Black Lagoon – The Second Barrage
Przemysł filmowy od zawsze miał problem z kontynuacjami. Z jednej strony miło zobaczyć dalsze losy ulubionych bohaterów, z drugiej zaś - twórcy zazwyczaj chcą tylko nabić portfel na fanach tytułu. Czasami jednak zdarzają się kontynuacje doskonałe. Oto jedna z nich. Mam zaszczyt poinformować, że Black Lagoon Company wznowiła działalność!
Mam nadzieję, że tę recenzję czytają tylko ci, którzy czytali moją opinię o pierwszym sezonie Black Lagoon, gdyż nie ma sensu pisać ponownie, o czym serial traktuje i jak bardzo jest fajny. Jeśli jednak znalazły się tu zbłąkane owieczki, postaram się streścić fabułę w jednym zdaniu: serial akcji, który opowiada o przygodach grupy najemników. Po więcej wiadomości odsyłam do recenzji pierwszego sezonu. Najlepiej jednak zrobicie, oglądając pierwszy sezon, a później wracając do lektury. Resztę zaś zapraszam dalej.
Zarówno fabuła czy klimat, jak i bohaterowie nie zmienili się na tyle, żeby zaskoczyć widza. Nadal jest to seria nastawiona na ciągłą akcję, w której opowiadana historia jest mało ważna i tylko zespala kolejne pościgi i strzelaniny. Czy w takim razie pisanie tej recenzji ma sens? Ależ oczywiście – pomimo braku poważniejszych zmian, studio Madhouse dopracowało każdy element, toteż w pierwszym akapicie napisałem, że mamy do czynienia z kontynuacją doskonałą. Weźmy pod lupę warstewkę fabularną. O ile w pierwszych dwunastu odcinkach większość przygód była bardzo ciekawa i tylko jedna bądź dwie zasługiwały na miano ”wykręconych w kosmos”, tak tutaj tylko jedna jest tak interesująca, jak w pierwszym sezonie. Co z resztą? Reszta jest po prostu niesamowita. Walka z rumuńskimi bliźniaczkami czy nalot na dok ekipy Black Lagoon Company wybijają zęby akcją i klimatem już na starcie. Czy znajdziemy jakieś minusy? Niestety tak. Przez kolejne dwadzieścia cztery odcinki jesteśmy niestety świadkami tylko trzech opowieści. Oprócz dwóch wyżej wspomnianych, trzecia, obniżająca trochę lot, zajmuje najwięcej odcinków. Obserwujemy powrót Rocka, który służył Bałałajce jako tłumacz w rozmowach z Yakuzą, do rodzinnego Tokyo. Dzięki dopracowaniu anime, klimat stał się bardziej mroczny i brutalniejszy niż w pierwszej serii, jednak nie pozbyto się - na szczęście! - czarnego humoru. Chwała twórcom za to!
Nie pojawił się żaden nowy bohater ani nie zabrakło znanych nam osobowości, jednak doszło do zmiany hierarchii. O ile w pierwszym sezonie każdy członek ekipy Black Lagoon miał swoje pięć minut na ekranie, o tyle teraz w akcję zaangażowani są głównie Rock i Revy, zaś Dutch i Benny odeszli trochę na drugi plan. Na szczęście nie oznacza to, że przez cały czas jesteśmy świadkami opowieści o dwóch osobach. Duży kawałek tortu dostał się zakonnicom z Kościoła Przemocy i Bałałajce. Być może niektórzy będą tęsknić za stareym porządkiem, jednak dla mnie jest to bardzo efektowne odświeżenie serii bez wprowadzania większych zmian.
Obydwie serie sprawiają wrażenie, że były robione jednocześnie. Do tego stopnia, że nie zmienia się ani opening ani ending, nie licząc kilku zakończeń specjalnych. Jedynie na początku dostrzec możemy pojawiający się napis The Second Barrage.
Zazwyczaj nie wracam do obejrzanych pozycji, gdyż mnie nudzą, jednak te 12 odcinków stanowić będzie wyjątek. Nie spodziewałem się, że tak wspaniałą serię można ulepszyć inaczej, niż tworząc kolejne odcinki. Tutaj zaś mamy dowód, że nie ma rzeczy, których nie można poprawić. Jeśli komuś spodobał się pierwszy sezon, niech teraz przygotuje sobie coś na ślinotok. Ja zaś czekam na trzeci sezon.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Mam nadzieję, że tę recenzję czytają tylko ci, którzy czytali moją opinię o pierwszym sezonie Black Lagoon, gdyż nie ma sensu pisać ponownie, o czym serial traktuje i jak bardzo jest fajny. Jeśli jednak znalazły się tu zbłąkane owieczki, postaram się streścić fabułę w jednym zdaniu: serial akcji, który opowiada o przygodach grupy najemników. Po więcej wiadomości odsyłam do recenzji pierwszego sezonu. Najlepiej jednak zrobicie, oglądając pierwszy sezon, a później wracając do lektury. Resztę zaś zapraszam dalej.
Zarówno fabuła czy klimat, jak i bohaterowie nie zmienili się na tyle, żeby zaskoczyć widza. Nadal jest to seria nastawiona na ciągłą akcję, w której opowiadana historia jest mało ważna i tylko zespala kolejne pościgi i strzelaniny. Czy w takim razie pisanie tej recenzji ma sens? Ależ oczywiście – pomimo braku poważniejszych zmian, studio Madhouse dopracowało każdy element, toteż w pierwszym akapicie napisałem, że mamy do czynienia z kontynuacją doskonałą. Weźmy pod lupę warstewkę fabularną. O ile w pierwszych dwunastu odcinkach większość przygód była bardzo ciekawa i tylko jedna bądź dwie zasługiwały na miano ”wykręconych w kosmos”, tak tutaj tylko jedna jest tak interesująca, jak w pierwszym sezonie. Co z resztą? Reszta jest po prostu niesamowita. Walka z rumuńskimi bliźniaczkami czy nalot na dok ekipy Black Lagoon Company wybijają zęby akcją i klimatem już na starcie. Czy znajdziemy jakieś minusy? Niestety tak. Przez kolejne dwadzieścia cztery odcinki jesteśmy niestety świadkami tylko trzech opowieści. Oprócz dwóch wyżej wspomnianych, trzecia, obniżająca trochę lot, zajmuje najwięcej odcinków. Obserwujemy powrót Rocka, który służył Bałałajce jako tłumacz w rozmowach z Yakuzą, do rodzinnego Tokyo. Dzięki dopracowaniu anime, klimat stał się bardziej mroczny i brutalniejszy niż w pierwszej serii, jednak nie pozbyto się - na szczęście! - czarnego humoru. Chwała twórcom za to!
Nie pojawił się żaden nowy bohater ani nie zabrakło znanych nam osobowości, jednak doszło do zmiany hierarchii. O ile w pierwszym sezonie każdy członek ekipy Black Lagoon miał swoje pięć minut na ekranie, o tyle teraz w akcję zaangażowani są głównie Rock i Revy, zaś Dutch i Benny odeszli trochę na drugi plan. Na szczęście nie oznacza to, że przez cały czas jesteśmy świadkami opowieści o dwóch osobach. Duży kawałek tortu dostał się zakonnicom z Kościoła Przemocy i Bałałajce. Być może niektórzy będą tęsknić za stareym porządkiem, jednak dla mnie jest to bardzo efektowne odświeżenie serii bez wprowadzania większych zmian.
Obydwie serie sprawiają wrażenie, że były robione jednocześnie. Do tego stopnia, że nie zmienia się ani opening ani ending, nie licząc kilku zakończeń specjalnych. Jedynie na początku dostrzec możemy pojawiający się napis The Second Barrage.
Zazwyczaj nie wracam do obejrzanych pozycji, gdyż mnie nudzą, jednak te 12 odcinków stanowić będzie wyjątek. Nie spodziewałem się, że tak wspaniałą serię można ulepszyć inaczej, niż tworząc kolejne odcinki. Tutaj zaś mamy dowód, że nie ma rzeczy, których nie można poprawić. Jeśli komuś spodobał się pierwszy sezon, niech teraz przygotuje sobie coś na ślinotok. Ja zaś czekam na trzeci sezon.
Tytuł: Black Lagoon: The Second Barrage
Reżyseria: Sunao Katabuchi
Obsada: Mami Koyama, Daisuke Namikawa, Megumi Toyoguchi, Hiroaki Hirata
Kraj produkcji: Japonia
Rok produkcji: 2006
Data premiery: 3 października 2006
Czas projekcji: 12x24 min.
Reżyseria: Sunao Katabuchi
Obsada: Mami Koyama, Daisuke Namikawa, Megumi Toyoguchi, Hiroaki Hirata
Kraj produkcji: Japonia
Rok produkcji: 2006
Data premiery: 3 października 2006
Czas projekcji: 12x24 min.
Tagi:
Black lagoon