Dom derwiszy. Dni Cyberabadu - Ian McDonald
Niedawno ukazał się u nas artykuł Aliette de Bodard dotyczący fantastyki osadzonej w kulturach niezachodnich. Jednym z autorów, którzy ukochali sobie tworzenie takiej literatury, jest Ian McDonald, co doskonale udowadniał Rzeką bogów. W Domu derwiszy. Dniach Cyberabadu po raz kolejny zabiera swych czytelników w orientalną podróż.
Necdet to bardzo zagubiony młody człowiek. Wpadł w wyjątkowo nieciekawe towarzystwo, pracuje w wyjątkowo nieciekawym miejscu, prowadzi wyjątkowo nieciekawe życie, które osładzają mu tylko jointy. Wszystko zmienia się, kiedy zostaje jednym ze świadków samobójczego zamachu, w którym nie ginie nikt poza terrorystką. Teoretycznie nic się nie stało, mężczyzna jednak nie może zrozumieć jednego – dlaczego nagle zaczął widzieć dżinny?
Przy porównaniu Domu derwiszy i Rzeki bogów bardzo widoczna staje się pewna cecha twórczości Iana McDonalda, jaką jest eklektyzm. Pisarz uwielbia mieszać młodość ze starością, tradycję z nowoczesnością, religię z technologią, refleksję z szybką akcją, klasykę z popkulturą. W poprzedniej powieści zabrał czytelników do Indii, w których historia powoli przegrywała walkę z galopującym postępem technicznym; w Domu derwiszy sprawa wygląda bardzo podobnie, tyle tylko, że akcja została umieszczona w Turcji. McDonald mnóstwo miejsca poświęca konfliktom ideologicznym, sporom wynikającym z różnych sposobów postrzegania wiary, społeczeństwa, różnych sposobów patrzenia na świat. Niestety, nie jest to już tak fascynujące jak w Rzece bogów – choć autor ma talent do opisywania kulturalnych, obyczajowych i społecznych niuansów wynikających z walki pomiędzy tradycją i nowoczesnością, to jego owoce są wtórne w stosunku do poprzedniej znanej polskiemu czytelnikowi powieści.
Na szczęście typowe dla McDonalda połączenie kojarzącego się z konserwatyzmem (głównie za sprawą islamu) państwa z falą zmian niesionych przez technikę ponownie owocuje niezwykłym światem przedstawionym. Tajemnica sprzed setek lat, religijne objawienia, olbrzymi przekręt biznesowy, nanotechnologiczny atak terrorystów – to tylko wierzchołek góry lodowej, którą jest Dom derwiszy. Niestety, blisko finału napięcie spada – autor stara się przekazać czytelnikowi zbyt dużo informacji mających pomóc w zorientowaniu się, czym są tajemnicze wizje Necdeta, a przez to znika gdzieś zajmująca go dotąd tajemnica. Ostatnie strony są jednak znakomite – wszystkie wątki splatają się w zaskakującą i satysfakcjonującą całość.
Dla każdego, kto miał okazję zapoznać się z Rzeką..., Dni Cyberabadu będą okazją do powrotu w tamte realia: kilka niezwykłych idei (jak tajemnicza broń z Pyłkowej samobójczyni czy neutka), jedna albo dwie ciekawe puenty i od razu można przypomnieć sobie urok roztaczany przez Indie przyszłości. Żadnemu z tych siedmiu opowiadań nie udaje się jednak chwycić czytelnika za serce (pod tym względem o wiele lepiej sprawdzają się niedawno wydane w Uczcie Wyobraźni Podróże), fabuły są zbyt proste, by głębiej zaangażować odbiorcę (wyjątkiem jest Wisznu w kocim cyrku, które traci jednak z powodu zbyt patetycznej końcówki), a bohaterowie za mało się wyróżniają, żeby na dłużej zostawać w pamięci. Dni Cyberabadu nie obroniłyby się jako samodzielny zbiór opowiadań, ponieważ mogą sprawić satysfakcję jedynie czytelnikom znającym wcześniejszą powieść autora – są zaledwie jej uzupełnieniem.
Kto powinien przeczytać Dom derwiszy. Dni cyberabadu? Przede wszystkim ci, którzy ukochali sobie prozę Iana McDonalda. Jeśli Rzeka bogów była dla Was olśnieniem i chwilę po lekturze zastanawialiście się, czy można dostać więcej, to będziecie urzeczeni. W innym wypadku musicie przygotować się na poważną fantastykę o bardzo ciężkim klimacie, która na pewno nie każdemu będzie odpowiadać. W każdym razie nie da się przejść obok tej książki obojętnie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Necdet to bardzo zagubiony młody człowiek. Wpadł w wyjątkowo nieciekawe towarzystwo, pracuje w wyjątkowo nieciekawym miejscu, prowadzi wyjątkowo nieciekawe życie, które osładzają mu tylko jointy. Wszystko zmienia się, kiedy zostaje jednym ze świadków samobójczego zamachu, w którym nie ginie nikt poza terrorystką. Teoretycznie nic się nie stało, mężczyzna jednak nie może zrozumieć jednego – dlaczego nagle zaczął widzieć dżinny?
Przy porównaniu Domu derwiszy i Rzeki bogów bardzo widoczna staje się pewna cecha twórczości Iana McDonalda, jaką jest eklektyzm. Pisarz uwielbia mieszać młodość ze starością, tradycję z nowoczesnością, religię z technologią, refleksję z szybką akcją, klasykę z popkulturą. W poprzedniej powieści zabrał czytelników do Indii, w których historia powoli przegrywała walkę z galopującym postępem technicznym; w Domu derwiszy sprawa wygląda bardzo podobnie, tyle tylko, że akcja została umieszczona w Turcji. McDonald mnóstwo miejsca poświęca konfliktom ideologicznym, sporom wynikającym z różnych sposobów postrzegania wiary, społeczeństwa, różnych sposobów patrzenia na świat. Niestety, nie jest to już tak fascynujące jak w Rzece bogów – choć autor ma talent do opisywania kulturalnych, obyczajowych i społecznych niuansów wynikających z walki pomiędzy tradycją i nowoczesnością, to jego owoce są wtórne w stosunku do poprzedniej znanej polskiemu czytelnikowi powieści.
Na szczęście typowe dla McDonalda połączenie kojarzącego się z konserwatyzmem (głównie za sprawą islamu) państwa z falą zmian niesionych przez technikę ponownie owocuje niezwykłym światem przedstawionym. Tajemnica sprzed setek lat, religijne objawienia, olbrzymi przekręt biznesowy, nanotechnologiczny atak terrorystów – to tylko wierzchołek góry lodowej, którą jest Dom derwiszy. Niestety, blisko finału napięcie spada – autor stara się przekazać czytelnikowi zbyt dużo informacji mających pomóc w zorientowaniu się, czym są tajemnicze wizje Necdeta, a przez to znika gdzieś zajmująca go dotąd tajemnica. Ostatnie strony są jednak znakomite – wszystkie wątki splatają się w zaskakującą i satysfakcjonującą całość.
Dla każdego, kto miał okazję zapoznać się z Rzeką..., Dni Cyberabadu będą okazją do powrotu w tamte realia: kilka niezwykłych idei (jak tajemnicza broń z Pyłkowej samobójczyni czy neutka), jedna albo dwie ciekawe puenty i od razu można przypomnieć sobie urok roztaczany przez Indie przyszłości. Żadnemu z tych siedmiu opowiadań nie udaje się jednak chwycić czytelnika za serce (pod tym względem o wiele lepiej sprawdzają się niedawno wydane w Uczcie Wyobraźni Podróże), fabuły są zbyt proste, by głębiej zaangażować odbiorcę (wyjątkiem jest Wisznu w kocim cyrku, które traci jednak z powodu zbyt patetycznej końcówki), a bohaterowie za mało się wyróżniają, żeby na dłużej zostawać w pamięci. Dni Cyberabadu nie obroniłyby się jako samodzielny zbiór opowiadań, ponieważ mogą sprawić satysfakcję jedynie czytelnikom znającym wcześniejszą powieść autora – są zaledwie jej uzupełnieniem.
Kto powinien przeczytać Dom derwiszy. Dni cyberabadu? Przede wszystkim ci, którzy ukochali sobie prozę Iana McDonalda. Jeśli Rzeka bogów była dla Was olśnieniem i chwilę po lekturze zastanawialiście się, czy można dostać więcej, to będziecie urzeczeni. W innym wypadku musicie przygotować się na poważną fantastykę o bardzo ciężkim klimacie, która na pewno nie każdemu będzie odpowiadać. W każdym razie nie da się przejść obok tej książki obojętnie.
Mają na liście życzeń: 10
Mają w kolekcji: 10
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 10
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Dom derwiszy; Dni Cyberabadu
Autor: Ian McDonald
Tłumaczenie: Wojciech Próchniewicz
Wydawca: Mag
Data wydania: 16 września 2011
Liczba stron: 715
Oprawa: twarda
Format: 135 x 202 mm
Seria wydawnicza: Uczta Wyobraźni
ISBN-13: 978-83-7480-221-5
Cena: 55,00 zł
Autor: Ian McDonald
Tłumaczenie: Wojciech Próchniewicz
Wydawca: Mag
Data wydania: 16 września 2011
Liczba stron: 715
Oprawa: twarda
Format: 135 x 202 mm
Seria wydawnicza: Uczta Wyobraźni
ISBN-13: 978-83-7480-221-5
Cena: 55,00 zł