» Artykuły » Małe co nieco » Crystal Defenders

Crystal Defenders


wersja do druku

Nie wszystko kryształ co się świeci...

Redakcja: Joanna 'Ysabell' Filipczak

Crystal Defenders
Przyznam szczerze, że gdy usłyszałem wieść jakoby "Kwadratowi" wypuścić mieli mini-grę nawiązującą bezpośrednio do Final Fantasy byłem podekscytowany. Gdy dowiedziałem się, że tytuł będzie można pobrać z PS Store pomyślałem "zapowiada się niezły kąsek". Nawet w chwili gdy grałem w demo Crystal Defenders nadal miałem nadzieję, że pełna gra zdoła mnie czymś zaskoczyć. Cóż, powiadają, że nadzieja jest matką głupich. Jest w tym niewątpliwie wiele prawdy, gdyż obecnie mogę śmiało powiedzieć, że byłem zbyt ufny. Na tyle, że kupiłem nowy twór Square-Enix. Czy jestem z zakupu zadowolony? Zdecydowanie nie. Dlaczego? Hmm, pomyślmy…

Crystal Defenders to gra z gatunku popularnych ostatnio w Japonii strategii logicznych "Tower Defense". Cała zabawa w zamyśle polega na ustawaniu odpowiednich wież obronnych wzdłuż ustalonej ścieżki tak, by jak najmniej (najlepiej żaden) wrogów z nadchodzącej/nadlatującej fali zdołało się przebić. By nie było za łatwo wież mamy kilka rodzajów, a niektórzy przeciwnicy podatni są tylko na niektóre z nich. Trzeba więc nieźle kombinować bo fal jest naprawdę dużo (tu aż 30) i każda z nich niesie nowe wyzwanie. Należy też oszczędzać pieniądze tak, by starczyło nam na nowe wieże. Pomysł banalny, aczkolwiek bardzo chwytliwy. W teorii wygląda to pięknie, niestety w praktyce Square-Enix dało plamę i aż wstyd przyznać, że tak prosty schemat został przez nich po prostu spartolony.

Zacznijmy może od tego, że gra jest czystym chwytem marketingowym, do tego wręcz koszmarnie skonstruowanym. Chyba panowie stojący za projektem pomyśleli iż samo bazowanie na znanej marce wystarczy. Jestem żywym przykładem, że częściowo mieli rację. I tak, w produkcji Square-Enix wieżyczki zostały zastąpione znanymi z FF klasami postaci, nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że grę przeniesiono bez najmniejszej nawet zmiany z konsol kieszonkowych. Co za tym idzie otrzymaliśmy znane nam jeszcze z czasów Final Fantasy Tactics: Advance sprite'y postaci i przeciwników. Również tła zostały potraktowane po macoszemu, ot bez ładu i składu rzucono nam ścianę utworzoną niby z kryształów — świetnie, szkoda, że żywcem przypomina ona ekran GameBoy’a (którego co by nie było bardzo sobie cenię). To nie koniec technicznych baboli. W dokładnie ten sam sposób została przeniesiona muzyka. Tak, jest słodka. Tak, wpada miejscami w ucho… ale na Boga, nie na konsoli nowej generacji! W czasach gdy inne podobne produkcje zachwycają wykonaniem Crystal Defenders po prostu się cofa.

Całość została, nie wiedzieć czemu, podzielona na trzy osobne gry, które są, oczywiście, identyczne i różnią się jedynie planszami i poziomem trudności. Doskonale rozumiem zabieg, ale można było po prostu w opcjach dodać poziom Normal i Hard — wyszłoby dokładnie na to samo. Same batalie w przeciwieństwie do innych gier opartych na "Tower Defense" są nieciekawe. Tak naprawdę zero tutaj jakiejkolwiek strategii, zero planowana — a przecież to właśnie te elementy miały być głównym atutem gry. Do dyspozycji otrzymujemy kilka podstawowych profesji typu: żołnierz, złodziej, mag i łucznik. Każda z nich ma odmienne zastosowanie, ale wszystko sprowadza się i tak do szybkiego nabijania złota w celu podnoszenia poziomów naszych jednostek. Co wręcz śmieszy to wrzucenie w grę "poradników" w postaci nagranych filmików do każdej planszy. Nie tyle pomagają one w grze, co dokładnie pokazują gdzie i kiedy daną jednostkę należy postawić tak, by plansza stała się dziecinną zabawą. Myślę, że nawet młodsi gracze chcieliby nieco pokombinować, bo chyba nikt z nas nie lubi wydać pieniędzy by być prowadzonym za rączkę. Starcia są więc nudne i przejście całej gry zajmuje jeden wieczór.

Co by jednak nie marudzić gra ma też swoje plusy, chociaż maja one bardziej związek z sentymentem jakim gracze darzą serię. Miło jest popatrzeć na znane profesje ponownie w akcji, powracają też summony, które możemy wykorzystać w czasie walk. Tyle, że i tu pojawia się niewielki zgrzyt. Czy my przypadkiem nie mieliśmy bronić kryształów? Dlaczego więc "przyzwanie" danego summona uszczupla nam pulę tego cennego minerału? Na te pytania nie jestem w stanie odpowiedzieć...

Crystal Defenders spodoba się jedynie miłośnikom gier na przenośne konsole, z nastawieniem na GameBoy Advance. Nie przykuje jednak graczy do ekranu na dłużej niż kilka godzin. Po tym czasie zaczynamy zadawać sobie pytanie "ale po co?" — przecież to samo, tylko mistrzowsko wykonane mieliśmy już w PixelJunk Monsters. Jeśli więc chcecie zainwestować w dobrą grę w PS Store, to Crystal Defenders do nich zdecydowanie nie należy.

Panowie z Square-Enix: to nie przystoi!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


4.5
Ocena recenzenta
3.83
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Crystal Defenders
Producent: TOSE Software
Wydawca: Square-Enix
Dystrybutor polski: Square-Enix
Data premiery (świat): 27 stycznia 2009
Data premiery (Polska): 11 marca 2009
Platformy: Xbox 360, PS3, Wii
Strona WWW: www.crystaldefenders.jp/na/



Czytaj również

Final Fantasy XV
Wielkie nadzieje
- recenzja
Marvel's Avengers
Psychofani są wśród nas
- recenzja
Shadow of the Tomb Raider
Assassin Croft
- recenzja
Murcielago #05
Koumori ponownie na tropie
- recenzja
Murcielago #04
Chiyo wkracza do akcji
- recenzja
Murcielago #03
Dość!
- recenzja

Komentarze


ExiledDiclonius
   
Ocena:
0
Ja akurat miałem to szczęście iż pierw przyjrzałem się sprawie. I tworu tego nie zakupiłem, pomimo iż właściwie lubię Towery :D
04-12-2009 21:34

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.