» Recenzje » Baron i łotr - Kamil Gruca

Baron i łotr - Kamil Gruca


wersja do druku

Miecz ostrzejszy niż pióro

Redakcja: Sławomir 'Villmar' Jurusik

Baron i łotr - Kamil Gruca
Wielce trudnym zadaniem jest skonstruowanie przekonujących scen walk, szczególnie w powieściach osadzonych w czasach, kiedy po miecz sięgano bardzo często. Wielu pisarzy nie potrafi sprostać temu wyzwaniu – tworzą wciągającą fabułę i wiarygodnych bohaterów, lecz w momencie opisywania pojedynków, potyczek czy bitew rozbijają się o rafę braku wiedzy, doświadczenia czy odpowiednio plastycznej wyobraźni. Wielokrotnie zastanawiałam się, jak wyglądałaby opowieść napisana przez osobę, która sama miała okazję skrzyżować broń z przeciwnikiem. Sięgając po Barona i Łotra pióra Kamila Grucy, znanego pod mianem sir Roberta Neville’a, członka bractwa rycerskiego i uczestnika rozlicznych turniejów, mogłam się wreszcie o tym przekonać. W kontynuacji Panów z Pitchfork autor przenosi nas ponownie w czasy panowania Henryka V, przedstawiając dalsze perypetie trójki bohaterów – barona Artura, Sir Ralfa i jego syna, Roberta.

Rycerze przeżyli bitwę pod Azincourt, wychodząc z niej mocno pokiereszowani. Nie położyła ona jednak kresu ich problemom – główny przeciwnik, przeniewierczy Huxley, uciekł, uprowadzając piękną Marię, ukochaną Roberta. Ten zaś, ciężko ranny, nie jest w stanie ruszyć jej na ratunek. W sukurs przychodzą mu ojciec i kuzyn, którzy – odesławszy młodzieńca pod opieką wiernego giermka Guillaume’a do pobliskiego klasztoru – sami organizują ekspedycję mającą na celu odbicie panny. Podczas owej eskapady przyjdzie im spotkać starych przyjaciół (i wrogów), zadzierzgnąć nowe znajomości, stoczyć serię pojedynków i udowodnić, iż angielscy rycerze nie dadzą sobie w kaszę dmuchać.

Akcja prowadzona jest wielotorowo – sceny z udziałem barona Artura i jego stryja przeplatają się z dramatycznymi przygodami Marii, uwożonej przez Huxleya, oraz losami Roberta, który w klasztorze ma okazję odświeżyć zdobytą na studiach wiedzę. Obok tych trzech równorzędnych fabularnie wątków Gruca wprowadza szereg scen pobocznych, rozgrywających się na książęcych dworach, w siedzibach wielmożów, karczmach czy więzieniu. Mnogość miejsc i powiązanych z nimi bohaterów, którzy często tylko na kilka chwil pojawiają się na kartach powieści, wprowadza spore zamieszanie. Można się zastanawiać, jaki ma sens niepotrzebne komplikowanie fabuły, niczego do właściwej akcji niewnoszące, będące wyłącznie pretekstem do popisania się przez autora ogromną wiedzą historyczną.

Co więcej, niezbyt wiele przyjdzie nam z tego, iż na władaniu mieczem Gruca zna się świetnie, skoro opisy pojedynków aż roją się od obco brzmiących słów i określeń, które dla zwykłego czytelnika nie są zrozumiałe. Wprawdzie pisarz zapobiegliwie umieścił na końcu książki słowniczek bardziej skomplikowanych pojęć, lecz ustawiczne przerywanie lektury, aby do niego zaglądać, na pewno nie czyni jej bardziej wciągającą. W dodatku scen walki w powieści jest bardzo dużo – odnosi się wręcz wrażenie, iż fabuła stanowi jedynie pretekst do ukazania kolejnych starć. I jest to bieg od jednej potyczki ku kolejnemu pojedynkowi, gwałtowny, bez tchu niemalże, gdy jeszcze nie zdążył przebrzmieć odgłos uderzających o siebie mieczy, bohaterowie dążą do kolejnego zwarcia, wpadając w upiorny taniec ciosów, zasłon, wypadów, piruetów; widzimy zarówno sceny, w jakich postaci mogą się popisać swym szermierczym kunsztem, jak i takie, w których jedynym rozwiązaniem jest użycie brutalnej siły. Tak ujęta fabuła w pierwszej chwili wciąga, lecz na dłuższą metę staje się mecząca i nieco przewidywalna.

Nie tylko arkana walki mieczem Gruca zgłębił – pisarz stara się również ustami Roberta, prowadzącego intelektualny spór z braciszkami w klasztorze, przybliżyć czytelnikowi religijne dogmaty oraz podstawy filozofii. Sceny te jednak wydają się na siłę wciśnięte w tekst, napisane suchym, wręcz nudnym językiem, znów pełnym fachowych pojęć, przez co po jakimś czasie ten smrodek dydaktyczny (by pożyczyć frazę od Wańkowicza), miast uczyć, nuży. Podobnie zresztą jest w przypadku pozostałej części fabuły – mimo wartko biegnącej akcji o przygodach trójki rycerzy (i jednej panny) czyta się bez emocji. Okazuje się, że napisanie dobrej książki nie sprowadza się do połączenia ze sobą elementów, które powinny gwarantować akcję zapierającą dech w piersiach. Potrzebne jest jeszcze umiejętne ubranie owych pomysłów w słowa, w taki sposób, by najeżona fajerwerkami fabuła nie przytłoczyła czytelnika, zaś bohaterowie nie stali się wobec niej elementem drugorzędnym, a chwilami nawet – niemalże zbędnym. Grucy takiego talentu niestety zabrakło.

Wykreowane postaci rażą schematycznością, przypominając bardziej szkice niż wyraziste portrety, przez co trudno odróżnić od siebie poszczególnych rycerzy – każdy z nich jest szlachetny, prawy, straszliwy w boju, szarmancki wobec niewiast, czyli uosabia kanoniczną listę cech charakteru. Maria zaś to kolejna wariacja na temat damy w opresji, oczekującej na wybawienie i niewykazującej cienia inicjatywy, a jeśli nawet, to ta ostatnia ogranicza się jedynie do snucia planów ucieczki i omdlewania w odpowiednich momentach. Zaś negatywny bohater, Huxley alias Haquelin (irytującą manierą Grucy jest nazywanie postaci mnogością imion i przydomków, w toku narracji czytelnik gubi się, nie wiedząc, o którym z bohaterów obecnie jest mowa), to klasyczny czarny charakter o mrocznej przeszłości, paskudnej powierzchowności i niecnych planach, posługujący się podstępem i walczący w sposób niehonorowy. Co prawda na złą drogę zszedł na skutek nieszczęść, jakie dotknęły jego rodzinę; nie czyni go to jednak bardziej interesującym i nieprzewidywalnym.

Pragnąc uciec od schematycznie nakreślonych sylwetek, Gruca próbował nieco pogłębić bohaterów, Artura czyniąc mężczyzną nieco rubasznym, o niezbyt lotnym umyśle, Ralfa opisując jako męża doświadczonego i przemyślnego, zaś Robertowi nadając uroku roztrzepanego naukowca, (skądinąd kuzyn barona jest prawdopodobnie alter ego pisarza – świadczy od tym choćby zacięcie filozoficzne wspomniane członkostwo w bractwie rycerskim czy zamiłowanie do szermierki). Ów zabieg, mający uczynić trójkę rycerzy mniej papierowymi i budzącymi sympatię, okazuje się jednak nie wystarczać. Zabrakło jakichś rysów charakterystycznych mogących ich zdefiniować – takich, które nie stanowiłyby przytłaczających osobowość postaci cytatów z kanonu, lecz nadałyby im życia, jednocześnie wzbudzając sympatię czytelnika.

Baron i Łotr to książka, która rozczarowuje coraz bardziej każdą kolejną stroną. Zamiast porywającej chanson de geste otrzymujemy miernej jakości awanturniczo-przygodowy romans rycerski. Zawodzi niejasna momentami fabuła naszpikowana enigmatycznymi, fachowymi pojęciami oraz bohaterowie niebudzący nawet cienia sympatii. Nie każdy pisarz jest szermierzem, ale najwyraźniej i nie każdy szermierz potrafi pisać.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
4.0
Ocena recenzenta
1.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Baron i łotr
Autor: Kamil Gruca
Wydawca: Znak
Miejsce wydania: Kraków
Data wydania: 22 sierpnia 2011
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Format: 135 x 204 mm
ISBN-13: 978-83-240-1650-1
Cena: 33,90 zł



Czytaj również

Komentarze


~Melanto

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Mogę podpisać się pod oceną obiema rękami - jeśli ktoś chce poczytać o tych czasach, a w zdecydowanie lepszej formie, niech sięga po Cornwella. "Baron i łotr" to lektura ciężka jak rycerska zbroja, do tego toporna.
10-12-2011 20:04
ivilboy
   
Ocena:
0
Pierwsza część była dokładnie taka sama, do dziś żałuje pieniędzy wydanych na to czytadło.
11-12-2011 11:22
~Pat

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Wypożyczyłam z biblioteki, ale po lekturze nie mam o książce za dobrego zdania. Czyta się strasznie ciężko. Zdania są tak toporne, że niektóre trzeba czytać po trzy razy, żeby coś z nich zrozumieć. Bohaterowie płascy jak deski; żaden nie wzbudził we mnie większych uczuć. Mogliby im odrąbać głowy i spalić, a mnie i tak by nic a nic to nie obeszło. Fabuły jako takiej nie dostrzegłam. (Bardzo podobna pod tym względem jest książka Komudy "Krzyżacka zawierucha"). Strrrasznie nudne, nie warto po nią (nie) sięgać. Są znacznie lepsze pozycje warte przeczytania.
12-12-2011 18:04
~N.

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
To nie książka jest ciężka w czytaniu tylko czytelnik nie przyzwyczajony do tego stylu. Osobiście czytało mi się bardzo przyjemnie, wręcz pochłonełam i nie żałuje pieniędzy wydanych na książkę. Nie odniosłam wrażenia jakobym miała czytać jakąś bardzo skomplikowaną literaturę. Nie wiem skąd te komentarze, tylko że studiuje historię i na codzień czytam naprawdę "ciężką literature" więc może to zależy od doświadczenia czytelniczego. ;] Polecam, bardzo mi się podobało że autor nie fantazjował specjalnie
19-02-2012 14:24

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.