» Blog » Czy warto promować się na konwentach?
17-06-2016 22:58

Czy warto promować się na konwentach?

W działach: fantastyka/literatura | Odsłony: 384

Niniejszy wpis będzie małą retrospekcją. Pomysł na jego napisanie pojawił się w mojej głowie już dawno, ale powrót (w jednym z komentarzy) użytkownika o nicku Lukrecjusz był bezpośrednim impulsem do napisania tekstu właśnie teraz. O co chodzi? O naszą z Lukrecjuszem dyskusję dot. promowania swojej twórczości na konwentach. Lukrecjusz dowodził, że nie ma to większego sensu, a ja, że i owszem. Od tej dyskusji minęły ok. dwa lata. W tym czasie zaliczyłem całe mnóstwo konwentów i jestem znacznie mądrzejszy w tym temacie, niż byłem wcześniej. Zobaczmy jak z perspektywy czasu wyglądają nasze argumenty.
Zobrazuję jak to będzie wyglądało. W każdym punkcie wypisanym od myślnika jest fragment mojej wypowiedzi (którą wyróżniłem pochyłą czcionką), do której po znaku >>> odnosi się mój dyskutant (pogrubiłem dla wyróżnienia). Pod każdym punktem zamieszczam swój teraźniejszy komentarz. Zapraszam do lektury.

- Nieco gorzej sprawa wygląda od strony kosztów. >>> żaden interes jechać na konwent by sprzedaż zwróciła koszty benzyny. W dalszej perspektywie co zyskujesz? Rozpoznanie wśród ludzi?

Dzięki serwisowi Blablacar koszty benzyny są marginalne. Dodatkowo można poznać ciekawych ludzi (ale to na marginesie). Na samym konwencie się już zarabia. A w dalszej perspektywie zyskujemy: rozpoznawalność i owszem, kontakty, wymianę doświadczeń z innymi wystawcami (co bezpośrednio przekłada się na zoptymalizowanie kosztów), wreszcie opinie o naszych produktach. Wg mnie to korzyści, które bardzo trudno przecenić.

- To że ktoś kupił książkę, ale jej nie przeczytał, paradoksalnie, pokazuje, że ludzie uwielbiają czytać. >>> to znaczy tyle, że ludzie nie wiedzą co zrobić z pieniędzmi, a później narzekają, że im ich wciąż za mało na koncie zalega. Impulsywne kupowanie rzeczy na konwencie - warto się tego oduczyć.

Osoby, które miałem na myśli są raczej zamożne, a narzekań z ich ust nie słyszałem. Brakuje im nie pieniędzy, a czasu - dlatego bo działają, najczęściej na wielu frontach. Książkę kupiły, bo uznały, że sprzedający też działa, robi wg nich coś fajnego i chciały go wesprzeć. Czy warto oduczyć się impulsywnego kupowania? Być może. To pewnie temat na odrębną dyskusję, ale impulsywne kupowanie ma też wiele zalet - chociażby zwiększa naszą sprzedaż. 

- Wydarzenia takie jak Pyrkon utwierdzają mnie w przekonaniu, że narzekanie na to, że Polacy mało czytają, książki są drogie i w ogóle kultura upada, nic się nie opłaca i nie warto za cokolwiek się brać, jest zwyczajnie nieuzasadnione i oderwane od rzeczywistości. >>> książki są drogie, a Polacy mało czytają. Dlaczego to zdanie według ciebie jest oderwane od rzeczywistości? Gimby i licbaza biedne są, nie mają na książki, ludzie pracujący znajdują zazwyczaj lepsze sposoby na wydawanie pieniędzy niż kupowanie książek. A, i pozostaje jeszcze opcja na cwaniaka - biblioteka miejska/osiedlowa. Zobacz koszt od 0 do około 5zł na miesiąc, a książek wystarczy do końca życia.

Dlaczego uważam, że "książki są drogie, a Polacy mały czytają" jest oderwane od rzeczywistości? A no np. dlatego, że dziewczyna z "gimby/licbazy" zostawiła na naszym wspólnym stoisku na Targach w Warszawie 150zł - wszystko wydała na książki. To tylko jeden z bardzo wielu przykładów. Książki, owszem, są dosyć drogie, ale znowu to działa na nasz plus, bo bezpośrednio od autora wyjdzie dla czytelnika znacznie taniej (omijamy marżę hurtowni i księgarni). Przeciwko bibliotekom nic nie mam, ale nie porozmawia się tam z autorem, a jak się nie odda książki na czas, to już nie wychodzi 0zł.

- Jeśli książki są dla Ciebie za drogie – jedź na Pyrkon i kup je bezpośrednio od autora, będzie taniej i jeszcze dostaniesz autograf. >>> czyli to co oszczędzisz na tych książkach i tak w szerszej perspektywie zostanie pożarte przez koszty podróży, noclegu, wyżywienia, etc. ??? > No profit.

W takim razie przyjdź na mniejszy konwent, gdzie nie ma płatnej wejściówki lub opłata jest minimalna – wychodzę do potencjalnego czytelnika i staram się obstawiać również i takie imprezy (zyski są mniejsze, ale koszty też). Ale jeśli lubisz larpy, prelekcje, poznawać nowych ludzi, oglądać cosplaye, grać w gry planszowe, grać na pleju i co tam jeszcze, to jednak zachęcam Cię do zainwestowania tej stówy i przyjechania na Pyrkon – opłaci się. Zakupy zrobisz przy okazji, jeśli będziesz miał ochotę.

- Wraz z nabytym doświadczeniem zaczynam uśmiechać się pobłażliwie, słysząc domorosłych krytyków, twierdzących że samofinansowanie książek przez autora świadczy o fatalnym poziomie tych książek, bo wydawnictwa pełnią funkcję instytucji opiniotwórczej. >>> nikt nie broni czerpać lulzów z dowolnego według nas lolkontentu. Co do stwierdzenia - i tak i nie. Książka wydana na przysłowiowym „papierze toaletowym” zazwyczajowo ma dość brzydką okładkę, a ludzie oceniają po okładce. Warto też dodać, że logo wydawnictwa jest niejako gwarantem jakości. Czemu się słyszy, że ISA w miarę poziom trzyma, a Solaris to „dziwne” wydawnictwo?

Chyba są dobre jakościowo książki i z ładną okładką wydane komercyjnie i kiepskie jakościowo z brzydką okładką wydane tradycyjnie, aczkolwiek mam za mało danych, żeby wejść w polemikę w tym punkcie. Ja wydałem obiema metodami i mam porównanie – samofinansowanie wydania ma swoje plusy (aczkolwiek „ważne, żeby te plusy nie przesłoniły minusów”). Co do czerpania lulzów (cokolwiek to znaczy) i oceny książki po okładce, to akurat Lukrecjuszu zgadzamy się w tym punkcie.

- Wkrótce tradycyjne wydawnictwa padną, a wielkie książkowe sieciówki przejdą do końca proces przepoczwarzenia się w sklepy z pamiątkami. >>> Pisarze wszak lubią tworzyć fikcję literacką;)

Lubią też pisać historie oparte na faktach lub utwory profetyczne - cóż, czas zweryfikuje moje tezy, może nie miałem racji, ale niektóre procesy muszą potrwać.

Przejdźmy do podsumowań:

Lukrecjusz: Szczerze - nie wiem jak to wygląda na rynku samych książek, co nieco wiem o rynku RPGów. Samopublikowanie oznacza dziś OSZAŁAMIAJĄCE nakłady w wysokości do 200 sztuk w porywach. Nic tylko wziąć taki nakład i palnąć się nim w głowę jak znów najdzie nas pomysł by coś samemu wydać.

Od czegoś trzeba zacząć, a jeśli produkt jest nieznany, sam z siebie się nie sprzeda. Akurat 200 egzemplarzy to bardzo dobra liczba na początek - to nakład, który jesteś w stanie sprzedać sam na kilku konwentach (plus znajomi znajomych). Jeśli nie zaskoczy, nie będziesz mocno stratny. Jeśli zaskoczy, zrobisz dodruk. Oczywiście wyjazdy na konwenty wymagają  sporych nakładów czasu i energii. Pytanie czego tak naprawdę chcemy – może pograć sobie w tego erpega z czterema znajomymi? Niemniej co i raz utwierdzam się w przekonaniu, że działanie przynosi więcej korzyści niż narzekanie.

Na koniec, Lukrecjuszu, dziękuję – wcale nie ironizuję. Wskazałeś wiele zagrożeń i przeszkód, dzięki czemu widzę wyraźnie, że sobie z nimi poradziłem i obrałem właściwy kierunek. A to mnie dodatkowo motywuje.

Jeśli niniejszy tekst spotka się z Waszym zainteresowaniem, planuję napisać podobną polemikę z ciekawymi komentarzami dot. zrealizowanego przeze mnie projektu na wspieram.to.

Komentarze


Lukrecjusz
   
Ocena:
+1
Konwenty są dla buł.
17-06-2016 23:40
Anioł Gniewu
   
Ocena:
+3

I parów! 

17-06-2016 23:41
Eliash
   
Ocena:
+2

Śmiało pisz kolejne teksty! Z przyjemnością przeczytam więcej :)

Zwłaszcza, że noszę się z myślą o samodzielnym wydaniu, a Twoje działania to motywujący przykład ^_^

18-06-2016 03:08
Przestrzegam
   
Ocena:
+1

Jestem w stanie uwierzyć, że obie strony w tej dyskusji miały część racji.

18-06-2016 08:43
Paweł Jakubowski
   
Ocena:
+2

@ Przestrzegam, i ja, i Lukrecjusz mieliśmy rację z tym, że wynikało to z naszej niewiedzy... ;)
A tak na poważnie - zakładając, że obaj mieliśmy część racji, to Lukrecjusz ze swoją częścią nie zrobił nic - nikt (oprócz może garstki znajomych) nie usłyszy o jego erpegu, ja ze swoją częścią racji przechodzę z etapu odzyskiwania tego co włożyłem do etapu zarabiania, planuję dodruki i piszę kolejną książkę.
Moim zamiarem nie było pokazanie, że Lukrecjusz nie ma racji, raczej, że moja strategia przynosi więcej korzyści, niż strategia przyjęta przez Lukrecjusza. Ale teraz tak się zastanawiam - może wcale nie mam racji, może Lukrecjusz dał sobie spokój z erpegiem i poświęcił czas i energię, którą by stracił na jakieś bardziej zyskowne zajęcie. Jeśli tak, szkoda tylko, że skoncentrował się na negatywach, zamiast pokazać bardziej korzystną alternatywę. 
 

18-06-2016 09:45
Przestrzegam
   
Ocena:
+2

Jeśli na tym zarabiasz to cześć i chwała i chałwa:) Nie znam sprawy, ale widzę inne notki o jakichś januszach i sebastianach polskiego rpg czy runku wydawniczego i jakoś tak nie widać żęby to była bardziej korzystna alternatywa. Ale co tam, jeśli cię to bawi i masz możliwość z tego coś zyskać to życzę sukcesów, bo w sumie czemu nie:)

18-06-2016 09:57
TO~
   
Ocena:
+1

Osoby, które miałem na myśli są raczej zamożne, a narzekań z ich ust nie słyszałem. Brakuje im nie pieniędzy, a czasu - dlatego bo działają, najczęściej na wielu frontach.

Jakbyś w dychę trafił :)

19-06-2016 00:47

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.