» Recenzje » Bioshock 2

Bioshock 2


wersja do druku

Who’s your Daddy?

Redakcja: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Bioshock 2
Minęło czasu niewiele od moich zachwytów Bioshockiem (o czym można się przekonać choćby w recenzji). Po sukcesie swojego projektu studio 2K Marin zajęło się tworzeniem sequela. Popyt na tenże generować miała strona Something in the Sea, która zapełniała się kolejnymi materiałami dotyczącymi znikania małych dziewczynek z przybrzeżnych miejscowości i towarzyszącym temu dziwnym światłom. Można było zatem obserwować starania jednego ze zrozpaczonych ojców, próbującego wyjaśnić zagadkę i odnaleźć swoją pociechę.


Welcome to Rapture… again

W końcu nadszedł dzień premiery, w którym to fani pognali do sklepów, by jak najszybciej powrócić do podwodnej utopii, czyli Rapture. Od poprzedniej wizyty upłynęła pełna dekada, w czasie której podoceaniczne miasto prawie się nie zmieniło, przynajmniej wizualnie. Zmieniliśmy się natomiast my, czy raczej postać, w skórę (a nawet zbroję) której wchodzimy. Pozwolono nam kontrolować jeden z prototypów modelu Big Daddy, który nie dość, że ma swoje niezawodne wiertło i nitownicę, to jeszcze może uzbrajać się w inne pukawki (standardowy już wybór, m.in. shotgun, tommygun czy zwykły rewolwer). Co więcej – jest w stanie używać plazmidów! A wszystko to w celu znalezienia swojej Siostrzyczki, która została mu zabrana przez Elenorę Lamb, kobietę tworzącą na ruinach podwodnego imperium Adrew Ryana religijny kult. Najdziwniejszy w tym wszystkim jest fakt, że pomimo popełnienia samobójstwa w momencie odebrania nam dziewczynki, teraz biegamy, skaczemy oraz strzelamy i to dosyć atletycznie jak na truposza. Rozwiązanie tej zagadki nastąpi oczywiście wraz z postępami w grze.


Zmiany! Zmiany? Zmiany…

Podobno nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Niemniej włączając drugą część Bioshocka można poczuć się tak, jakby nigdy nie przestało się grać w jedynkę – miasto wygląda tam samo. Ba, nawet przeciwnicy właściwie się nie zmienili - ich wygląd ciągle jest klimatyczny i przerażający, korytarze ciemne, a inni "Duzi Tatuśkowie" niebezpieczni. Ani sama rozgrywka - jakby czas stanął w miejscu. Czy to źle? Nie do końca. Twórcy prawdopodobnie nie chcieli zepsuć klimatu Rapture poprzez podkręcenie charakteru rozgrywki na modłę "szybciej, mocniej, więcej", co często dzieje się w sequelach. Dzięki temu po raz kolejny można zaangażować się w rozgrywkę, ale nie dzięki ogromnej ilości wrogów i nowym wykręconym broniom (choć harpun przyszpilający wrogów do ścian jest naprawdę dobry), lecz poprzez klimat i sensowny scenariusz.

Wszystko to powoduje, że w drugiego Bioshocka gra się całkiem dobrze, choć momentami towarzyszy wrażenie, że to jednak odgrzewany kotlet. Pyszny, dobry, do tego z warzywami zmian, ale ciągle bardzo podobny do poprzedniczki. Oczywiście rozwiązanie takie ma też swoje wady, jak przesyt czy monotonia. Rozumiem, że twórcy stwierdzili, iż odpowiedzią na zmęczenie materiału będzie główna postać, ale to jednak nie wystarcza.

Niemniej w błędzie jest ten, komu wydaje się, że nie zmieniło się zupełnie nic. Po pierwsze, zmieniono system hakowania. Zamiast gry quasi-logicznej (na którą wszyscy pomstowali, ale ja bawiłem się całkiem nieźle) dostajemy grę czasową – należy wcisnąć klawisz w momencie, gdy wskazówka urządzenia jest na odpowiednim polu. W innym wypadku zaaplikowane nam zostaną elektrowstrząsy, a może i wezwane boty ochronne. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że minigra nie przerywa rozgrywki – jeżeli hakujemy podczas walki to przeciwnicy ciągle prują w nas ołowiem. Możemy nawet odpowiadać ogniem jednocześnie hakując. Naprawdę pocieszne.

Drugą zmianą jest brak aparatu, który w części pierwszej służył do podnoszenia umiejętności walki z konkretnymi typami wrogów. Nie znaczy to, że całkowicie zrezygnowano z tego pomysłu - twórczo go rozwinięto. Teraz otrzymujemy kamerę, którą nagrywamy nasze starcia z przeciwnikami. Za odpowiednio widowiskowe uporanie się z zagrożeniem dostajemy wysokie oceny. Trzeba jednak być kreatywnym, ponieważ używanie tej samej metody kilkukrotnie zmniejsza końcową ocenę każdego takiego filmu.

Inną innowacją jest to, że po zabiciu Big Daddy’ego możemy przejąć ich Małe Siostry i użyć ich do pobrania Adama z leżących w pobliżu ciał. Problem w tym, że podczas ekstrakcji drogocennej substancji zwabione zostają okoliczne szumowiny, więc trzeba się odpowiednio zabezpieczyć na taką okoliczność poprzez ustawianie pułapek, używanie maskujących plazmidów czy taktyczne ustawienie się podczas natarcia Splicerów.


Scenariusz vs. problemy

Jak już pisałem, tym, co pcha w przygodę, nie jest potrzeba rozwalenia coraz to kolejnych hord przeciwników, lecz scenariusz. W części pierwszej był po prostu genialny, więc poprzeczka była zawieszona dosyć wysoko. Jednak ludziom z 2K Marin udało się wyjść z tej próby obronną ręką. Podążamy w poszukiwaniu swojej Siostrzyczki jednocześnie walcząc z hordami wyznawców quasi-religii, której guru to pani psycholog Lamb. Aby do niej dotrzeć musimy przebić się przez całe miasto oraz pokonać jej najbliższych współpracowników. Choć na początku fabuła posuwa się do przodu dosyć ślamazarnie to z każdą kolejną godziną przyspiesza, by pod koniec eksplodować potencjałem, który w niej tkwi. Szkoda tylko, że osoba ojca szukającego swojej pociechy ze strony Something in the Sea została słabo wykorzystana.

Nie obyło się też bez problemów, na przykład w kampanii dla pojedynczego gracza zmiana broni czy plazmidu zatrzymuje czas gry, przez co dynamika całej walki siada, nie mówiąc o tym, że kółko wyboru oręża jest dosyć niewygodne. Tak samo poziom trudności – jako że nie jestem zbyt obeznany w gatunku FPS to włączyłem grę na poziomie Normal i cały czas miałem pełne magazynki we wszystkich broniach, a mój portfel wypełniały zwitki dolarów.


Być Big Daddym (multi)

Chyba największą zmianą w Bioshocku 2 jest możliwość walki z innymi fanami serii poprzez sieć. Bałem się (a wraz ze mną fani z całego świata), że włączenie potyczek wieloosobowych do gry, której siłą jest historia i klimat spłyci oba te aspekty, a przez to zniszczy. Bardzo się cieszę, że nie miałem racji.

Multiplayer zawiera kilka trybów (standardowo już deathmatch w pojedynkę i w drużynach, zdobywanie flagi (w tym przypadku jest to Mała Siostra) czy też tryb Last Man Stand). Wraz z kolejnymi meczami uzyskujemy Adama (jego ilość zależy od naszych osiągnięć w meczu, ale też ilości zhakowanych maszyn czy zdjęć zrobionych wrogom), który pozwala nam na zdobywanie kolejnych rang, a przez to dostępu do kolejnych broni (i specjalnych amunicji), plazmidów i toników. Świetnym rozwiązaniem jest to, że każdy wchodzi na arenę zmagań tylko z dwoma sztukami broni palnej i dwoma plazmidami. W ten sposób można je taktycznie dobrać, tak by się uzupełniały, a jednocześnie nie ma problemu z przełączaniem między kilkoma rodzajami oręża.


Ku powierzchni!

Nowa odsłona miasta Rapture nie zawodzi. Dostajemy kolejny świetny scenariusz, ciekawego protagonistę i rozszerzone możliwości znane z części pierwszej. Wadę powtórki z rozgrywki z naddatkiem wynagradza dobry multiplayer, który może nie będzie konkurował z takimi tuzami jak Bad Company 2 czy Army of Two, ale jest przyjemną odskocznią od walki w nowoczesnym wojskowym wydaniu.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
Tytuł: BioShock 2
Seria wydawnicza: BioShock
Producent: 2K Marin
Wydawca: 2K Games
Dystrybutor polski: Cenega Poland
Data premiery (świat): 9 lutego 2010
Data premiery (Polska): 9 lutego 2010
Platformy: PS3, Xbox 360, PC



Czytaj również

Bioshock 2
Powrót do Rapture
- recenzja
Borderlands 3
Wracając na znane śmieci
- recenzja
Civilization VI
Królowa strategii w wersji konsolowej
- recenzja
Mafia III
Cierpienia młodego Lincolna
- recenzja

Komentarze


Duke Kris
   
Ocena:
0
Wkradły się "małe" nieścisłości na końcu:

Platformy: PS2, Xbox, PC

24-05-2010 13:38
neishin
   
Ocena:
0
Już poprawione, dzięki za czujność.
24-05-2010 14:08
Squallu
   
Ocena:
0
Też się właśnie zabieram za spisanie recki. W ostatnim tygodniu miałem właśnie możliwość powrotu do Rapture i jestem również zadowolony.
24-05-2010 19:55
Gonz
   
Ocena:
0
Wyjdę na malkontenta, ale ja zajarki BS nie czaję. Owszem, design. Owszem, setting. Owszem, fabuła z twistem. Otoczka znaczy się git. Niestety sam gameplay dla mnie był nudnawy, po pierwszym zauroczeniu cisnąłem grę na siłę.
25-05-2010 10:40
neishin
   
Ocena:
+1
Gonz, widocznie to do ciebie nie trafia. Przecież nie każda gra musi się podobać wszystkim:D
25-05-2010 12:18
Gonz
   
Ocena:
0
problem polega na tym że gra mi się podoba, ale nudzi. na normalu zbyt dużo liczenia naboi, na izi zbyt izi.
25-05-2010 13:18
neishin
   
Ocena:
0
Na normalu liczysz naboje? Wow, ja zawsze miałem maxa na wszystkich (jak brakowało to miałem też maxa dolców w portfelu to kupowałem). Zresztą to jedna z tych wad, które wypisuje w recenzji.
25-05-2010 13:53
Gonz
   
Ocena:
0
uogólniam. normalnie było spoko, a jak przychodził big daddy na początku jedynki to amunicja leciała że uuuuu...
25-05-2010 14:56
644

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A dlaczego Rupture? To miasto z Bioshocka nazywa sie Rapture - http://bestgamewallpapers.com/file s/bioshock/welcome-to-rapture.jpg

Nawet na Poltku piszecie Rapture - http://konsole.polter.pl/Bioshock-2-n20260
25-05-2010 15:38
neishin
   
Ocena:
0
Poprawione. Dobry rzut na Notice, z przebiciem!
25-05-2010 16:12
twilitekid
   
Ocena:
0
Bioshocka 2 wziąłem w preorderze ze względu na wypasioną EK za 199zł. Zacząłem grac dopiero po ponad miesiącu (ME2 miał priorytet). Początkowo mi sie podobało, ale całość zmęczyłem dopiero niedawno. Im dalej, tym gorzej, a końcówka znów mocarna. Poziom ma kształt paraboli niestety...

Gra taka na 7/8 dla mnie. Zawiodłem się, jedynka była lepsza.
25-05-2010 23:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.