» Blog » Baśń o niebieskich ufoludkach
01-01-2010 20:12

Baśń o niebieskich ufoludkach

W działach: varia, pamiętnik | Odsłony: 19

Nie mam czasu na pełnowymiarową recenzję, podsumuję tylko wrażenia.
Avatar wszedł na ekrany. Jak przewidziałam, po wstępnych zachwytach nad oprawą graficzną zaczęło się pomstowanie na przesłanie i prostą fabułę. To dlaczego się podoba ludziom? Bo efekty?
Wybrałam się do kina parę dni temu i wyszłam olśniona. Z lekkim bólem głowy, bo natężenie dźwięku w Multikinie i 3D mi nie służy. Zadowolona, że nowe okulary dają radę i widzę ten trzeci wymiar.
No bo co tu długo mówić, wyczapiste. Magia kina działa.
Z tym że jak wiem z rozmaitych produkcji innych, same efekty nie wystarczą. A fabuła rzeczywiście prosta. Dlaczego ten Avatar nas bierze, skoro wszystko już było, i Pocahontas, i sam koncept zapasowych ciał czy reprezentacji użytkownika - awatarów, gęsto wykorzystywany w sf jeszcze sprzed ery Interenetu (Jako pierwszy przychodzi mi do głowy Neuromancer, chociaż tam ciała nie były materialne i w ogóle o co innego chodziło. Rany, przecież sama korzystam z tego starego pomysłu. Krzysio tak właśnie Podróżuje. Nawet nie udziwniałam terminologii.). Dlaczego moje wewnętrzne dziecko cieszy się... jak dziecko?
'To był film o strzelbach na ścianie" - powiedziała moja przyjaciółka i ma rację. Konstrukcję fabularną zmontowano przyzwoicie. Żaden wątek nie dynda w pustce, każde ukazane na ekranie zwierzątko do czegoś służy, wszystko rozplanowane, toczy się płynnie, wszelkie zasady dramaturgii zachowane. Patos w normie, nie razi, zadęcia nie czuć, humor jest. Wszystko gra.
Dobrze, znakomicie, ale to nadal nie wystarczy. Dlaczego się podoba?
Odpowiedź przyszła mi do głowy wczoraj, kiedy z okazji Sylwestra siedzieliśmy na jutubie i przeglądaliśmy między innymi piosenki z klasycznych filmów Disneja.
Avatar to jest po prostu baśń. Wszystko się dobrze kończy, miłość zwycięża, zło zostaje ukarane. U Disneya to by nie raziło, bo ludzie przyzwyczaili się, że tak właśnie to powinno wyglądać, że bohater dostaje dziewczynę, ideały tryumfują i nie ma półcieni moralnych. Problemem są zatem oczekiwania widza, a nie sam film.
Co więcej, jest to baśń, w której widz został potraktowany z pełną powagą. Reżyser nie idzie na skróty zarówno pod względem wizualnym jak i fabularnym, montuje te strzelby na ścianie, dopracowuje wszystkie kropeczki na mordkach Na'vi, nie wspominając o obcej mowie. I widz ma to poczucie, że nie jest robiony w konia. Patrz, mówi Cameron - pokazuję ci wszystkie swoje fascynacje z dzieciństwa, spójrz jakie fajne, robię to najlepiej jak umiem. Dostajemy film, który mimo prostoty (czy to aby na pewno zła cecha?) ma niezaprzeczalny urok. I kusi, żeby wybrać się po raz drugi. I kolejny.
Szacun.
Idąc na Avatara, wyłączcie więc malkoncentctwo i wygaście cynizm. Nie oczekujcie sieriożnego SF, oglądajcie baśń. A magia kina zadziała. Obiecuję.

Komentarze


996

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Jako pierwszy przychodzi mi do głowy Neuromancer, chociaż tam ciała nie były materialne i w ogóle o co innego chodziło."
:D
01-01-2010 20:36
rincewind bpm
   
Ocena:
0
Dopiero po latach doceniam rzeczywiście niezwykłą wspaniałość bajek Disneya.
01-01-2010 20:58
Cherokee
   
Ocena:
+1
Bajki Disney'a zawsze miały ten masakryczny motyw śmierci rodziców, którego brakuje w Avatarze. Mama Bambiego zostaje zastrzelona już na początku filmu, mama słonia Dumbo zostaje zakuta w łańcuchy i wywieziona tak szybko, że na pożegnanie zdążyła jedynie pomachać mu trąbką przez zakratowane okno odjeżdżającego wozu, tata Simby zostaje stratowany przez stado antylop... Boże, co za traumatyczne sceny. Ciekawe kto uznał, że dobra bajka powinna zaczynać się od przypomnienia, że w każdej chwili mogą Ci zabić mamę albo tatę. ;-)

Sędzia Frollo w ostatniej chwili zrezygnował z wrzucenia noworodka do studni. Pewnie to było początkiem końca animacji u Disney'a.
01-01-2010 21:25
neishin
    @Cherokee
Ocena:
0
Cóż, może i to było końcem animacji, bo Dzwonnik to fiansowa klapa (a glowny animator w wywiadach mówi, że swojemu dzieciakowi obejrzeć animacji nie da:D), potem rzeczywiście było już gorzej. Ale nie dlatego, że szli w ten motyw, ale dlatego, że go zaprzestali robiąc kretyńskie filmiki dla dzieci (Rogate rancho anyone?). A Dzwonnik to jeden z moich ulubionych Disney'ów właśnie za tą "dorosłość".
01-01-2010 22:45
27383
   
Ocena:
0
Byłem na Avatarze. Miejscami ziewałem. Dopiero jak się zaczęła ta bitwa zaczęło się robić interesująco. Film nudny, ale ładny. Więcej o nim się nie da powiedzieć.
01-01-2010 22:49
~Marco Reqam

Użytkownik niezarejestrowany
    (bez logowania)
Ocena:
0
Mnie ten film załamał właśnie dlatego, że poczułem się przez Camerona zrobiony w konia. Takie niedopracowanie, niedokończenie, brak logiki (jestem w stanie wybaczyć wszystkie głupie rzeczy, które pojawiły się dla lepszego efektu graficznego, fabularnego itp. Ale tłumaczenie lenistwa stwierdzeniem "to jest tylko baśń" to dla mnie przesada.). Baśnie braci Grimm i Andersena nie były robione z takim właśnie demonstracyjnym lenistwem i dlatego dalej jestem w stanie się nimi zachwycać, czytać je na przemian z fantastyką i innymi dziwactwami. Cameron za to dał... coś. Nie jestem w stanie tego przetrawić, mimo wielu elementów, które bardzo mi się podobały.
10-01-2010 15:56

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.