Amerykańcy bogowie - Neil Gaiman
Amerykańscy bogowie to najczęściej nagradzana i chyba najsłynniejsza powieść Neile'a Gaimana. Nominacja do BSFA Award i zdobyte Hugo, Nebuli oraz Bram Stocker Award mówią same za siebie, ja jednak nie jestem całkowicie przekonana o genialności tej powieści.
W jednym z wywiadów Neil Gaiman opowiadał, że pewnego lata wybrał się na wycieczkę samochodem po Stanach Zjednoczonych. Przyzwyczajony do wielkomiejskiej Ameryki Anglik był zaskoczony tym, co zobaczył zjawiając się w malutkich miejscowościach, zapomnianych przez Boga i ludzi. Tak narodził się pomysł - klasycznej powieści drogi, w której główny bohater przemierza USA tak, jakby to była kraina jego imaginacji.
Głównym bohaterem powieści jest niejaki Cień. Poznajemy go w więzieniu, gdy myśli o tym, jak bardzo kocha swoją żonę. Człowiek z przeszłością, za kratkami, to najlepszy z możliwych bohaterów środka - ani specjalnie zły, ani specjalnie dobry, ot, próbujący znaleźć sobie miejsce na nieprzychylnym świecie. Gaiman tym razem nie popisał się szczególną oryginalnością, zwalając biednemu Cieniowi na głowę wszystkie możliwe problemy: żona i najlepszy przyjaciel zginęli w wypadku samochodowym, a wraz z nimi pogrzebane zostały nadzieje na pracę, szczęście rodzinne i stabilizację. Lecąc na pogrzeb, nasz bohater poznaje tajemniczego pana Wednesdaya, który proponuje mu zajęcie, może nie do końca legalne i uczciwe, ale przynajmniej zapewniające trochę pieniędzy oraz oderwanie myśli od ponurych wydarzeń z przeszłości. Cień ma zostać pomocnikiem szefa, człowiekiem od mokrej roboty (czyli od wszystkiego, do czego akurat może się przydać). Na dodatek, szybko okazuje się, że nad Stanami wisi wojna, stary porządek przeciwko nowemu porządkowi, być albo nie być dla starych bogów, którzy przybyli do ziemi obiecanej wraz ze swoimi wyznawcami, a teraz powoli odchodzą w niepamięć. Bo bogowie Gaimana, jak we wszystkich jego utworach, tak i tu są śmiertelni.
Materiał zatem na znakomitą powieść o wartkiej akcji, opartej na niebanalnym pomyśle. Szkoda, że na materiale się skończyło. Amerykańscy bogowie nudzą, wykonanie zgrzyta, a niektórzy bohaterowie (w tym niestety ci główni, pomijając może Cienia - postać przegraną od początku do końca, która nie bardzo umie sobie tę przegraną uświadomić) wydają się wycięci z jednowymiarowej tektury. Prześlizgujemy się wzrokiem po galerii bohaterów, czasami możemy powiedzieć "skądś cię znam", ale większość z nich zbywamy wzruszeniem ramion. Nawet mój ulubieniec Czernobog, tak niesympatycznie odrażający, jak tylko może być protagonista nadal pozostający po właściwej stronie, nie rozwija w pełni swojego potencjału. Pozostaje zbyt jednowymiarowy, by naprawdę fascynować - jeszcze jedna konieczna postać, trochę bardziej przybrudzona od innych.
Co dzieje się z bogami, gdy ich wyznawcy w ten czy inny sposób znikają? Co dzieje się, gdy przenoszą się na odległe lądy? Albo gdy to, co mogą zaproponować jest wypierane przez nowoczesną technologię? No właśnie, bogowie. Tym, co wciąga najbardziej, są długie rozdziały retrospekcji, w których dowiadujemy się więcej o przybyciu bogów i zasadach rządzących ich relacjami. To chyba najlepsze fragmenty książki, pełne pasji i przewrotnego humoru oraz intrygujących postaci trzecioplanowych.
Tym, czego mi najbardziej w Amerykańskich bogach brakowało, był niepowtarzalny, ironiczno-cyniczny humor Gaimana. Dialogi, zwykle tak pełne lekkości i niewymuszonego uroku, tutaj zbyt często wydają się przyciężkawe, a bohaterowie pozbawieni polotu. I nie czepiam się tutaj Cienia, który z racji całej konstrukcji nie mógł robić za wygadanego i bezczelnego typka, ale wśród wszystkich bogów, szwarccharakterów i kobiet pojawiających się na horyzoncie nie ma nikogo, kto zapadałby w pamięć i nie chciał opuścić naszej głowy po skończonej lekturze.
Jedno jest pewne, Gaiman nadal penetruje niepokojące, duszne zakamarki ludzkiej psychiki, które wolelibyśmy na zawsze ukryć przed światem. A że raz czy dwa podwinie mu się noga? Czasem można wybaczyć. Zatem zapytacie czy czytać? Powiem tak, bo proza tego pisarza jest wyjątkowa i warto ją poznać, choć w przypadku Amerykańskich bogów niektórzy mogą być zawiedzeni i czuć lekki niedosyt.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
W jednym z wywiadów Neil Gaiman opowiadał, że pewnego lata wybrał się na wycieczkę samochodem po Stanach Zjednoczonych. Przyzwyczajony do wielkomiejskiej Ameryki Anglik był zaskoczony tym, co zobaczył zjawiając się w malutkich miejscowościach, zapomnianych przez Boga i ludzi. Tak narodził się pomysł - klasycznej powieści drogi, w której główny bohater przemierza USA tak, jakby to była kraina jego imaginacji.
Głównym bohaterem powieści jest niejaki Cień. Poznajemy go w więzieniu, gdy myśli o tym, jak bardzo kocha swoją żonę. Człowiek z przeszłością, za kratkami, to najlepszy z możliwych bohaterów środka - ani specjalnie zły, ani specjalnie dobry, ot, próbujący znaleźć sobie miejsce na nieprzychylnym świecie. Gaiman tym razem nie popisał się szczególną oryginalnością, zwalając biednemu Cieniowi na głowę wszystkie możliwe problemy: żona i najlepszy przyjaciel zginęli w wypadku samochodowym, a wraz z nimi pogrzebane zostały nadzieje na pracę, szczęście rodzinne i stabilizację. Lecąc na pogrzeb, nasz bohater poznaje tajemniczego pana Wednesdaya, który proponuje mu zajęcie, może nie do końca legalne i uczciwe, ale przynajmniej zapewniające trochę pieniędzy oraz oderwanie myśli od ponurych wydarzeń z przeszłości. Cień ma zostać pomocnikiem szefa, człowiekiem od mokrej roboty (czyli od wszystkiego, do czego akurat może się przydać). Na dodatek, szybko okazuje się, że nad Stanami wisi wojna, stary porządek przeciwko nowemu porządkowi, być albo nie być dla starych bogów, którzy przybyli do ziemi obiecanej wraz ze swoimi wyznawcami, a teraz powoli odchodzą w niepamięć. Bo bogowie Gaimana, jak we wszystkich jego utworach, tak i tu są śmiertelni.
Materiał zatem na znakomitą powieść o wartkiej akcji, opartej na niebanalnym pomyśle. Szkoda, że na materiale się skończyło. Amerykańscy bogowie nudzą, wykonanie zgrzyta, a niektórzy bohaterowie (w tym niestety ci główni, pomijając może Cienia - postać przegraną od początku do końca, która nie bardzo umie sobie tę przegraną uświadomić) wydają się wycięci z jednowymiarowej tektury. Prześlizgujemy się wzrokiem po galerii bohaterów, czasami możemy powiedzieć "skądś cię znam", ale większość z nich zbywamy wzruszeniem ramion. Nawet mój ulubieniec Czernobog, tak niesympatycznie odrażający, jak tylko może być protagonista nadal pozostający po właściwej stronie, nie rozwija w pełni swojego potencjału. Pozostaje zbyt jednowymiarowy, by naprawdę fascynować - jeszcze jedna konieczna postać, trochę bardziej przybrudzona od innych.
Co dzieje się z bogami, gdy ich wyznawcy w ten czy inny sposób znikają? Co dzieje się, gdy przenoszą się na odległe lądy? Albo gdy to, co mogą zaproponować jest wypierane przez nowoczesną technologię? No właśnie, bogowie. Tym, co wciąga najbardziej, są długie rozdziały retrospekcji, w których dowiadujemy się więcej o przybyciu bogów i zasadach rządzących ich relacjami. To chyba najlepsze fragmenty książki, pełne pasji i przewrotnego humoru oraz intrygujących postaci trzecioplanowych.
Tym, czego mi najbardziej w Amerykańskich bogach brakowało, był niepowtarzalny, ironiczno-cyniczny humor Gaimana. Dialogi, zwykle tak pełne lekkości i niewymuszonego uroku, tutaj zbyt często wydają się przyciężkawe, a bohaterowie pozbawieni polotu. I nie czepiam się tutaj Cienia, który z racji całej konstrukcji nie mógł robić za wygadanego i bezczelnego typka, ale wśród wszystkich bogów, szwarccharakterów i kobiet pojawiających się na horyzoncie nie ma nikogo, kto zapadałby w pamięć i nie chciał opuścić naszej głowy po skończonej lekturze.
Jedno jest pewne, Gaiman nadal penetruje niepokojące, duszne zakamarki ludzkiej psychiki, które wolelibyśmy na zawsze ukryć przed światem. A że raz czy dwa podwinie mu się noga? Czasem można wybaczyć. Zatem zapytacie czy czytać? Powiem tak, bo proza tego pisarza jest wyjątkowa i warto ją poznać, choć w przypadku Amerykańskich bogów niektórzy mogą być zawiedzeni i czuć lekki niedosyt.
Mają na liście życzeń: 3
Mają w kolekcji: 21
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 21
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Amerykańscy bogowie (American Gods)
Autor: Neil Gaiman
Tłumaczenie: Paulina Breiter
Wydawca: Wydawnictwo Mag
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 2002
Liczba stron: 550
Oprawa: miękka
Format: 115 x 185 mm
Seria wydawnicza: Andrzej Sapkowski przedstawia
ISBN-10: 83-89004-10-0
Cena: 32,00 zł
Autor: Neil Gaiman
Tłumaczenie: Paulina Breiter
Wydawca: Wydawnictwo Mag
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 2002
Liczba stron: 550
Oprawa: miękka
Format: 115 x 185 mm
Seria wydawnicza: Andrzej Sapkowski przedstawia
ISBN-10: 83-89004-10-0
Cena: 32,00 zł
Tagi:
Amerykańscy bogowie | Neil Gaiman