» Recenzje » Assassin's Creed

Assassin's Creed


wersja do druku

Konsolowy hit od Ubisoftu

Redakcja: Beata 'teaver' Kwiecińska-Sobek

Assassin's Creed
O Assassin's Creed usłyszałem jakiś czasu temu od znajomego, który wtedy akurat zakupił konsolę. Zachwytom nad grafiką i ogólnym gameplayem nie było końca, a wisienką na torcie w jego mniemaniu był fakt, że tak wspaniały tytuł dostępny jest tylko dla konsolowej "elity". Kiedy więc gruchnęła wieść, że ubisoftowy hit prosto z Montrealu trafi na popularne "blaszaki", zakomunikowałem mu ten fakt z pewną dozą złośliwej satysfakcji, a następnie bez zbędnej zwłoki zamówiłem grę jeszcze w pre-orderze, nie bardzo orientując się nawet, o co dokładniej w niej chodzi...

... a sprawa jest dość – jak na tytuł typowo "konsolowy" – skomplikowana. Przede wszystkim, w Assassin's Creed wcielamy się właściwie w dwóch bohaterów. Tym ważniejszym, acz mniej "grywalnym", jest Desmond Miles – młody człowiek schwytany przez tajemniczą firmę Abstergo, zajmującą się przede wszystkim, choć nie oficjalnie, poszukiwaniem tajemniczego artefaktu, który setki lat temu zaginął gdzieś w Ziemi Świętej. Okazuje się, że Desmond, będąc potomkiem niezwykle utalentowanego asasyna o imieniu Altair, ma w "pamięci genetycznej" zakodowaną całą historię poszukiwania wspomnianego artefaktu, wraz z finalnym rozdziałem stanowiącym moment jego odnalezienia. Z tego powodu Abstergo przymusza naszego "głównego" bohatera do odbywania sesji w Animusie – urządzeniu wzmacniającym pamięć genetyczną w bardzo specyficzny sposób. Konkretnie – Desmond może dzięki niemu przeżywać życie przodka tak, jakby sam kierował jego losami. Jak łatwo się domyślić, przeważająca część gry to właśnie te animusowe sesje, podczas których Altair powoli przybliża się do finałowego momentu oraz odkrywa spisek – a jakże – sięgający największych potęg XII-wiecznego świata.

Takie fabularne rozwiązanie to główny element, stanowiący o oryginalności tytułu. Assassin's Creed ma dzięki temu dwie splecione ze sobą warstwy fabularne, poznawane przez gracza równolegle, na skutek odmiennych działań. Niestety, samej fabule daleko do porażającej oryginalności, nie mówiąc już o tym, że gracze przyzwyczajeni do scenariuszy gier cRPG-owych mogą się poczuć nieco urażeni tym, że wszystkie fakty są im podawane na talerzu, niemalże przy okazji wykonywania kolejnych zadań wymagających raczej sprawności fizycznej niż intelektualnej. Umówmy się jednak – nie twierdzę, że gra jest głupia. Jednakowoż pozostaje przede wszystkim zręcznościówką, w której w pojęciu "tło fabularne" kładzie się bardziej nacisk na "tło" niż na "fabularne".

Assassin's Creed to, jak wspomniałem, gra zręcznościowa o – to bardzo ważne – oszałamiającej grafice. Kierowanie krokami Altaira po wspaniale odwzorowanych miastach Ziemi Świętej to prawdziwa przyjemność, zwłaszcza że zazwyczaj nie pogania nas czas, a zadania wymagają raczej ostrożności i opanowania. Do tego dochodzi całkiem rozległy obszar "pomiędzy" miastami, którego eksploracja również dostarcza niesamowitych wrażeń estetycznych. Grafika to niewątpliwie ogromny atut produktu Ubisoftu i już dla niej samej warto wydać te niecałe 100 zł. Warto przy tym zaznaczyć, że optymalizacja aplikacji również stoi na przyzwoitym poziomie. Gra bez problemu "pociągnie" na kartach graficznych nie będących potworami prędkości, o ile tylko sprzęt będzie dysponował odpowiednią ilością – nie tak drogiej już przecież – pamięci RAM.

Przejdźmy jednak to tego, co stanowi istotę rozgrywki. Schemat zadań stawianych przed Altairem jest zawsze taki sam: udajemy się do danego miasta, prowadzimy śledztwo, likwidujemy cel główny (nazwijmy go "bossem"). Taki plan przyjdzie nam realizować aż dziewięć razy, co mniej cierpliwych graczy niewątpliwie zdenerwuje. Muszę przyznać, że już przy czwartym morderstwie miałem trochę dość ciągłego wspinania się na punkty obserwacyjne w poszukiwaniu kolejnych zadań, a następnie żmudnego wykonywania tych ostatnich tylko po to, by ta circa godzina nużącej rozgrywki została nagrodzona całkiem ciekawym polowaniem na cel główny. Muszę to powiedzieć, ale niestety zadania zbliżające do "bossa" bardzo szybko robią się po prostu nudne i nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak to musiało wyglądać w wersji konsolowej, w której nie było aż czterech dodatkowych typów zadań, wprowadzonych wyłącznie ku uciesze "blaszakowców" (wśród których znajdują się chyba dwa najciekawsze – wyścig po dachach i eskorta).
Ponadto – ponownie – mniej cierpliwi gracze będą musieli zaopatrzyć się w jakieś środki uspokajające, jako że niektóre zadania potrafią być potwornie irytujące, kiedy po raz n-ty ostatni (z trzech lub pięciu) cel do likwidacji dekonspiruje Altaira tylko dlatego, że naszego dzielnego asasyna obleciała banda wariatów czy żebraków. Nie raz zdarzyło mi się w takiej sytuacji zamachnąć gamepadem na monitor i wykrzyknąć w jego stronę kilka niecenzuralnych słów. Acha – właśnie. "Gamepad" w poprzednim zdaniu to słowo-klucz, któremu poświęcę kolejny akapit.

Otóż – gra w Assassin's Creed przy pomocy czegokolwiek innego niż nowoczesny gamepad to – najprościej ujmując – droga przez mękę. Sterowanie w grze jest POTWORNIE trudne, jeśli człowiek dysponuje tylko "klasycznym" zestawem peryferiów kontrolnych, jako że niektóre czynności (w tym walka) wymagają niejednokrotnie wciskania trzech przycisków naraz, przy czym pożądane konfiguracje potrafią zmieniać się jak w kalejdoskopie. Z drugiej strony, gra w AC przy pomocy gamepada to czysta przyjemność, a właściwe rozmieszczenie klawiszy gwarantuje, że gracz co i rusz zaskoczy sam siebie swoją biegłością w kontroli nad Altairem. Niemniej jednak – to zawsze dodatkowy koszt, bez którego w tym wypadku trudno się obyć.

Mimo jednak, iż preferuję bardziej rozbudowaną warstwę fabularną, a – jak pisałem – zadania nużyły mnie strasznie, "współczynnik zadowolenia" z gry kształtował się u mnie na poziomie bardzo wysokim lub wysokim. Było tak przede wszystkim dzięki ogromnej dynamice rozgrywki i temu, że w AC cały czas coś się dzieje. Na odrębne wyróżnienie zasługują tu wręcz doskonałe pościgi po dachach i ulicach Jerozolimy i innych miast połączone z intuicyjnym systemem walki, który w momencie zdobycia pierwszych noży (bowiem Altair po każdym "głównym" zabójstwie uzyskuje nową zdolność lub element wyposażenia) staje się wręcz fenomenalny i jeszcze bardziej widowiskowy. Szkoda tylko, że przeciwnicy często – pomimo zapewnień twórców – dysponują inteligencją przeciętnego kalosza. Tutaj również wychodzi na wierzch "konsolowość" aplikacji, jako że w Assassin's Creed nie ma mowy o wzmocnionej interakcji z kimkolwiek. Rozmawiać można tylko z paroma osobami, a i te dialogi przebiegają bez jakiejkolwiek woli gracza (czy też możliwości pauzy, co potrafi zirytować), a zwykłemu przechodniowi można co najwyżej przylać. Co śmieszne, przechodzień ów po kilku chwilach zupełnie zapomni o całym incydencie. Do tego dochodzi denerwujący zwyczaj niektórych zabitych strażników do "respawnowania" się w najmniej odpowiednim momencie, co potrafi doszczętnie zrujnować nawet najlepszy plan ucieczki.

Oddajmy jednak honor polskiej grupie lokalizacyjnej – te nieliczne dialogi i monologi są przetłumaczone z wprawą, a polonizacji ogólnie nie można nic zarzucić. W grze usłyszymy resztą nie tylko język polski, ale także każde z narzeczy, które w owych czasach można było usłyszeć w Ziemi Świętej.

Niestety, po tej zalecie jestem zmuszony dorzucić jeszcze kilka wad. Po pierwsze – zakończenie, które jednakowoż sporo osób uważa za całkiem udane. Po tych kilku ostatnich godzinach zwieńczonych – tu przyznam – bardzo wciągającą walką finałową – spodziewałem się jednak czegoś więcej, niż tylko zapowiedzi kolejnej części gry. Po drugie – całkowicie niepotrzebne "wspomnienia dodatkowe" związane ze zdobywaniem różnorodnych rodzajów flag i mordowaniem Templariuszy na terenie całego Królestwa. O ile w przypadku konsoli za zebranie/zabicie odpowiedniej ich ilości otrzymuje się konkretne sumy GameScore, tak w przypadku wersji na PC-ta nie dostajemy kompletnie nic, poza doraźnym "zasejwowaniem" i odnowieniem paska synchronizacji (czyli czegoś w stylu zdrowia). Jednym słowem – ten element został po prostu bezmyślnie przeniesiony i pozostawiony samemu sobie.

Nie mogę powiedzieć, że Assassin's Creed mnie zachwycił. Grałem w wiele bardziej udanych gier, choć przyznam, że grafika potrafi powalić na kolana, a parkour w wykonaniu Altaira to czysta przyjemność. Propozycja studia Ubisoft to produkt konkretny, acz momentami niedopracowany, co jest szczególnym grzechem w przypadku, kiedy gracz kończy grę niemalże z rozpędu po to tylko, żeby wreszcie dowiedzieć się, jak będzie wyglądał finał, a nie po to, by czerpać przyjemność z rozrywki. Pod tym względem Assassin's Creed niestety zawodzi – brakuje jakichś ciekawszych punktów przełomowych, takich choćby jak ten na samym początku gry, kiedy zwalamy na głowę Krzyżowcom kilkaset kilogramów drewnianych bali. Twórcy wzięli sobie jednak do serca nie tak nieliczne narzekania fanów i w drugiej części planują między innymi urozmaicenie rozrywki. Nie powiem – jeśli już w pierwszej części prócz tego co dostaliśmy otrzymalibyśmy jeszcze garść zagadek czy czegoś w tym stylu, moja ocena skoczyłaby co najmniej o jedno oczko do góry. Skoro jednak tak nie jest, zmuszony jestem wystawić solidną czwórkę – za grę wartą zapamiętania, choć nie wybitną.

Grafiki pochodzą ze strony dystrybutora gry.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 4 / 6



Czytaj również

Przeznaczenie bogów
Nijakie oblicze mierności
- recenzja
Assassin's Creed Odyssey
W poszukiwaniu tożsamości
- recenzja
Assassin’s Creed: Herezja
Przepychanki w Abstergo
- recenzja
Assassin's Creed Origins – Tryb Wycieczki
Turysta w upale
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.