Dracula - recenzja
W działach: Książki | Odsłony: 871[Recenzja oryginalnie miała zostać opublikowana jako tradycyjny artykuł na Polterze, ale szef działu zasugerował bloga :) ]
Dracula to jedna z najpopularniejszych książek jakie powstały. Przyniosła jej autorowi, Bramowi Stokerowi, międzynarodową sławę, a sama postać Hrabiego Draculi na stałe wpisała się w popkulturę i społeczną świadomość. Postanowiłem zapoznać się z ta wpływową książką i podzielić moimi odczuciami z szerszym gronem Czytelników.
Jonathan Harker to młody notariusz, który przybył do Transylwanii na prośbę Hrabiego Draculi pragnącego kupić dom w Londynie. Początkowo Hrabia jest dla Harkera bardzo miły, samodzielnie mu usługuje podczas posiłku i opowiada lokalną historię. Dosyć szybko jednak okazuje się, że Jonathan stał się więźniem zamku Draculi, a sam hrabia nie jest nawet człowiekiem.
Akcję powieści poznajemy z notatek głównych bohaterów, to jest Miny, Lucy, Jonathana, Lorda Goldaminga, Quinceya, doktora Van Helsinga i doktora Sewarda. To ich notki, pamiętniki i dokumenty prezentują nam wydarzenia z różnych perspektyw... a w każdym razie takie było zamierzenie. Widać tu główny problem Draculi – postaci praktycznie niczym się od siebie nie różnią. Dobrze, dobrze, Van Helsing posiada wiedzę niedostępną innym bohaterom, ale pod względem psychologicznym jest tak samo nijaki jak reszta. Postacie tworzą tu swego rodzaju bohatera zbiorowego, bez dużego miejsca na indywidualizm lub skupienie się na ich psychice. Szkoda, bo czyni to książkę naprawdę nudną.
Paradoksalnie, jedyną postacią budzącą moje zainteresowanie jest tytułowy Dracula, ale ciężko nazwać go głównym bohaterem. Hrabia pojawia się niestety tylko na drugim planie – a tu kogoś pogryzie, a tu przemówi do wariata w szpitalu psychiatrycznym, a tu pojawi się jako wilk lub nietoperz. Myślę, że to dosyć wyrazista postać i gdyby autor zdecydował się zaprezentować więcej dialogów z nim w roli głównej, książka wiele by zyskała.
Właśnie, dialogi. Napisałem już o nijakości postaci, niestety, dialogi w książce nie są lepsze. Postaci modlą się do Boga o pomoc (która jednak nie nadchodzi i wszystko muszą zrobić same), czasem trochę popłaczą, po raz setny zapewnią siebie nawzajem o swojej wielkiej przyjaźni – to tak słodkie, że aż mdłe. Nigdy się nie kłócą, brak w ich wzajemnych relacjach dynamizmu tak samo, jak brak go w ich wewnętrznym życiu. Rozumiem, że są zjednoczeni wspólnym celem, ale fakt faktem, dialogi mogłyby być znacznie lepsze.
Może więc akcja ratuje Draculę? Niestety, także nie. Owszem, akcja idzie do przodu, ale żółwim tempem, nie pamiętam ani jednego momentu zapierającego dech w piersiach lub mrożącego krew w żyłach. Wydarzenia następują, ale jakoś tego nie zauważamy. Książka nie ma też żadnego nagłego zwrotu akcji.
Czego spodziewałem się po Draculi? Przede wszystkim dobrej, klasycznej powieści o wampirach i ich łowcach. Niestety, postaci są łowcami z przypadku i tak naprawdę polowanie na wampiry nie wychodzi im zbyt dobrze. Wampirów w tej książce także nie ma zbyt wiele (tylko Dracula, a także epizodyczne występy „bloofer lady” i trzech sióstr). Sytuację mogłaby ocalić głębia psychologiczna i ciekawie napisane dialogi, ale niestety, nawet tak podstawowych elementów brakuje. Nie polecam więc Draculi jako książki do czytania. Chyba że literaturoznawcom, historykom literatury, kulturoznawcom. To typowo stereotypowa lektura szkolna/klasyka - „każdy chciałby znać, nikt nie chce czytać”.
Ocena: 5/10