Akwaforta - K.J. Bishop
Pierwszą moją myślą, gdy tylko zaczęłam czytać Akwafortę była: rety, jak ja nie lubię takich książek. Wojna w tle, bohaterowie odrętwiali i obojętni, wędrują przez piaski, ścigani przez wrogich żołnierzy i świadomi bliskości śmierci.
Ale szybko zmieniłam zdanie, nawet wcześniej niż autorka kazała bohaterom, Gwynn i Raule, opuścić nieprzyjazne pustynne miejsce i ruszyć do miasta Ashamoil, w którym toczy się znaczna część akcji.
Czytając książki, oglądając filmy czy nawet teledyski zawsze lubiłam spójną fabułę, chciałam poznać historię, najlepiej w "jednym kawałku'. Nawet nie są mi potrzebne super wymyślne scenariusze czy światy zupełnie niepodobne do naszego. W zasadzie są to proste wymagania, a napisane w ten sposób historie są niezwykle wdzięcznym obiektem do "przyswojenia", choć z drugiej strony nazbyt łatwo mogą wpędzić autora w pułapkę schematyczności.
Akwaforta na swój sposób jest bardzo prosta. Opowiada historię dwojga ludzi, którzy chyba nawet się nie lubią, ani nie pragną swojego towarzystwa. Jedyne co ich łączy to wspólna przeszłość, fakt, że znają tą drugą osobę trochę dłużej niż innych mieszkańców miasta. Po przybyciu do Ashamoil, gdzie toczy się większość akcji, bohaterowie, Gwynn i Raule praktycznie zrywają ze sobą kontakt. Gwynn podejmuje się służby u bogatego pana i bierze udział w nieczystych gierkach światka przestępczego, Raule natomiast pracuje w szpitalu dla biedoty.
Uwaga autorki skupia się na postaci głównego bohatera, ale cała barwność postaci, ich "krwistość" opiera się na kontraście. Status i cynizm mężczyzny wyraźniej widać przy postawie Raule, tak samo przedstawione są postaci wielebnego i kochanki Gwynna, Beth. Wiara w boską kreację jest przeciwstawiona potędze ludzkich zdolności w alchemiczne niemalże przekształcanie ciała i duszy, ubóstwo - bogactwu, boskość – ludzkiej ułomności. A najciekawsze dla mnie było to, że część pytań postawionych retorycznie znajdowała odpowiedź w wątkach zupełnie marginalnych, zamykających się w kilku zdaniach, jak na przykład przypadkowo opowiedziana przez kogoś historia.
Główni bohaterowie są zarysowani wyraziście ale każdy opis zawiera pewne niedopowiedzenie, jakby dla podkreślenia faktu, że każdy ma własne tajemnice i tak naprawdę nie można kogoś poznać do końca. Zupełnie jakby autorka nie chciała wchodzić "z butami" do strefy prywatnej bohaterów. Z jednej strony pokazała ich losy, myśli i powody postępowania, z drugiej miałam wrażenie, że traktuje ich z pewną wyszukaną grzecznością. Nawet przedstawianie ich w sytuacjach intymnych nie burzyło tej pewnego rodzaju atencji.
Postać Gwynna od samego początku bardzo przypominała mi Rolanda z Mrocznej wieży, co podkreślał jeszcze rysunek na okładce. Być może te same postaci, które mi kojarzą się z konkretnymi osobami, Wam kojarzyć się będą z kimś innym, jest to możliwe dzięki pewnej "przezroczystości" bohaterów. Bo trudno powiedzieć, że są oni z krwi i kości. Raczej, że są "tak bardzo" z krwi i kości, że bardziej przypominają idee i dlatego każdy czytelnik może ich odebrać na własny sposób.
Dawno temu czytałam książkę, gdzie jeden z bohaterów powiedział, że ludzie to statki mijające się nocą, dźwiękiem syren dają znać, że przez chwilę są blisko siebie, a potem odpływają tak naprawdę nie widząc się naprawdę. To samo mogłabym powiedzieć o bohaterach Akwaforty. Wszyscy są przedstawieni w sytuacji przemijania i tymczasowości, niezależnie od tego, czy chcą być ze sobą, nawrócić drugiego człowieka na ścieżkę wiary, czy zapomnieć o łączących ich sprawach. Spotykają się na chwilę, a potem odchodzą, by żyć dalej własnym życiem.
Świat, w którym dzieje się cała historia jest zaledwie zarysowany. Nie znaczy to, że autorka nie poświęca mu uwagi. Jednak poznajemy go mimochodem, często z reakcji bohaterów na aktualne wydarzenia. Nie wiem jak Wy, ale ja mam skłonność do pomijania rozwlekłych fragmentów mających na celu przybliżenie aktualnego stanu polityczno-geograficznego świata. Tu na szczęście nie było takiej sytuacji: wszystkie informacje były podawane na bieżąco, a autorka nie zawracała sobie i nam głowy niepotrzebnymi szczegółami. Najbardziej podobał mi się fragment, gdy Gwynn poznawał miasto i jego okolice towarzysząc Beth. Zupełnie jakby patrzył jej oczami, oczami artystki. Świetny zabieg ukazujący nie tylko urok lasu i miasta, ale także uczucia łączącego dwoje ludzi. Warto zwrócić na niego uwagę.
Miasto przedstawione jest jako cudowny rysunek; miałam wrażenie, że autorka przestawia serię obrazów (to nie byłoby dziwne, jako, ze K.J. Bishop jest artystką), które połączyła w jedną opowieść bez początku i końca, jakby była wycinkiem z życia prawdziwych ludzi. Trudno jest mi podać konkretne przykłady, bo chociaż nie można mówić o nadmiernym odkrywaniu fabuły w tego typu powieści, to fragmenty wyrwane z kontekstu tracą według mnie na sile przekazu. Całość: bohaterowie, opisy miejsca, wątki poboczne, wydarzenia i układy łączące postaci pierwszo- i drugoplanowe łączą się w powieści w jeden obraz, bogaty jak płótna prerafaelitów.
Ten sposób snucia opowieści bogatej w opisy, pełnej nawiązań i pobocznych historii, budzi we mnie podejrzenie zakamuflowanych treści. Czasami przerywałam lekturę, by zastanowić się nad "przydziałem” bohaterów czy zdarzeń do kart tarota, bohaterów znanych mi książek czy bajek. Aż chciałoby się prosić, by autorka podała listę "inspiracji" tak jak swego czasu zrobił to King wymieniając listę książek, które przeczytał w wciągu kilku lat. Oczywiście, żeby przeczytać i zachwycić się Akwafortą nie trzeba czytać nic, do czego nawiązywała autorka. Plastyczność opisów i leniwie snuta opowieść świetnie pobudzają wyobraźnię.
Książka ta w pewien sposób zmieniła moje podejście do prostych historii z jasno określonym początkiem i końcem. Pierwsze co mi przychodzi na myśl to, że opowieść wychodzi z ram zazwyczaj zamykających historie i żyje własnym życiem. Autorka pozwala akcji toczyć się własnym rytmem, nie boi się rozwijać wątków pobocznych ani wprowadzać postaci, które mają do odegrania czasem tylko jedną scenę. Pomysły, które innym autorom wystarczyłyby na osobne książki tu mogą być zaledwie epizodem, elementem, który został rzucony na żer wyobraźni czytelnika.
Jest to piękna książka "zapakowana" w ładną okładkę. Cała seria Maga, czyli Uczta wyobraźni jest świetnym nabytkiem do własnej biblioteczki lub prezentem dla kogoś lubiącego dobrą lekturę - w twardej oprawie, szyta, z klimatyczną grafiką.
Akwaforta to pierwsza powieść autorki i co prawda w Internecie są już zapowiedzi następnej, ale czytelnikom na razie muszą wystarczyć opowiadania, na przykład The Art of Dying z antologii The New Weird.
Mam nadzieję, że wkrótce pojawią się kolejne jej książki, bo skoro pierwsza jest tak udana, to można snuć jak najlepsze przypuszczenia.
Podsumowując: naprawdę warto, a nawet trzeba przeczytać. Książka jest jedną z najlepszych pozycji, jakie czytałam tego roku – tu pozwolę sobie na mały żart - chociaż nie jest horrorem. Może właśnie tym bardziej ją doceniam. Ta opowieść nie tylko wciąga, ona chwyta czytelnika za głowę i "pokazuje jak patrzeć", żeby zobaczyć rzeczy niezwykłe, zupełnie jakby to nie była książka, ale właśnie seria obrazów pokazujących niezwykłych ludzi i niezwykły świat.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Ale szybko zmieniłam zdanie, nawet wcześniej niż autorka kazała bohaterom, Gwynn i Raule, opuścić nieprzyjazne pustynne miejsce i ruszyć do miasta Ashamoil, w którym toczy się znaczna część akcji.
Czytając książki, oglądając filmy czy nawet teledyski zawsze lubiłam spójną fabułę, chciałam poznać historię, najlepiej w "jednym kawałku'. Nawet nie są mi potrzebne super wymyślne scenariusze czy światy zupełnie niepodobne do naszego. W zasadzie są to proste wymagania, a napisane w ten sposób historie są niezwykle wdzięcznym obiektem do "przyswojenia", choć z drugiej strony nazbyt łatwo mogą wpędzić autora w pułapkę schematyczności.
Akwaforta na swój sposób jest bardzo prosta. Opowiada historię dwojga ludzi, którzy chyba nawet się nie lubią, ani nie pragną swojego towarzystwa. Jedyne co ich łączy to wspólna przeszłość, fakt, że znają tą drugą osobę trochę dłużej niż innych mieszkańców miasta. Po przybyciu do Ashamoil, gdzie toczy się większość akcji, bohaterowie, Gwynn i Raule praktycznie zrywają ze sobą kontakt. Gwynn podejmuje się służby u bogatego pana i bierze udział w nieczystych gierkach światka przestępczego, Raule natomiast pracuje w szpitalu dla biedoty.
Uwaga autorki skupia się na postaci głównego bohatera, ale cała barwność postaci, ich "krwistość" opiera się na kontraście. Status i cynizm mężczyzny wyraźniej widać przy postawie Raule, tak samo przedstawione są postaci wielebnego i kochanki Gwynna, Beth. Wiara w boską kreację jest przeciwstawiona potędze ludzkich zdolności w alchemiczne niemalże przekształcanie ciała i duszy, ubóstwo - bogactwu, boskość – ludzkiej ułomności. A najciekawsze dla mnie było to, że część pytań postawionych retorycznie znajdowała odpowiedź w wątkach zupełnie marginalnych, zamykających się w kilku zdaniach, jak na przykład przypadkowo opowiedziana przez kogoś historia.
Główni bohaterowie są zarysowani wyraziście ale każdy opis zawiera pewne niedopowiedzenie, jakby dla podkreślenia faktu, że każdy ma własne tajemnice i tak naprawdę nie można kogoś poznać do końca. Zupełnie jakby autorka nie chciała wchodzić "z butami" do strefy prywatnej bohaterów. Z jednej strony pokazała ich losy, myśli i powody postępowania, z drugiej miałam wrażenie, że traktuje ich z pewną wyszukaną grzecznością. Nawet przedstawianie ich w sytuacjach intymnych nie burzyło tej pewnego rodzaju atencji.
Postać Gwynna od samego początku bardzo przypominała mi Rolanda z Mrocznej wieży, co podkreślał jeszcze rysunek na okładce. Być może te same postaci, które mi kojarzą się z konkretnymi osobami, Wam kojarzyć się będą z kimś innym, jest to możliwe dzięki pewnej "przezroczystości" bohaterów. Bo trudno powiedzieć, że są oni z krwi i kości. Raczej, że są "tak bardzo" z krwi i kości, że bardziej przypominają idee i dlatego każdy czytelnik może ich odebrać na własny sposób.
Dawno temu czytałam książkę, gdzie jeden z bohaterów powiedział, że ludzie to statki mijające się nocą, dźwiękiem syren dają znać, że przez chwilę są blisko siebie, a potem odpływają tak naprawdę nie widząc się naprawdę. To samo mogłabym powiedzieć o bohaterach Akwaforty. Wszyscy są przedstawieni w sytuacji przemijania i tymczasowości, niezależnie od tego, czy chcą być ze sobą, nawrócić drugiego człowieka na ścieżkę wiary, czy zapomnieć o łączących ich sprawach. Spotykają się na chwilę, a potem odchodzą, by żyć dalej własnym życiem.
Świat, w którym dzieje się cała historia jest zaledwie zarysowany. Nie znaczy to, że autorka nie poświęca mu uwagi. Jednak poznajemy go mimochodem, często z reakcji bohaterów na aktualne wydarzenia. Nie wiem jak Wy, ale ja mam skłonność do pomijania rozwlekłych fragmentów mających na celu przybliżenie aktualnego stanu polityczno-geograficznego świata. Tu na szczęście nie było takiej sytuacji: wszystkie informacje były podawane na bieżąco, a autorka nie zawracała sobie i nam głowy niepotrzebnymi szczegółami. Najbardziej podobał mi się fragment, gdy Gwynn poznawał miasto i jego okolice towarzysząc Beth. Zupełnie jakby patrzył jej oczami, oczami artystki. Świetny zabieg ukazujący nie tylko urok lasu i miasta, ale także uczucia łączącego dwoje ludzi. Warto zwrócić na niego uwagę.
Miasto przedstawione jest jako cudowny rysunek; miałam wrażenie, że autorka przestawia serię obrazów (to nie byłoby dziwne, jako, ze K.J. Bishop jest artystką), które połączyła w jedną opowieść bez początku i końca, jakby była wycinkiem z życia prawdziwych ludzi. Trudno jest mi podać konkretne przykłady, bo chociaż nie można mówić o nadmiernym odkrywaniu fabuły w tego typu powieści, to fragmenty wyrwane z kontekstu tracą według mnie na sile przekazu. Całość: bohaterowie, opisy miejsca, wątki poboczne, wydarzenia i układy łączące postaci pierwszo- i drugoplanowe łączą się w powieści w jeden obraz, bogaty jak płótna prerafaelitów.
Ten sposób snucia opowieści bogatej w opisy, pełnej nawiązań i pobocznych historii, budzi we mnie podejrzenie zakamuflowanych treści. Czasami przerywałam lekturę, by zastanowić się nad "przydziałem” bohaterów czy zdarzeń do kart tarota, bohaterów znanych mi książek czy bajek. Aż chciałoby się prosić, by autorka podała listę "inspiracji" tak jak swego czasu zrobił to King wymieniając listę książek, które przeczytał w wciągu kilku lat. Oczywiście, żeby przeczytać i zachwycić się Akwafortą nie trzeba czytać nic, do czego nawiązywała autorka. Plastyczność opisów i leniwie snuta opowieść świetnie pobudzają wyobraźnię.
Książka ta w pewien sposób zmieniła moje podejście do prostych historii z jasno określonym początkiem i końcem. Pierwsze co mi przychodzi na myśl to, że opowieść wychodzi z ram zazwyczaj zamykających historie i żyje własnym życiem. Autorka pozwala akcji toczyć się własnym rytmem, nie boi się rozwijać wątków pobocznych ani wprowadzać postaci, które mają do odegrania czasem tylko jedną scenę. Pomysły, które innym autorom wystarczyłyby na osobne książki tu mogą być zaledwie epizodem, elementem, który został rzucony na żer wyobraźni czytelnika.
Jest to piękna książka "zapakowana" w ładną okładkę. Cała seria Maga, czyli Uczta wyobraźni jest świetnym nabytkiem do własnej biblioteczki lub prezentem dla kogoś lubiącego dobrą lekturę - w twardej oprawie, szyta, z klimatyczną grafiką.
Akwaforta to pierwsza powieść autorki i co prawda w Internecie są już zapowiedzi następnej, ale czytelnikom na razie muszą wystarczyć opowiadania, na przykład The Art of Dying z antologii The New Weird.
Mam nadzieję, że wkrótce pojawią się kolejne jej książki, bo skoro pierwsza jest tak udana, to można snuć jak najlepsze przypuszczenia.
Podsumowując: naprawdę warto, a nawet trzeba przeczytać. Książka jest jedną z najlepszych pozycji, jakie czytałam tego roku – tu pozwolę sobie na mały żart - chociaż nie jest horrorem. Może właśnie tym bardziej ją doceniam. Ta opowieść nie tylko wciąga, ona chwyta czytelnika za głowę i "pokazuje jak patrzeć", żeby zobaczyć rzeczy niezwykłe, zupełnie jakby to nie była książka, ale właśnie seria obrazów pokazujących niezwykłych ludzi i niezwykły świat.
Mają na liście życzeń: 7
Mają w kolekcji: 19
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 19
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Akwaforta (Etched City)
Autor: K.J. Bishop
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Autor okładki: Irek Konior
Wydawca: MAG
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 6 czerwca 2008
Liczba stron: 328
Oprawa: twarda
Format: 135 × 205 mm
Seria wydawnicza: Uczta Wyobraźni
ISBN-13: 978-83-7480-086-0
Cena: 35,00 zł
Autor: K.J. Bishop
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Autor okładki: Irek Konior
Wydawca: MAG
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 6 czerwca 2008
Liczba stron: 328
Oprawa: twarda
Format: 135 × 205 mm
Seria wydawnicza: Uczta Wyobraźni
ISBN-13: 978-83-7480-086-0
Cena: 35,00 zł
Tagi:
Akwaforta | K.J. Bishop