glove stworzyło coś niesamowitego.

"Hail to the King"

Właśnie taką nazwę nosi trofeum za osiągnięcie maksymalnego poziomu i otrzymanie miana "the Ultimate Badass". Jest to też idealne podsumowanie tego tytułu, który będąc jedynie samodzielnym DLC stał się klasą samą dla siebie. Ubisoft stworzyło grę będącą tym na co liczyłem, kiedy został wydany Duke Nukem Forever, po części zaś tym, czym mogło być Aliens: Colonial Marines, gdyby utrzymano go w konwencji drugiej części (zachowanie i podejście do życia marines). Oczywiście, nie jest to gra idealna jeśli chodzi o rozgrywkę, ale to nie ona stanowi jej kwintesencje, a klimat i główni bohaterowie. Cóż więcej mogę powiedzieć? Umarł Król, niech żyje Król!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
8.75
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Far Cry 3: Blood Dragon
Seria wydawnicza: Far Cry
Producent: Ubisoft Studios
Wydawca: Ubisoft
Dystrybutor polski: Ubisoft Polska
Data premiery (świat): 1 maja 2013
Data premiery (Polska): 1 maja 2013
Platformy: PS3, Xbox 360
Strona WWW: fc3blooddragon.uk.ubi.com/index.php



Czytaj również

Far Cry 3: Blood Dragon
Retro pieśń przyszłości
- recenzja

Komentarze


Aesandill
   
Ocena:
+4
Kupię, choćby za okładke. Coś cudownego
09-05-2013 19:13
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Gra jest cudowna ;]
09-05-2013 20:03
Gerard Heime
   
Ocena:
0
Ciągle się waham czy sobie kupić, czy czekać na jakąś promocję na Steamie...
13-05-2013 20:49
Cursian
   
Ocena:
0
Ja tam czekam na promocję - klimat podobno męczy niektórych przy dłużych posiedzeniach. Wolę stracić kilka złotych niż 4 dychy :P
13-05-2013 21:26
Qrchac
   
Ocena:
0
Tutaj nie ma nad czym się wahać. Po prostu trzeba sobie zadać pytanie: Czy lubię filmy akcji/s-f z lat 80. i początku 90. Jeśli odpowiedź brzmi "Tak" to jest to gra typu must have. ;) Na chwilę obecną to najlepsza gra jaką wydano w tym roku (ale nie ograłem jeszcze Bioschocka :P )
14-05-2013 00:39
Cursian
   
Ocena:
0
Filmy akcji jak najbardziej, ale sci-fi to kompletnie nie moja broszka. Właśnie dlatego się zastanawiam :P Choć prawdą jest, że większość ludzi jest zachwycona.
14-05-2013 10:44
Gonz
   
Ocena:
0
dla mnie gameplay średni, ale dzięki klimatowi sie ubawiłem przednio.
01-06-2013 17:16

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.