Jon badał wnętrze okradzionego poprzedniej nocy grobu dokładnie i metodycznie. Po ciele barona von Grauba pozostały tylko fragmenty jego galowego munduru – kilka odartych pasów tkaniny i pourywanych guzików.
Podszedł do zasuniętego, teraz już pustego sarkofagu. Na nagrobkowym elegium, w którym wyliczano liczne zasługi barona, widać było kilka wyraźnych rys. Jon wyjął z kieszeni surduta sztylet, którego, jak twierdził, używa jedynie do czyszczenia paznokci i otwierania poczty, po czym przymierzył go do uszkodzeń. Cokolwiek rozdarło kamień, uczyniło to z dużą siłą. Sztylet Pendergasta w żaden sposób nie pasował do nacięć.
Westchnął i odstawił na bok gazową lampę. Kilka godzin temu wypróbowywał nowy wynalazek działu badań Inspektoratu – nakręcaną latarnię, ale jak zwykle zapomniał ją spakować. Sięgnął do skórzanej torby, którą miał przewieszoną przez ramię i wyjął z niej niewielką dmuchawę połączoną rurkami ze szklanym pojemnikiem, w którym cicho chlupotało. Urządzenie było kolejnym wynalazkiem stworzonym przez dział badań Inspektoratu.
Inspektor nadstawił ucha. Gdzieś zza ścian grobowca dochodziło przytłumione zawodzenie zebranych na kolejnym pogrzebie. Mnisi chórem śpiewali pośmiertne egzekwie. Pendergast delikatnie postukał w końcówkę urządzenia i zaczął naciskać miech. Trysnęła fontanna malutkich kropelek. Spryskał dokładnie cały sarkofag i jego okolicę – kamienne płyty podłogi i murowaną ścianę.