» Blog » Dlaczego rynku RPG / Mangi / Komiksów / Książek czujesz się tak niedobrze?
22-05-2016 11:32

Dlaczego rynku RPG / Mangi / Komiksów / Książek czujesz się tak niedobrze?

W działach: książki, RPG | Odsłony: 478

Niedawno kolega wrócił z Francji, gdzie mieszkał prawie przez rok. Kolega jest inżynierem i pisze sztuczne inteligencje, które mają zniszczyć ludzkość. Jedzenie mu smakowało, pensja mu smakowała, koszta wynajmu mu smakowały, a najbardziej smakował mu fakt, że na jego ulicy był wiekli, dwupiętrowy antykwariat poświęcony wyłącznie starym mangom. Kolega chciałby wiedzieć, dlaczego tam można, a w Polsce się nie da.

To oraz kilka luźnych uwag rzuconych przez Ramela (nick jednego z wydawców gier fabularnych, gdyby ktoś się nie orientował) na grupie „Panie! Panowie! Zagrajmy w RPG!” uświadomiło mi, że istnieją pewne procesy ekonomiczne, których szeroka publika nie rozumie, a które być może chciałaby poznać.

Kilka słów o rynku wydawniczym:

W Polsce żyje około 38 milionów ludzi, z których 30 do 50 procent czyta książki, co daje nam liczbę rzędu 11,4 do 19 milionów klientów. Wydawać by się mogło, że to całkiem dużo. Oczywiście potencjalnych mangowców i RPG-owców jest mniej, jednak liczba ta wydawać się będzie równie pokaźna. Dlaczego więc rynek jest tak trudny?

Nakłada się na to komplikacja wielu czynników. Dwa najważniejsze to duże rozczłonkowanie rynku wydawniczego oraz dominacja wielkich, molowatych sieci księgarskich. Niezależnie od dziedziny większą jej część stanowią publikacje niszowe. Nie ma w tym nic dziwnego: o ile inżynierowi materiałoznawstwa może zdarzyć się czasem kupić mangę, a mangowcowi książkę o materiałoznawstwie, to trudno oczekiwać, by stało się to regułą. W efekcie więc średni nakład książki w Polsce, niezależnie od dziedziny to około 3000 egzemplarzy, a podręcznika do RPG: 1000 egzemplarzy, książki specjalistycznej 500 do 1000 sztuk, a w wypadku mang: nie wiem. Oczywiście bywają wyjątki. Podręcznik Gracza do 3 edycji Dungeons and Dragons sprzedał się w pierwszym nakładzie w (o ile pamiętam) 10.000 egzemplarzy, książki Terrego Pratchetta osiągały nakłady rzędu 30.000 egzemplarzy w pierwszym roku po premierze, „Zmierzch” i „Harry Potter” przebiły sprzedażą pół miliona egzemplarzy, choć nie wiem w jakim okresie czasu...

Problematyka sprzedaży książki:

Z naszego punktu widzenia istotne są jednak te pozycje bardziej niszowe, których nakłady nie przekraczają 3.000 sztuk. Bezpiecznie można założyć, że ich sprzedaż waha się między 1/3 a 2/3 nakładu. Nawet w wypadku dodruków nie sprzedają się wszystkie egzemplarze, bowiem część książek trafia w różne czarne dziury, gdzie leżą, podczas gdy inne w miejsca, gdzie schodzą... Od każdej sprzedanej książki do wydawcy trafia jakieś 2-3 złote (to, dlaczego tyle jest tematem na oddzielną notkę).

Czyli powiedzmy 6 tysięcy złotych.

Po drugie: wynik sprzedażowy książki zależy w dużej mierze od jej ekspozycji w księgarniach. Nawet, jeśli klient kupuje książki w internecie, to wiedzę o ich nowych wydaniach najczęściej czerpie w księgarniach, oglądając zawartość półek. Na drugim miejscu jest marketing szeptany, czyli polecanie sobie książek nawzajem przez klientów. Jeśli w księgarniach danej pozycji nie ma, to dla 70-80 procent klientów sytuacja wygląda tak, jakby nie istniała.

Dominacja dużych sieci:

Niestety w Polsce rynek zdominowana jest przez bardzo nieliczne sieci księgarskie, które posiadają status bliski monopolistom. Przykładowo niemal 1/5 całego rynku należy do sieci Empik. Pozwala mu to dyktować warunki i zwyczajnie monetaryzować swoją pozycję. Tak więc, by wstawić książkę do każdej księgarni tej sieci w Polsce należy zapłacić 20.000 złotych (cena mogła ulec zmianie), gdyż Empik traktuje to jako akcję promocyjne. Identyczne albo bardzo zbliżone stawki obowiązują w innych, wielkich sieciach księgarski. Ponadto należy zapłacić też za umieszczanie dodatkowej książki na półce, jej lepszą ekspozycję etc.

Nie chciałby nadawać temu artykułowi tonu sensacji i nagonki, tak więc powiem krótko: nie ma w tym nic złego. Tak robi każda, normalna firma na całym świecie. Problem bardziej polega na tym, że mieszkamy w nienormalnym kraju.

Kolejnym kosztem jest nabycie licencji. Wbrew pozorom suma ta nie jest duża, w zasadzie ma na celu głównie odsianie niezaangażowanych i niepoważnych partnerów, o których z góry wiadomo, że kokosów nie zarobią, a współpraca z nimi nic nie da. Koszt licencji wynosi między 5 a 10 tysiącami dolarów. Wydanie książki to natomiast od 5 do 10 tysięcy złotych (nie wiem, jak z mangą, komiksem i RPG, ale prawdopodobnie obracają się w podobnych sumach), przy czym część tych pieniędzy to koszta stałe, wydawane jednorazowo niezależnie od nakładu (korekta, redakcja, skład i łamanie, tłumaczenie, projekt okładki), a inne zmienne (druk).

W wypadku Japończyków problemem jest też ich zachowanie graniczące z zespołem Aspergera. Przykładowo zasłynęli oni kiedyś cofnięciem licencji znanemu, amerykańskiemu wydawcy na popularną mangę, bowiem okładka jednego z zeszytów miała o kilka tonów inny kolor niż w oryginale. W efekcie zamiast śnieżnej bieli widać było biel płatków wiśni czy coś takiego...

I wszystko to należy pokryć tymi nędznymi 5-9 tysiącami złotych dochodu...

Do tego należy dodać Ogólną Zasadę Inwestowania, wedle której statystycznie na 10 inwestycji 7 przynosi straty.

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

 

PS. Pojechałem na Targi Książki. Będę z powrotem w niedzielę.

2
Notka polecana przez: Bakcyl, Karriari
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Bakcyl
   
Ocena:
+2

To oraz kilka luźnych uwag rzuconych przez Ramela (nick jednego z wydawców gier fabularnych, gdyby ktoś się nie orientował) na grupie „Panie! Panowie! Zagrajmy w RPG!” uświadomiło mi, że istnieją pewne procesy ekonomiczne, których szeroka publika nie rozumie, a które być może chciałaby poznać.

 

Przypuszczam, że poznanie mechanizmów bez możliwości ich zrozumienia wyklucza sens wyjaśniania ich podmiotowi.

22-05-2016 14:04
Exar
   
Ocena:
0

 a podręcznika do RPG: 1000 egzemplarzy

Bo takie z nas polskie byznesmeny. Jedno takie luźnie przemyślenie...:

Teraz biznes to nie tylko produkcja + sprzedaż. XXI wiek to ogromne koszty marketingu, często związane z budowaniem rynku. Zwykły, szary zjadacz chleba (no dobry, może być zwykły i szary, ale musi mieć kapitał) nie ma, i nie będzie mieć szans na takie długofalowe budowanie rzesz potencjalnych klientów.

Budowanie rynku to blogi, artykuły, imprezy, prezentacje, fora, obecność w necie (trole, "a graliście w fabularną Neuroshime?" - taką skrajnością w drugą stronę może być Apple - czy naprawdę byłaby potrzeba kupna co rok nowego telefonu? Pewnie nie, ale oni BUDUJĄ RYNEK. A w Polsce nikt rynku RPG nie budował, nie buduje i pewnie długo budować nie będzie... do tego trzeba by mieć kapitał liczony w setkach tysięcy (lekko licząc) i plan na kolejnych 5-10 lat. Ale że nie ma chętnych na takie inwestycje - pewnie potencjalni inwestorzy nie widzą możliwości zysków.

23-05-2016 10:57
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+1

O tym, jak od strony wydawcy wygląda publikowanie erpega, pisał też jakiś czas temu na stronie Armii Apokalipsy ich autor - kokosy takie, że bardziej opłaca się siedzieć na kasie w Biedronce.

23-05-2016 19:07
Bakcyl
   
Ocena:
0

Bo RPG to sport dla ekscentryków. Nawet jeżeli nagle stałoby się to mainstreamową rozrywką, to i tak po zakupie podręczników niczego więcej już nikt nie potrzebuje. Zatem to słaby biznes. Dzisiaj ludzie wolą hurtowo kupować syfiaste gry na Steam w promocji za 5,99$, albo 10,99$ z soundtrackiem, chociaż większość z nich odpala je najwyżej raz, a nie zagraliby w to nawet za darmo. Patologia. Aż mi się przypomniały teksty z Fight Club.

23-05-2016 22:21

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.