» Relacje » ConQuest 2005

ConQuest 2005


wersja do druku

Ostatni taki ConQuest


ConQuest 2005 był już trzecią i, z tego co mówią organizatorzy, ostatnią odsłoną tego krakowskiego konwentu. Odbył się jak zwykle w czasie długiego majowego weekendu. Ale cóż to był za weekend! Parafrazując Garnka: tym razem trochę sobie z tą długością pojechali - od piątku do wtorku. Jakby nie liczyć to aż pięć dni! I to przy niezwykle rozsądnej (jak na tak długi konwent) cenie - jedynie 30zł przy przedpłacie. Co prawda zastanawiałem się, czy pięć dni to nie za długo, ale szybko mój dylemat rozwiązał się - zostałem bowiem zaproszony do Krakowa dzień wcześniej. Ale to już opowieść na inną relację.

Piątek przywitał nas ładną pogodą, która utrzymywała się przez cały ConQuest i dopiero we wtorek wieczorkiem zaczęło kropić - do tej pory jednak wszyscy normalni uczestnicy zdążyli już wrócić do domów. Przez akredytację przebrnęliśmy szybko i bezboleśnie, by już po chwili rozpocząć powitania pełne uśmiechów i poklepywań po plecach. O 16:30 odbyło się oficjalne rozpoczęcie konwentu. Jak cała impreza - krótkie (no dobra, krótka to ta impreza nie była) i treściwe. Poinformowano o prawie do dobrej zabawy i takim samym obowiązku, oraz o akcji 100% bez alkoholu, która w polskim fandomie jest eksperymentem o wysokim stopniu abstrakcji. Jakie były jej skutki? O tym później.

Po rozpoczęciu konwentu mieliśmy do dyspozycji wiele atrakcji: trzy bloki prelekcyjne, LARPy, sesje, GRAMY!. Było wokół czego się zakręcić. Zaczęliśmy od prelekcji Państwa Szaleńców (wybaczcie proszę to 'Państwo', ale to tylko dlatego, że ładnie brzmi) na temat nekromancji, z której można było się dowiedzieć, że praktyki przyzywania zmarłych i ich duchów są głęboko zakorzenione w naszej kulturze. Następnie zaliczyliśmy niezwykle burzliwą dyskusję na temat d20 (tu brawa dla moderatorów, którzy potrafili powstrzymać się od subiektywnych opinii), by następnie wziąć udział w kalamburach, z których - jako dżentelmeni - mimo pewnego zwycięstwa, zdecydowaliśmy się wycofać. Teren szkoły opuściliśmy po 23:00 (pomni ostrzeżeniom organizatorów, że osoby pijane będą wypraszane).

Sobota upłynęła nam pod flagą ogólnie pojętego lenistwa i krążenia po korytarzach. Nie to, że nie było co robić - wręcz przeciwnie, było wiele ciekawych prelekcji, ale ponieważ na żadną nie mogliśmy się zdecydować, odwiedziliśmy nieliczne. Po krótkim zwiedzaniu Krakowa poszedłem na MonCon - nieoficjalną imprezę towarzysząca, na której zjawili się miłośnicy Monastyru. Spędziłem z nimi kilka miłych godzin dyskutując o wszystkim - od spowiedzi poprzez napisanie idealnego (albo chociaż dobrego) RPGa. Później odwiedziłem bardzo dobrą - jak zwykle - prelekcję Garnka i Lucka na temat Wolsunga i prowadzone przez grupę Twój Stary i Puszona warsztaty kalamburowe, na których pokazaliśmy, że w teorii jesteśmy świetni. Na deser zostawiliśmy sobie LARPa w świecie Wolsunga, organizowanego przez wcześniej już wspomnianych prelegentów. Mimo udzielającego się już zmęczenia i późnej pory, bawiliśmy się wszyscy świetnie. Szkoda tylko, że genialna historia ogólna przegoniła postacie, które czasami były umieszczone bez większego zakotwiczenia w intrydze i same musiały znajdować sobie jakieś zajęcie. Powtórzę jednak raz jeszcze - nie widziałem, żeby ktoś się nudził.

Niedziela. Co myśmy robili w niedzielę? Nie jestem w stanie sobie przypomnieć niczego poza spacerami i słodkim leniuchowaniem. Choć teraz, kiedy przeglądam program raz jeszcze, zaczynam żałować opuszczonych prelekcji. O, wiem! Niedziela upłynęła pod znakiem Games Roomu! Hitem sezonu okazał się Jungle Speed, który nie tylko był najczęściej wypożyczaną grą, ale zszedł we wszystkich egzemplarzach już w niedzielę (gdy dowieziono kolejną partię, ta również rozeszła się błyskawicznie). I nie ma się czemu dziwić, bowiem ta prosta gra karciana (+ drewniany totem) oparta na refleksie, spostrzegawczości i mocnych nerwach, dawała wszystkim grającym (a można w nią grać nawet w kilkanaście osób) olbrzymią satysfakcję, co w połączeniu z zaskakująco niską ceną (20zł) było poważnym argumentem "za". Ja sam rękami (i pieniędzmi) mojej lepszej połowicy dokonałem zakupu. Warto.

W poniedziałek program również nie zwalniał. Odwiedziliśmy kilka prelekcji oraz - dawno już niewidziany - Stary Port, którego niezwykła atmosfera i zniżka na piwo jak zwykle przyciągnęły tłumy ludzi. Późną nocą, ponieważ na ConQueście były nie tylko sesje karteczkowe, ale także zaproszeni mistrzowie gry (co by było dużo grania) poprowadziłem sesję Monastyru. Jako że miałem zaszczyt być jednym z zaproszonych MG, starałem się jak najlepiej, ale kiedy tylko przestawałem mówić zdawało mi się, że zaraz zasnę, dlatego też przepraszam z tego miejsca graczy, jeżeli tylko walka pod koniec nie okazała się pełna wrażeń - robiłem co mogłem. Po drodze - o czym prawie zapomniałem - odbyło się oficjalne zakończenie konwentu. W tej edycji wyjątkowo krótkie, bez aukcji i zbędnych przemówień, ozdobione jedynie występem wokalnym ARTUTa i Inkwizytora oraz pokazem walki kataną Modiliusa. Ogłoszono też zwycięzcę GRAMY!, którym w tym roku została Krystyna Nahlik, która niczym ostrze inkwizycji przebrnęła przez cały turniej.
Pozostałą część poniedziałkowej nocy, a raczej wtorkowego świtu, spędziliśmy grając w DDR. Niestety, tylko jedna mata i brak naszej ulubionej piosenki (Vater unser) spowodowały, że nie mogliśmy pokazać wszystkich znanych nam motywów tanecznych.

We wtorek nikt już nie miał na nic sił. A jednak zebraliśmy w sobie resztki energii i odwiedziliśmy przed odjazdem jeszcze te parę punktów. Wszystkie okazały się zresztą bardzo interesujące. Tak prelekcja Inkwizytora o życiu erotycznym papieży (na którą niestety przybyłem dopiero w połowie), jak i opowieści Bagheery o fallusach i innych podłużnych rzeczach. Podsumowania ConQuestów słuchałem już tylko jednym uchem, bowiem drugie śpieszyło się na pociąg. Odjechać miałem z Krakowa o 13:00. To starożytne miasto nie zna jednak słowa "pośpiech", dlatego w domu pojawiłem się dopiero po 1:00 w nocy. Ale szczęśliwy. Niewątpliwie szczęśliwy.

Czas teraz na parę uwag natury ogólnej. Sale sypialne były pełne, ale nie przepełnione, także nie było problemu ze znalezieniem miejsca dla wysłużonej karimaty. Prysznice były na miejscu (choć właściwie tylko jeden prysznic) i - bijcie zabijcie - kiedy z niego korzystałem była w nim ciepła (nie gorąca, ale jednak ciepła) woda. Trzy praktycznie (bo oficjalne były tylko dwa, ale sala gimnastyczna również często spełniała tę funkcję) Games Roomy działały bez zarzutu, za co dzięki wielkie twórcom (szczególnie Sasannce i Natanielowi). Na konwencie prawie cały czas ktoś grał (sam w poniedziałek w nocy miałem problem ze znalezieniem miejsca na sesję), co ostatnio jest zwyczajem zanikającym. 100% bez alkoholu udało się w moich oczach rewelacyjnie - na konwencie nie spotkałem nikogo pijanego (choć podpitych paru zobaczyć mi się udało) i sam ze znajomymi, jakby to było naturalne, piłem poza terenem szkoły nie pokazując się w niej inaczej niż zupełnie trzeźwiuteńki (choć bywało, że rano z niechęcią czciłem boga-słońce). Doskwierał tylko brak bufetu, który w pewnej mierze starały się zastępować niektóre stoiska z grami - jednak to nie to samo.

Podsumowując, konwent zaliczyć należy do bardzo udanych. W tym roku mało było… jakby to modnie wyrazić - eventów, happeningów i performance'ów - było spokojniej. Sprawdzona, solidna jakość. Ale ta jakość pozwala mi z czystym sumieniem ocenić konwent na pięć i z żalem pożegnać go z mojej konwentowej mapy, bowiem tegoroczne wspomnienia na pewno przygnałyby mnie do Krakowa za rok. Cóż, może to i lepiej odejść, kiedy jest się tak dobrze zapamiętanym. Wielkie dzięki dla grupy Quest.

PS. Chciałem się też wytłumaczyć ze swojej maniery pisania w liczbie mnogiej, a nie pojedynczej. Nie wynika to broń Boże z olbrzymiego szacunku, jakim siebie darzę i który każe mi do siebie zwracać się pluralis maiestatis. Chodzi po prostu o to, że prawie 24 godziny na dobę w czasie trwania ConQuestu przebywałem z moimi przyjaciółmi, którzy uczynili ten wyjazd po trzykroć ciekawszym. Za co serdecznie im dziękuję (szczególnie pewnemu *** baraniemu, który mnie przygarnął).
PPS. Jeszcze odrobina prywaty - wielkie podziękowania dla Marty - za to, że wytrzymała ze mną te sześć dni, mimo że ma o graniu w RPG takie zdanie, jak ja o wędkowaniu (a mnie wędkowanie ryba).


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 5 / 6

Komentarze


Tarkis
    CQ
Ocena:
0
Konwent bardzo udany i zgadzam sie z opinia Joe na jego temat- po czesci dlatego, ze patrzylem na niego z dosc podobnej perspektywy :P

Marte naprawde podziwiam za to, ze wytrzymala z nami te 5 dni i wygladala nawet na zadowolona (w tym miejscu chcilabym pogratulowac jej rodzicom, za tak dobre wychowanie corki :P )

Joe- co do Krakowa za rok. Jak nie CQ to cos innego, jak nie cos innego, to ot tak, po prostu, bez konwentu tez bedziemy mieli co robic. A miejsce do spania zawsze sie znajdzie. Zapewniam :-)

Czcicje Boga Slonca!
09-05-2005 23:25
nataniel
   
Ocena:
0
Jeden z najlepszych konwentow na jakich bylem w ciagu ostatniego roku -- a bylem na wiekszosci :). Moze program jakos nie przygniatal, ale wydawal sie ciekawy. Wielki szacunek dla Elmy i Seji'egp za kalambury, ktore jak zwykle zebraly mnostwo ludzi i byly swietne. Dopisala tez pogoda i znajomi, wiec wlasciwie czegoz chciec wiecej? :) Chyba tylko wiecej prysznicow i ladniejszych ubikacji - pod tym wzgledem na razie rzadzy CoolKon.
10-05-2005 00:53
Repek
    Qrka...
Ocena:
0
...gdybyśmy robili imprezę za rok, to przetrensportowalibyśmy szkołę z Wrocławia. Już same jej zdjęcia zachęcają do przyjazdu. :)

Dzięki dla Joe za poświęcenie swojego czasu i spisanie relacji. Szakunec.

Pozdrówka
10-05-2005 05:28
neishin
    CQ
Ocena:
0
Cóż mogę rzec? Tylko tyle, że takiej ilość przekazów podprogowych w jedenej relacji dawno nie widziałem. Niemniej fajnie, że przyjechałeś.

Czcijcie Boga Słońce!
A mój brat też jest niezły!:P
10-05-2005 07:38
Tarkis
   
Ocena:
0
E tam, wcale nie ma tak duzo przekazow podrogowoych, motywow ani motywikow :-)

Joe: dla ciebie pan pan **** barani :D
10-05-2005 11:20
Ewa
    :)
Ocena:
0
Muszę powiedzieć, że CQ był bardzo pozytywny. Niestety ja muszę to odchorować, ale było warto. Szkoda, że to ostatni.
10-05-2005 20:22
Rege
   
Ocena:
0
Dzięki za tą reckę Joe! Znów ogarnęła mnie fala wspomnień.
Bardzo fajnie i przede wszystkim w ogóle nie hermetyczna, co powinno zaciekawić wielu ludzi, którzy nie byli na CQ- już możecie zacząć walić głową w ścianę :P


Ej, no co jest? Tak mało luda było na ConQeście? Ruszyć zadki i komentować !

10-05-2005 23:08

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.