Po prostu nie miał pewności.
Czasami – szczególnie gdy przebywał sam, a wokół panowała ciemność – jego serce ściskał potwór, bestia o czarnych jak węgiel paluchach. Trzymała je tak długo, dopóki trwały wspomnienia lub coś, co tylko wspomnieniem się wydawało. Projekcja dziecięcego umysłu podszywająca się pod rzeczywistość.
Miał wtedy dziesięć lat. Teraz, gdy liczył sobie czterdzieści, tamten chłopiec był mu bardziej obcy od syna sąsiada, który uparł się, żeby zostać Konstantym Kulką i przeraźliwym rzężeniem skrzypiec uprzykrzał życie sąsiadom w bloku. Zdecydowanie bardziej obcy.
Jak wierzyć takiemu komuś?
***
Dziadek mieszkał na peryferiach miasta, w niewielkim domku z ogródkiem. Marcin był jego jedynym wnukiem, synem córki jedynaczki. Ojca Marcin nie znał. Gdy był mały, wmówiono mu, że tata zginął na motorze marki Jawa (pamiętał, z jaką dumą opowiadał to kolegom), nie zwolniwszy w porę podczas pokonywania zakrętu. Potem okazało się, że nie była to prawda, matka nigdy nie wyszła za mąż, a sprawca studenckiej ciąży zniknął za granicą. Ale dzieciństwo Marcin miał nie najgorsze. Anna Sztoldo była zaradną kobietą.
Bardziej niż ojca brakowało mu babci.
Tęsknił za tą kobietą, choć nigdy jej nie poznał: uciekła od dziadka, zanim Marcin pojawił się na świecie. Chłopiec nie słyszał jej bajek, nie jadł przyrządzanego przez nią rozgotowanego ryżu z truskawkami i nie robił setki innych rzeczy, które, jak sobie to wyobrażał, wnukowie robią z babciami. Za tym właśnie tęsknił.
Uciekła z kochankiem. Historia jak z harlekinowego romansu, ale tytułowa postać była nieco starsza. Babcia miała wówczas czterdzieści siedem lat.
Do dziesiątego roku życia, do dnia, w którym dziadek przyznał się, że jest trollem, Marcin często bywał w jego domu.
– Dlaczego nie zamieszkamy razem? – pytał niejednokrotnie matkę.
– Och, nie marudź – zbywała syna stropiona Anna Sztoldo, aż pewnego dnia, gdy był już wystarczająco duży, by samodzielnie jeździć miejskim autobusem, wyjaśniła: – Bo dziadek nie chce.
Już wtedy coś mu nie pasowało.
– Kto by chciał mieszkać sam?
– On chce.
Zatem spędzał u dziadka dwa dni w tygodniu, kiedy matka wyjeżdżała na zebrania zarządu firmy, w której filii była kierowniczką.