» Blog » Bronioznawstwo i jego sytuacja w Polsce:
02-12-2016 23:20

Bronioznawstwo i jego sytuacja w Polsce:

W działach: historia | Odsłony: 220

W zasadzie chciałem pisać dziś o uzbrojeniu wikingów, ale pod ostatnim postem o uzbrojeniu pozostawiłem bez odpowiedzi wiele komentarzy. Częściowo zrobiłem to dlatego, że niestety nie miałem wystarczająco dużo czasu, by się nimi zająć, ale również dlatego, że temat jest zbyt skomplikowany na dyskusję w komciach. Wszystkie one poruszały jednak temat tego, jak wygląda sytuacja bronioznawstwa w Polsce.

Moim zdaniem jest daleko od ideału.

Oczywiście ja nie jestem jakimś mega ekspertem w tej dziedzinie, ale powiedzmy sobie szczerze: nie zawsze trzeba nim być, żeby określić, że dzieje się coś złego. Wiadomo na przykład, że jeśli samochód ma pusto w baku, to nie pojedzie. Mniej więcej taka sytuacja ma miejsce w wypadku bronioznastwa. Dlaczego? Ponieważ bronioznawstwo jest nauką pomocniczą historii wojskowości, historii sztuki oraz archeologii, podlega tym samym prawidłom, co tamte nauki.

1) Problemy nauk historycznych w ogóle:

Najwiecej problemów związanych z bronioznawstwem w Polsce wynika ze specyfiki nauki, jaką jest historia. Trzy najważniejsze aspekty to:

Brak i nadmiar źródeł:

Historia w swej naturze opiera się na analizie źródeł. Tak naprawdę na tym polega 99 procent pracy historyka. Ze źródłami wiąże się niestety kilka problemów.

Zachowało się bardzo mało informacji pisemnych o broni i sztuce wojennej. Wynika to z licznych przyczyn: przepaści czasowej, kosztów zapisu, trywialności kwestii związanych z bronią etc., przez co często tych rzeczy nie zapisywano. W efekcie, o ile posiadamy pewne informacje z epoki zarówno z okresu starożytności (choć nie całej, np. nie ma ani jednego rzetelnego opisu bitwy z okresu 50-350 r. n.e.), jak i z czasów nowożytnych, tak między V, a XIV wiekiem, kiedy to pojawiają się pierwsze traktaty szermiercze, mamy bardzo niewiele informacji o sztuce fechtunku pochodzących z epoki. Ludzi tamtych czasów temat ten nie zaprzątał.

Co gorsza, ilość jakichkolwiek źródeł pisanych pochodzących z okresu między drugą połową V wieku, a pierwszą połową X wieku jest zwyczajnie bardzo mała. Oczywiście źródła pisane nie są jedynymi. Istnieje cały szereg innych: znaleziska archeologiczne, źródła ikonograficzne (obrazki i inne dzieła sztuki). Część danych można odtworzyć analizując archiwa sądowe, księgi parafialne etc. Problem polega na tym, że niestety jest ich bardzo dużo.

Dla przykładu, zachowanych mieczy z okresu wikingów jest, o ile mnie pamięć nie myli, 20-30 tysięcy. Znajdują się one w dziesięciu, dwudziestu państwach, rozrzucone między 5 czy 6 tysięcy muzeów, uczelni i prywatnych kolekcji. Znając życie, o każdym z nich powstały 3-4 artykuły naukowe, pisane w dziesięciu czy piętnastu językach narodowych. Samo wyśledzenie tego, gdzie co leży, jest poważnym problemem.

Kwestie ideologiczne:

Drugim problemem związanym z ze wszystkimi naukami historycznymi jest ideologia. Nie da się ukryć, że historia jest nauką dość mocno upolitycznioną, którą różne ugrupowania starają się za wszelką cenę rozegrać na własną korzyść. Najpierw szlachta brzydziła się, że ma wspólnych przodków z chłopstwem i za wszelką cenę starała się wykazać, że jeśli nie pochodzi od Sarmatów to przynajmniej od Wikingów. Potem różni tacy próbowali nas zgermanizować lub zrusyfikować, a myśmy usiłowali wykazać, że od zawsze byliśmy odrębni, a poza tym, to zajmujemy te tereny od stworzenia świata. Po odzyskaniu niepodległości ludzie przestali nas germanizować i rusyfikować, za to my dostaliśmy dwa razy większego parcia na odrębność i odwieczność. Potem przyszła druga wojna światowa, a po niej Polska Ludowa, w której naczelnym celem historii okazało się udowodnienie, że Pomorze i Śląsk są odwiecznymi i nierozerwalnymi elementami Rzeczpospolitej. Po PRL-u było dziesięć lat spokoju zakończonych powstaniem IPN-u, instytucji, która niedługo zrobi żołnierza wyklętego z Wampira z Bytomia, bo powieszono go na komunistycznym sznurze. Za trzydzieści lat historię będziemy de-ipeenizować.

Weź teraz w takich warunkach napisz, że większość, jeśli nie wszystkie słowiańskie miecze z X wieku importowano z Nadrenii. Albo przetłumacz Petera von Danzinga. Bo jak to? Niemiec? W prasłowiańskim, polskim mieście Gdańsk?

Eurocentryzm”:

Po trzecie, znaczna część publikacji dostępnych w Polsce pochodzi z krajów anglojęzycznych i cierpi na coś, co na zachodzie nazywają „europocentryzmem”, a co de facto jest „anglosasocentryzmem”. Skupione są one tylko na historii Anglii z niewielkim dodatkiem Francji i  paru innych wydarzeń, które były zbyt znaczne, by je pominąć.

Problem dotyczy w szczególności średniowiecza. Otrzymujemy więc książki, które aspirują do historii powszechnej a ich treść to: wędrówki ludów, powstanie państwa Karolingów, najazdy Wikingów, podbój Anglii przez Wilhelma Zdobywcę, ujarzmianie Walii i Szkocji, krucjaty, wojna stuletnia. Nie wszystkie z tych wydarzeń dla rozwoju uzbrojenia są szczególnie ważne. Taka Wojna Stuletnia miała prawdopodobnie mniejszy wpływ na historię kontynentu, niż obydwie bitwy na Kosowym Polu albo wojny prowadzone przez Hiszpanię z Maurami, a jedyny powód, dla którego jest tak wyeksponowana w historiografii wynika z tego, że zaangażowane w nią były dwa obecnie bogate i wpływowe mocarstwa. Podbój Szkocji i Walii natomiast w ogóle był mało istotny, bo dwa peryferyjne podówczas kraje zostały napadnięte przez trzeci.

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

1
Notka polecana przez: Kanibal77
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Kanibal77
   
Ocena:
+1

Dobry wpis. Co do rekonstruktorów, mam dokładnie te same przemyślenia. Z tym, że w wyniku wieloletnich kontaktów z tym środowiskiem, stwierdzam, że można ich podzielić na dwie szerokie odmiany- odmianę rekonów tak gdziesik do XVII w. i tych późniejszych. O ile tacy rekoni napoleonki, secesyjnej, czy drugiej światówki zdają sobie sprawę, że to wszystko jest na niby, o tyle średniowieczni rycerze, czy też inni rzymscy legioniści niekoniecznie. Powód jest taki, że jeśli mamy okres w którym żołdacy popylali w blachach, w reko urządza się walki w tychże, dodatkowo używając np. mieczy o tępych ostrzach i nie używając broni przeznaczonej do przebijania blach, jak nadziak. Ponieważ ci ludzie często są klasycznymi nerdami- tzn. zgrają zapaleńców o nietypowej pasji bez krztyny dystansu do niej, wkręcają się jakimi to są doświadczonymi wojami, zaś argument, że chłopy kilkaset lat temu robili wszystko by sobie nawzajem zrobić jak największe kuku, co jest dokładnym przeciwieństwem waszych założeń, zwyczajnie jest przez nich zlewany.

Dużo trzeźwiej na swe hobby patrzą okresy późniejsze, jako, że na ogół walczyło się w nich bez opancerzenia bardzo zabójczą bronią białą, jak bagnet zamocowany na karabinie, walki wręcz u nich mają bardzo zrytualizowany charakter, nie pozostawiający wątpliwości, że wszystko jest na niby.

04-12-2016 04:53

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.