» Recenzje » Enslaved: Odyssey to the West

Enslaved: Odyssey to the West


wersja do druku

Wielki Mędrzec Równy Niebiosom

Redakcja: Katarzyna 'Bagheera' Bodziony

Enslaved: Odyssey to the West
Nie powiem, na nową grę Ninja Theory czekałem z zapartym tchem. Chyba żaden inny tytuł poza drugim Bioshockiem nie wzbudził we mnie uczucia, że muszę tę grę mieć od razu po premierze. Coś w udostępnionych obrazkach i pokazywanych na potęgę zwiastunach mówiło mi, że jest to pozycja bardzo podobna do jednej z moich ulubionych gier - Beyond Good and Evil. Tak więc nadszedł dzień premiery, a gra wylądowała w moim czytniku.

Odyseusze przyszłości

Pierwszą zaletą Enslaved jest materiał źródłowy - starochiński epos o podróży mnicha po zwoje buddyjskie do Indii. W grze, poza bohaterami oraz tytułową podróżą na zachód, nawiązania do literatury są bardzo subtelne, ale na tyle wyraźne, aby osoba zaznajomiona z podróżą Tripitaki mogła się ucieszyć i dowartościować swoją wiedzą.

Trip i Monkey, po ucieczce ze statku wiozącego ludzi złapanych przez mechy i zmierzającego na zachód, próbują dostać się do osady, z której pochodzi dziewczyna. Żeby nie skłamać - Monkey zostaje do tego zmuszony przez Trip, która założyła mu wybuchającą opaskę. Jeśli nie chce stracić głowy, to nie może się oddalić od dziewczyny na zbyt wielką odległość, musi słuchać jej rozkazów, a przede wszystkim nie pozwolić jej zginąć. Tak więc cała podróż Monkey’a, którego kontrolujemy, sprowadza się do ochrony dziewczyny - czy to poprzez walkę z mechami stojącymi im na drodze, czy to pomocy w pokonaniu różnego rodzaju przeszkód terenowych.

Zabawa w postapokalipsę

Tutaj powinno nastąpić pytanie, czego oczekuje się od gry, by bawiła. Jeśli dobrej historii czy fajnego klimatu, to Enslaved nie zawodzi (choć nie za bardzo rozumiem rozpływanie się nad scenariuszem w różnych recenzjach - jest dobry, ale daleko mu do czegoś odkrywczego). Jeśli jednak oczekujesz wyzwania dla swoich wyrobionych przez trudne gry palców, to muszę cię rozczarować. Odyssey to the West jest dziecinnie proste. System walki składa się dwóch ciosów - słabego i silnego oraz kilku dodatkowych możliwości wykupywanych w czasie gry, choć tak naprawdę można do końca rozgrywki używać tylko podstawowych ciosów. Walka nie jest wymagająca, a jeszcze trudniej powiedzieć to elementach platformowych.

Nie potępiam twórców z Ninja Theory, że wszystko, czego można się chwycić, błyszczy na żółto - rzeczywiście niekiedy bez tego trudno zauważyć różne rurki czy inne wystające elementy otoczenia. Problem w tym, ze nie sposób nie trafić w cel - wystarczy odchylić „gałę” w odpowiednią stronę i nacisnąć przycisk odpowiedzialny za skok. Jeśli masz dwie lewe ręce, a w każdej po trzy palce - ciągle możesz ukończyć tę grę.

Wynagradza to trochę zróżnicowanie elementów składających się na grę - jest walka, jest skakanie i szukanie drogi, a są i zagadki (niezbyt trudne, ale bardzo fajnie wpisane w fabułę) oraz latanie na magnetycznym dysku, który Monkey ma na wyposażeniu (fajnie rozwiązany pomysł chmurki, na której podróżował Król Małp w materiale źródłowym czy Songo z Dragon Balla). Niemniej mam wrażenie, że twórcy nie poszli na całość swoich możliwości - od pewnego momentu bohaterowie poruszają się motocyklem, więc można było dorzucić etap czy dwa elementu wyścigowego (takie elementy się nawet pojawiają, ale w odniesieniu do wspomnianej już chmurki). No dobrze, rozumiem, że to rozmyłoby całość, niech będzie, ale brak QTE w dramatycznych chwilach jest nie do wybaczenia (np. kiedy coś się wali i Monkey prawie spada w przepaść). Czemu Ninja Theory nie poszło w stronę rozwiązań znanych choćby z Uncharted, tego nie wie nikt.

Walizka pełna wrażeń

Pomimo tak prostej rozgrywki śmiem twierdzić, że Enslaved to całkiem dobra gra. Podobnie jak Prince of Persia (Zero) chodzi tu raczej o podróż, w jaką zabierają nas bohaterowie oraz o same relacje między nimi niż o wyśrubowany poziom trudności. Relacje między Trip, Monkey'em i dołączającym do nich później Pigsym są świetnie zbudowane i człowiek mocno zastanawia się, jak cała ta historia się zakończy.

Jeśli chodzi o budowanie relacji miedzy dwójką głównych bohaterów to przyczynia się do tego raczej warstwa graficzno-dźwiękowa niż sam scenariusz. Samo dobranie głosów pod postacie jest świetne, a voice-acting stoi na najwyższym poziomie. Do tego grafika twarzy z odwzorowaniem najmniejszych nawet tików i zmarszczeń brwi jest rewelacyjna (do czego zresztą Ninja Theory zdążyło nas przygotowaćswoim poprzednim tytułem - Heavenly Sword). Do tego sposób, w jaki rusza się Monkey, jest po prostu fenomenalny i w pełni oddaje potęgę swojego protoplasty z chińskiego eposu (ma nawet szarfę, która podczas skoku majta się jak ogon - bardzo fajny smaczek).

Zdjęcia z wojaży

Świat Enslaved jest fajnie pomyślany i pięknie zaprojektowany. To, co sprowadziło na ludzi apokalipsę, zdarzyło się tak dawno, że nikt tego już nie pamięta, tak więc twórcy nawet nie starają się odpowiedzieć na to niezadane pytanie. Ważna jest podróż, a ta odbywa się najpierw przez przepiękny, zarośnięty na zielono Nowy Jork, by potem przenieść się na bardziej industrialne tereny fabryki mechów, a kończy się na tamie Hoovera. Podobnie jak środowisko, tak i wrogowie - mechaniczne stwory polujące na ludzi - mają fajny design, szkoda tylko, że ilość typów napotykanych wrogów jest tak ograniczona, a ich ataki łatwe do odgadnięcia (zwłaszcza po wykupieniu umiejętności, która pozwala widzieć co planuje przeciwnik).

Enslaved ma jednak kilka problemów. Jednym z nich jest mocne dorysowywanie tekstur, zwłaszcza podczas cut-scenek (robionych na silniku gry). Wolałbym, żeby gra wyszła dwa tygodnie czy miesiąc później, niż oglądać jak np. prezentowana w pewnym momencie kula dyskotekowa jest najpierw szarą bryłą, na którą nakłada się najpierw jedna warstwa tektur, a potem jeszcze jedna. Nie wygląda to zbyt elegancko. Innym problemem jest zapisywanie gry, a raczej jego brak. Otóż dostajemy tutaj tylko autosave (taki sam zabieg stosowany był we wspomnianych już Zapomnianych Piaskach). Jest to irytujące, bo sprawia kłopot jeśli dwie osoby chcą grać na tej samej konsoli na zmianę na jednym profilu. Tak samo utyskiwać będą na to łowcy trofeów.

Wielki mistrz z małymi błędami

Podsumowując - gra jest straszliwie nierówna. Do góry ciągnie ją grafika, ciekawa historia i świetne aktorstwo (czy to twarzą czy głosem), ale jednocześnie w dół leci przez techniczne niedoróbki oraz, dla niektórych, przez brak wyzwań dla gracza, który trzymał pada choć trzy razy w życiu. To mógł być wielki tytuł wspominany przez lata, a tak pewnie pamięć o nim zniknie po kilku miesiącach.


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
7.38
Ocena użytkowników
Średnia z 8 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Enslaved: Odyssey to the West
Producent: Ninja Theory
Wydawca: Namco Bandai
Dystrybutor polski: Cenega Poland
Data premiery (świat): 5 października 2010
Data premiery (Polska): 8 października 2010
Platformy: PS3, Xbox 360
Strona WWW: enslaved.namcobandaigames.eu/

Komentarze


Qrchac
   
Ocena:
0
Ten rodzaj problemów z zapisywaniem to ostatnio plaga i chyba przyjdzie się nam do tego przyzwyczaić. Nie mniej jest to pozycja po którą z chęcią sięgnę, kwestią jest tylko czas. A system walki ma combosy, czy rzeczywiście to tylko dwa ciosy na krzyż? Price of Persia 2008 pomimo swojej prostoty miał całkiem przyjemny i ciekawie przemyślany system ciosów.
15-11-2010 10:27
neishin
   
Ocena:
0
Nie ma combosów. Jest dokładnie tak jak Prince of Persia, ale nie 2008, a Zapomniane Piaski - wszystko jesteś w stanie zrobić rąbiąc w jeden przycisk.
15-11-2010 11:54
Bagheera
   
Ocena:
0
Potwierdzam, potwierdzam, rąbiąc w jeden przycisk zrobiliśmy platynę :P
15-11-2010 21:33
Gonz
   
Ocena:
0
mmm, platyna-generator? chyba jednak się skuszę, klikanie na automatic i fabułkę sobie wessam. ale gameplay w demie odrzucał. strach się bać o DMC.
23-11-2010 10:36
neishin
   
Ocena:
0
Akurat platynka jest ciężkawa - trzeba zebrać wszystkie dupsy, a te np. są poukrywane w scenach pościgowych, a niektóre są glitchnięte. Polecam Castlevanie do platynowania - przyjemna i czysta robota.
23-11-2010 11:03
Gonz
   
Ocena:
0
castlevanię dla samego grania chce, lubię stare, dużo dobrego słyszałem a demko podeszło. jak ogarnę zaległości to wyląduje w czytniczku.
25-11-2010 13:08

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.