Dlaczego ludzie nie czytają książek i dużo piracą – inna strona medalu:
W działach: gry wideo, książki, wredni ludzie | Odsłony: 461O tym, dlaczego ludzie nie czytają książek, już kiedyś na tym blogu pisałem. O piractwie jeszcze chyba nie było okazji, ale jest to temat na tyle nośny i często wracający, że na pewno jeszcze się zdarzy okazja.
Dziś spróbujemy spojrzeć na niego z nieco innej strony.
Uważam, że jednym z powodów zarówno niskiego czytelnictwa, jak i wysokiego poziomu piractwa w Polsce jest bieda.
Oczywiście wskazywać można też i inne powody: przyzwyczajenie Polaków do cwaniactwa przez poprzedni ustrój, wysoki stopień pochwały zachowań kombinatorskich czy też wreszcie brak kultury czytelnictwa, o którym pisałem poprzednio, jak również fakt, że Polacy, przynajmniej w pierwszej fazie rozwoju komputerów w Polsce, jeszcze przed wprowadzeniem ustawy o prawie autorskim w roku 1994, zwyczajnie przywykli do tego, że gry i programy się bezczelnie przegrywa z dyskietki na dyskietkę.
Niemniej jednak, roli biedy nie da się wykluczyć. Jeśli spojrzeć na dane Głównego Urzędu Statystycznego widać w nich, że:
-
37 procent gospodarstw domowych nie stać na 1 tydzień wakacji z rodziną
-
30,7 procent gospodarstw domowych nie ma pieniędzy na rozrywkę
-
30 procent nie ma pieniędzy, żeby utrzymać temperaturę 18 stopni w mieszkaniu
-
23,7 procent nie ma pieniędzy na wymianę mebli
-
24,7 procent mieszka w zbyt małym mieszkaniu (członkowie rodzin nie mają własnych pokojów, miejsca do pracy lub odpoczynku)
-
21,8 procent nie stać na wizytę u dentysty lub lekarza
-
16,4 procent mieszka w środowisku hałaśliwym lub w inny sposób skażonym
-
9,2 procent nie ma środków na zakup ubrań, butów lub pościeli
-
6,3 procent nie stać na internet
-
1,4 procent nie ma jednego, podstawowego posiłku
-
0,8 procent nie stać na telefon
-
0,2 procent nie stać na lodówkę
Część czytelników pewnie uderzy się w głowę i wykrzyknie: „Co to za bieda, skoro nie stać ich na jeden tydzień wakacji z rodziną! Za moich czasów myśmy mieli tylko dwa kartofle do podziału między sześciu braci! Zupełnie mi ich nie żal!”. Inni będą argumentować, że przecież sytuacja w kraju znacząco się poprawiła, bezrobocie spadło, wszyscy mają kolorowe telewizory, samochody, mieszkania na kredyt etc.
Jedni i drudzy nie mają racji. W socjologii biedę dzieli się na trzy poziomy. Są to:
-
Nędza: jest to stan, w którym dana osoba ma na tyle wysokie dochody, by zaspokoić w pełni swoje potrzeby biologiczne, jednak zbyt niskie, by uczestniczyć w kulturze. Osobnika takiego stać na to, żeby kupić dziecku ubranie, podręczniki do szkoły, ogrzać mieszkanie, wyżywić się, napoić i zagrzać, ale nie stać go jednak na nic więcej. Jak widać w powyższym zestawieniu, stan taki dotyka jakichś 16 procent społeczeństwa.
-
Bieda: to stan, w którym człowieka nie stać na pokrycie niektórych swoich biologicznych potrzeb. Najbardziej charakterystyczne może być niedojadanie, czyli jedzenie mniejszej ilości posiłków, o nie wystarczającej ilości kalorii. W polskich warunkach najczęściej wyglądało to tak, że po prostu w pewnym momencie kończyły się pieniądze i jakoś trzeba było dotrwać do pierwszego. Były więc rodziny, gdzie dwa, trzy dni w miesiącu nie jedzono obiadu, albo przez kilka dni nie było śniadań i kolacji. Mówię były, bo obecnie sytuacja na tyle się poprawiła, że proces ten zanikł. Nie zmienia to faktu, że nadal są rodziny, które na przykład nie ogrzewają swojego mieszkania w bloku, w których ludzie pracują tak długo, że nie śpią 8 godzin, mieszkają w skrajnie uciążliwych warunkach, czy po prostu nie stać ich na wykupienie leków przypisanych przez lekarza albo nowe ubrania. Jak widać, sytuacja taka dotyka w Polsce około 20 procent społeczeństwa.
-
Ubóstwo absolutne: to stan, w którym człowiek nie ma zupełnie niczego.
A więc tak, społeczeństwo polskie jest ubogie. W szczególności w stosunku do zarobków bardzo wysokie są ceny mieszkań, remontów oraz usługi specjalistów. Efekt jest taki, że sam znam osoby dobrze (jak na polskie warunki) zarabiające, wykonujące prestiżowe, zdawałoby się, zawody (lekarze, stomatolodzy, programiści, managerowie), którzy zamieszkują w stanowczo zbyt małych mieszkaniach. I zwyczajnie nie mają gdzie wstawić książek. Znam nawet przypadek rodziny, która musiała pozbyć się z domu ich sporej kolekcji, by zrobić miejsce na pokój dla dziecka, tak byli ograniczeni przestrzenią.