Bright
Daryl Ward (Will Smith), doświadczony policjant, który powoli zaczyna myśleć o emeryturze, ma nowego partnera – Nicka Jakoby'ego (Joel Edgerton) – pierwszego orka dopuszczonego do służby w Los Angeles. Choć marzył o zostaniu stróżem prawa przez całe życie, rzeczywistość okazuje się okrutna. Inni orkowie uważają go za zdrajcę gatunku, podczas gdy "koledzy" z pracy gardzą nim z powodu głęboko zakorzenionej nienawiści wobec jego rasy – orkowie byli sługami pokonanego 2 tysiące lat temu Mrocznego Władcy i do tej pory nie wybaczono im tej przewiny. Współpraca Warda i Jakoby'ego od początku nie układa się pomyślnie, ale okoliczności zmuszają ich do odłożenia w niepamięć wszelkich sporów, ponieważ zostają wplątani w sprawę, która ich przerasta, gdy odpowiadają na pozornie rutynowe wezwanie, podczas którego odnajdują uciekającą przed prześladowcami elfkę – i będą mieli szczęście, jeśli uda im się przeżyć noc.
Rasizm na Dysku nie stanowił problemu, ponieważ – przy wszystkich trollach, krasnoludach i innych – gatunkizm był o wiele ciekawszy. Biali i czarni żyli w doskonalej zgodzie i wspólnie prześladowali zielonych.
Terry Pratchett, Wyprawa czarownic
Pomysł na Bright był dobry: nikt nie bawi się tu w światy alternatywne, odległą przyszłość, mityczną przeszłość lub ukrytą społeczność czarodziejów, zamiast tego mamy do czynienia z realiami, z jakimi stykamy się na co dzień... plus elfami, orkami i innymi istotami, które stanowią jej nieodłączną część. Wizja tu przedstawiona kojarzy się z uniwersum Shadowrun, co powinno dodatkowo zachęcać do oglądania, nie wspominając już o obiecanym przez twórców mieszaniu gatunków. Krótko mówiąc, byłem w pełni gotów by pokochać ten film, jednak mój entuzjazm zderzył się brutalnie ze ścianą rzeczywistości, ponieważ najnowsze dzieło Davida Ayera okazało się być, nie owijając w bawełnę, zwyczajnym gniotem.
Jest to spowodowane kilkoma czynnikami, a większość z nich ma swoją genezę w braku wyobraźni reżysera. Scenariusz został napisany przez Maxa Landisa (Holistyczna agencja detektywistyczna Dirka Gently'ego), jednak już przed premierą internet obiegły wieści, że został kompletnie wyłączony z procesu twórczego, a dostarczony przez niego scenariusz został zmieniony nie do poznania. Nietrudno w to uwierzyć, ponieważ od początku aż do końca Bright stanowi zbiór kompletnie niepasujących do siebie elementów – kiepskich w oderwaniu od siebie, ale zadziwiająco fatalnych, gdy są oceniane jako całość.
Po pierwsze, już na starcie należy porzucić nadzieję na jakąkolwiek interesującą krytyką społeczną, ponieważ wszelkie występujące w filmie analogie poświęcone temu, jak zmieniłby się nasz świat w zetknięciu z magią, są płytkie i niewarte dłuższej analizy. Orki to w większości członkowie gangów i są ofiarami niezasłużonych uprzedzeń, elfy są piękne i znajdują się na szczycie społeczeństwa – to wszystko, całokształt inwencji twórczej reżysera w kwestii tak niezbędnej, jak pomysł na którym oparto całą produkcję. Wyobraźmy sobie, ile interesujących rzeczy dałoby się powiedzieć w tego rodzaju świecie przedstawionym – tym bardziej boli to, że Ayer nawet nie próbuje wykorzystać niewątpliwego atutu, jakim jest interesujący fundament.
Dodatkowo deprymujące jest to, z jak niewybaczalnie nudnym filmem mamy do czynienia pod względem fabuły i rozwoju akcji. Opowiedziana tu historia jest zaskakująco prosta, a mimo to przy choćby krótkiej jej analizie okazuje się, że składające się na nią wątki zwyczajnie nie trzymają się kupy. Występujące w Bright zwroty akcji są w stanie zaskoczyć widzów jedynie tym, jak bardzo są głupie i niepotrzebne, a główna antagonistka jest idealnie wręcz pozbawiona osobowości, więc nawet nie ma kogo nienawidzić podczas seansu.
Bohaterowie pozytywni nie są bynajmniej lepsi – grany przez Edgertona Jakoby jest sympatyczny tylko dlatego, że na każdym kroku widz jest atakowany próbami wywołania współczucia wobec prześladowanego orka co ostatecznie wywołuje przesyt, a obsadzony w roli głównej Will Smith w każdej scenie sprawia na zmianę wrażenie znudzonego lub zmęczonego całym tym bałaganem, w czego efekcie nie posiada ani krzty charyzmy. Nawet dialogi są w większości przypadków drewniane i szyte zbyt grubymi nićmi, a występujące co jakiś czas próby rozładowania napięcia scenami humorystycznymi odnoszą mniej więcej tyle sukcesu, co Napoleon przy zimowym ataku na Moskwę – nie będzie przesadą stwierdzenie, że nie ma ani jednego dowcipu, który można choćby w przybliżeniu uznać za zabawny.
Chyba najbardziej boli świadomość tego, że ponad dwie trzecie filmu poświęcono na sceny akcji z krótkimi tylko chwilami na metaforyczne złapanie oddechu – i że są one porażająco nudne. Bright bardzo chciałoby być Johnem Wickiem, chwalonym powszechnie za choreografię starć bohatera z falami wrogów, ale z samych chęci nic nie wynika, jeśli nie ma się odpowiednich podstaw na zrealizowanie swoich ambicji. Słabość scen akcji wynika przede wszystkim z tego, że zdecydowana większość filmu rozgrywa się w ciemnościach nocy, zatem zbyt często mało co widać, a sama praca kamery jest zbyt chaotyczna i rozgrywające się wydarzenia obserwujemy co chwilę z innych ujęć. Co gorsza, choć z samego założenia miał to być film o magii we współczesnym świecie, to przez dwie godziny jesteśmy świadkami może czterech scen w których są rzucane czary, a zamiast tego śledzimy strzelaninę za strzelaniną. Żadna z nich niczego nie wnosi do fabuły, służą tylko i wyłącznie wypełnianiu czasu, aby dobić do dwóch godzin i puścić napisy końcowe, a wszystkie wzbudzają mniej więcej tyle emocji, co liczenie much na ścianie podczas lata – można by to wybaczyć w przypadku gry komputerowej, ale nie jednej z superprodukcji Netflixa.
Niektóre filmy są tak złe, że niezamierzenie zaczynają sprawiać radość podczas seansu dzięki swojej głupocie. Bright nie jest w stanie osiągnąć nawet tego poziomu, gdyż całość jest po prostu zbyt nudna, przewidywalna, płytka i intelektualnie leniwa, aby dało się czerpać z oglądania dzieła Davida Ayera jakąkolwiek przyjemność. Naprawdę szkoda, że jedna z najbardziej obiecujących produkcji Netflixa okazała się być artystycznym niewypałem na taką skalę – co nie przeszkodziło jednak platformie w zamówieniu sequela zanim jeszcze film został zaprezentowany widzom. Pozostaje tylko nadzieja, że kontynuacja trafi w lepsze ręce.
Reżyseria: David Ayer
Scenariusz: Max Landis
Muzyka: David Sardy
Zdjęcia: Roman Vasyanov
Obsada: Will Smith, Joel Edgerton, Noomi Rapace, Lucy Fry, Edgar Ramirez, Ike Barinholtz, Enrique Murciano, Jay Hernandez, Andrea Navedo, Veronica Ngo, Alex Meraz, Margaret Cho, Brad William Henke, Dawn Olivieri, Kenneth Choi
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2017
Data premiery: 22 grudnia 2017
Czas projekcji: 1 godz. 57 min.
Dystrybutor: Netflix