Dlaczego moja nowa powieść BĘDZIE fantasy.
W działach: fantasy/literatura | Odsłony: 505Na początek podziękowania dla Zegarmistrza za napisanie ciekawego tekstu, z którym się nie do końca zgadzam (co nie znaczy, że jego lektura nie była dla mnie wartościowa). Mam nadzieję, Zegarmistrzu, że nie będziesz miał mi za złe, że niejako podczepiam się pod to, co napisałeś.
A teraz do rzeczy. Mam przyjemność być autorem trzech książek. Najemnicy to fantasy, ale Ty i Kopuła to zupełnie inne bajki. Dlaczego, pisząc w różnych konwencjach, w kolejnej powieści decyduję się znowu na gatunek fantasy? Odpowiedź jest poniekąd banalna. Bo będzie to druga część Najemników (planowana premiera - marzec 2015, nakładem wydawnictwa Studio Truso). Wychodzę z założenia, że należy kończyć to, co się zaczęło. Ale to tylko jeden z powodów.
Poniżej szerzej, dlaczego uważam, że fantasy to gatunek literatury, który wciąż jest bardzo atrakcyjny, zarówno dla czytelnika, jak i samego autora.
1. Bo to łatwy gatunek.
Jest fantasy i jest fantasy. Mamy low fantasy, dark fantasy, epic fantasy, high fantasy, urban fantasy, space fantasy, heroic fantasy, fantasy fantasy i pewnie jeszcze wiele, wiele innych. Fantasy to bardzo pojemna konwencja, z której możemy wybrać sobie te elementy, które nam odpowiadają. Co więcej, i do tego argumentu będę powracał w kolejnych punktach, nawet wybierając powielone po tysiąckroć schematy, możemy nadal zbudować coś atrakcyjnego dla odbiorcy. Ile razy, jako czytelnik definiowałem swoje potrzeby "a przeczytałbym sobie coś fantasy: żeby była fajna drużynka, podróż przez nieznane krainy, lochy i na koniec może jakiś czarnoksiężnik do pokonania" - i tyle. Przeczytam coś takiego i powiem: "była ciekawa drużynka, były nieznane krainy, były lochy i był czarnoksieżnik - fajna książka!" To tak jak na sesji. Co z tego, że mg nie wymyślił nic nowego, były podziemia, była rozwałka - zarąbista sesja! Oczywiście, jako autor możemy się pobawić i wtrącić w treść naszego utworu coś więcej - kluczem jest tutaj słowo "możemy". Dla mnie fantasy zawsze było szeroką konwencją - możemy pójść drogą oderwanego od rzeczywistości przyjemnego odmóżdżacza, możemy też wybrać pełną odniesień do współczesnych czasów powieść z głębszym przesłaniem - wybór zależy tylko od nas.
2. i 3. Paradoks popularnego gatunku.
Jak powiedział kiedyś pewien mój znajomy: "owszem w większości zgadzam się z moim przedmówcą, jednak w lwiej części muszę się z nim nie zgodzić." Dokładnie tak samo odniosę się do tego, co w tym punkcie napisał mój szanowny kolega przedmówca, Zegarmistrz. Owszem, książek fantasy jest na półkach w księgarni zatrzęsienie, a konkurencja wśród autorów (polskich i zagranicznych - spora). Zgodzę się, że większość opisów z tyłu okładek jest podobna. Z tym, że tym większe pole do popisu dla nas na wymyślenie opisu, który zaciekawi. Konkurencja jest zresztą spora tylko z pozoru. Bardzo wiele książek z gatunku fantasy jest o wampirach, aniołach, demonach i innych tam takich, które przenikają do naszej rzeczywistości. Mnie na ten przykład ta podkonwencja w ogóle nie interesuje. Mam wręcz problem ze znalezieniem dobrego fantaziaka, który mógłby mnie zainteresować. Fantasy jest trochę jak kryminał (tylko kryminał jest jeszcze bardziej popularny) - tytułów wciąż dochodzi, fabuły często się powielają, ale gatunek jest nadal poczytny i się nie starzeje.
4. Stosy u recenzentów.
Ha, bardzo ciekawy temat. Moje doświadczenia są jednak nieco odmienne od doświadczeń Zegarmistrza. Znaleźć recenzenta nie jest wg mnie trudno. Trudno znaleźć recenzenta, który napisze dobrą recenzję. Pytanie, ile z tych recenzji tak naprawdę potrzebujemy - lepiej skupić się na rozpowszechnieniu dwóch, trzech tych ciekawych, niż wynajdować różnych dziwnych "znawców", którzy napiszą po raz dziesiąty to samo, co ich poprzednicy, względnie wytkną autorowi kolejne wydumane błędy. Absolutnym mistrzem gatunku był recenzent, który napisał, że autor Najemników to debiutant, a sama powieść pełna jest błędów logicznych - bohater książki nie powinien był zginąć od strzały, która trafiła ofiarę w mostek. Autor recenzji zaznaczył przy tym, że jest z zamiłowania łucznikiem i zwraca uwagę na takie szczegóły. Szkoda, że nie zwrócił uwagi na szczegół, iż w książce strzała trafia bohatera w obojczyk, nie w mostek. Na obronę recenzenta dodam, że po mojej interwencji te rewelacje zniknęły z treści jego tekstu. A zatem istotne, żeby trafić na właściwy recenzencki stosik (nie na stosik samozwańczego "znawcy" gatunku [i łucznictwa]) - potem można się przypominać i zazwyczaj koniec końców recenzja się ukazuje.
5. Zagraniczni konkurenci.
Cóż, będą zawsze. Niezależnie czy napiszemy fantasy, czy nie. Jeśli stworzymy mieszankę wybuchową - połączenie harlequina, political-fiction i powieści epistolarnej, najnowsza książka Stephena Kinga i tak najprawdopodobniej zabierze nam gro czytelników. Natomiast jako rodzimi pisarze, zawsze możemy liczyć na wsparcie rodzimego czytelnika - doświadczyłem tego zwłaszcza jeżdżąc po różnych konwentach i uczestnicząc w spotkaniach autorskich.
6. "GoT + Hobbit + WoW + Wiedźmin 3: Dziki Gon"
Niemal w każdym przypadku butelka jest do połowy pełna lub do połowy pusta. Na którą połowę zwrócimy uwagę, zależy tylko od nas. Ktoś znudzony bajkowym Hobbitem może mieć dość fantasy w ogóle, ale równie dobrze może tym bardziej chcieć sięgnąć po coś z low fantasy. Powszechność gatunku i zainteresowanie nim coraz większej rzeszy odbiorców będzie działać raczej na korzyść naszej sprzedaży, niż przeciwko.
Nie jest moim celem krytykować pomysłu na drugą powieść Zegarmistrza. "Ten który walczy z potworami" może być bardzo ciekawą książką. Na razie jestem w trakcie lektury "Gambitu Mocy".
Moja konkluzja jest inna - piszmy to co lubimy i co nas kręci - lepiej spróbować zarazić swoją pasją, niż wpasowywać się na siłę w gusta odbiorcy. Ten jest z natury tak różnorodny i kapryśny, że i tak nasze próby mają nikłe szanse powodzenia. Nie zastanawiajmy się, czy fantasy się sprawdzi czy nie. Zastanówmy się, jak przedstawić nasze fantasy (czy też nie-fantasy), żeby się spodobało. Wg handlowców sprzedać można wszystko - dlaczego więc nasze pomysły mają być gorsze? Zamiast wymyślać pomysł, który się sprzeda, pomyślmy, jak sprzedać pomysł, który już mamy.