Abo’trua- nadzieja górskich trolli
Niech na zawsze nadzieja zagości w naszych sercach i pozwoli nam przetrwać straszliwy czas Długiej Nocy w godności i spokoju. Abo altrua’agoral!”
Przed Twoimi oczyma widnieje prawdopodobnie jedyny dokument traktujący o dawno już zapomnianym trollowym kaerze Abo’trua położonym w sercu gór Tylońskich. Nikt tak naprawdę nie wie o dokładnej lokacji kryjówki trzech wielkich plemion zamieszkujących w dawnych czasach górskie podnóża. Z naszych wiadomości wynika, iż trollowe klany Szkarłatnych cieni, Lodowych wichrów i Niedźwiedzich szponów wyginęły tuż po zakończeniu pogromu, lub w jego trakcie. W prawdzie nie mamy żadnych dowodów na istnienie kaeru, ale niektóre posiadane przez nas dzienniki poszukiwaczy przygód w nieznacznych szczegółach zdają się potwierdzać pewne przypuszczenia. Mimo wszystko potraktuj informacje tutaj zawarte jako legendy, ponieważ głównie na tym źródle opiera się większość poniższych informacji. Gdyby, ktokolwiek z was posiadł wiedzę mogącą wzbogacić te relacje i noty niech przekaże je pisemnie do Wielkiej Throalskiej Biblioteki.
Spisane 9 dnia miesiąca sollus
w 1508 TH przez Gilberta Zerwimiecza
z Throalu
Kabora
Zimny wiatr delikatnie muskał rozmierzwione włosy Grega. Rozsądnie oceniając
wzrastającą siłę powiewów, zręcznie narzucił na głowę czarny kaptur i opuścił
nieco głowę. Wiatr, jakby chcąc sprawdzić zapobiegawczy sposób wojownika, wzmógł
się jeszcze bardziej….
- Daleko jeszcze? - Krzyknął mocno zniecierpliwiony Tafar i niechętnie przyspieszył
kroku próbując dogonić towarzyszy.
- Niedaleko - odpowiedział ze stoickim spokojem Jerif odważnie przewodzący stawce.
Elfowi wcale nie przeszkadzały silne wiatry panujące aktualnie na wysokich,
stromych zboczach Tylonów.
- Nie rozumiem jak ktokolwiek mógłby zbudować tutaj jakąkolwiek kryjówkę…
Przecież na tej wysokości prawie nie ma, czym oddychać!- Krzyknął Tafar z przekonaniem
charakterystycznym dla swojej krasnoludzkiej rasy.
- Zapewne był w tym jakiś cel-zauważył rozsądnie Ariel wychylając nieco swoją
złocistą brodę zza błękitnego, aksamitnego kaptura- wyobraźmy sobie, że podobne
trudności z odnalezieniem wrót kaeru miały horrory podczas Wiecznej nocy. Ta
zawieja znacznie utrudnia poszukiwania.
- Czy sugerujesz, że ta anomalia ma coś wspólnego z kaerem?- Spytał z zaciekawieniem
Greg, który w wypowiedzi Ariela odnalazł pewną niejasność.
- Podejrzewam.-Odpowiedział poważnie czarodziej, widocznie zadowolony z zainteresowania
spostrzeżeniem. Ariel widział w Gregu nie tylko godnego kompana i przyjaciela,
ale również oddanego słuchacz, często mocno naciąganych wywodów. Jak każdy czarodziej
lubił czasem zabłysnąć swoją nieprzeciętną wiedzą i inteligencją.
- To Kabora- Powiedział beznamiętnie Jerif. Wywołał tym niemałą konsternację.
- Co!?- Wymówił z trudem Tafar poczym spojrzał przez przymknięte oczy na poznanego
w Kratas elfa. Wiatr stawał się coraz bardziej uciążliwy.-O czym ty mówisz panie
Jerif?- Złożył nieskładnie.
- Kabora, niezwykle potężny żywiołak powietrza, którego zadaniem była obrona
kaeru przed nieproszonymi gośćmi. Chyba jest niezadowolony
- Żywiołak?- Wykrztusił z siebie krasnolud.- A co oznacza termin NIEPROSZENI
GOŚCIE?- Tafar nie ukrywał, że nie wiele wiedział na temat istot astralnych
a jeszcze mniej o magii żywiołów. Miał jednak niezawodną intuicję wyczuwającą
każde zagrożenie znajdujące się w odległości do 10 mil od niego. Teraz właśnie
owa intuicja dała o sobie znać.
- Tak, żywiołak- powtórzył elf obdarzając krasnoluda dziwnym uśmiechem.
- Jerifie, czy nie uważasz, że ten Kabora może uznać nas za intruzów?- spytał
równie zaskoczony Ariel.
- Nie martwcie się. To tylko legenda.- Powiedział uspokajająco elf, poczym spojrzał
gdzieś daleko w głąb skalnego pleneru, w który cała czwórka zanurzała się już
drugi dzień. Nastała chwila milczenia, pozwalająca na bezkarne świsty wichru,
które zdawały się nawoływać do odwrotu. Nasuwały na myśli smutek, rozpacz i
głęboką apatię. Byli blisko, byli już naprawdę bardzo blisko… Dołującą
ciszę przerwał po chwili Greg:
- Skąd wiesz o żywiołaku? Skąd w ogóle znasz drogę do tego kaeru? Nie zauważyłem
abyś korzystał z jakichkolwiek map.- Męższczyzna spojrzał badawczo na tajemniczego
osobnika, którego poznał trzy dni temu w Kratas. Wiedział, że zaufanie w tym
mieście ma podwójną wartość a propozycja Jerifa dotycząca wyprawy do dawno zapomnianego
trollowego kaeru wydałą mu się, co najmniej dziwna. Nie podzielił się jednak
swoimi obawami z pozostałymi towarzyszami. Byli tak podekscytowani potencjalnym
bogactwem Abo’trua i zajęci przygotowaniami do wyprawy, że z pewnością
by go nie posłuchali. Poza tym i tak polegał tylko na swojej przewieszonej przez
plecy klindze.
- Znam drogę Greg- Odpowiedział bez zastanowienia elf- Zaufaj mi, przewertowałem
już niejedną mapę prowadzącą do zapomnianego Abo’trua. Znam tę drogę lepiej
niż własną kieszeń…
Tuż przed nadejściem pogromu trollowi mistrzowie żywiołów pracujący nad ochroną Abo’trua wezwali z płaszczyzny powietrza potężnego żywiołaka imieniem Kabora. Istota miała za zadanie chronić kaer przed krwiożerczymi horrorami. Niestety, magowie nie przewidzieli zgubnego wpływu wiecznej nocy, również na istoty pochodzące z innych płaszczyzn egzystencji. Kabora żyjąc latami w Barsawii spaczonej złem, pogardą i bólem zaczął powoli tracić zmysły. Stał się w ten sposób łatwym celem ataku pewnego bardzo niebezpiecznego horrora, który w końcu przejął nad nim całkowitą kontrolę.
Wrota nadzieji
Wszyscy podeszli ostrożnie do przepaści znajdującej się nieopodal olbrzymiej skały sięgającej widocznie ponad wierzchołki pozostałych czubów, którymi wyścielone było niemal całe pasmo Tylonów. Wiatr nadal dął mocno a w powietrzu oprócz zwyczajnych już świstów można było usłyszeć bardzo wyraźny szum. Szum stawał się intensywniejszy z każdym krokiem w kierunku skalnej rozpadliny. Kiedy Tafar był już wystarczająco blisko zajrzał w głęboką przepaść i zaklął głośno. Na dnie szczeliny znajdował się duży na trzy czwarte powierzchni zbiornik wodny, do którego z impetem wpadał kłębiasty strumień wody tryskającej z pionowej skały po ich przeciwnej stronie.- Olbrzymi wodospad-przedstawił mimowolnie Greg widocznie zafascynowany widokiem.
- To tam- powiedział Jerif wskazując palcem wściekłe strugi wody wpadające bez
pardonu do jeziorka.-Tam właśnie jest wejście do kaeru.
- Nie twierdzisz chyba, że mamy zejść po mokrej i śliskiej skale a następnie
pokonać to za pewne zimne jezioro?!- Krzyknął krasnolud a przedstawiona przez
niego wizja z pewnością spowodowała ciarki na plecach towarzyszy.
- Tak.- Odpowiedział beznamiętnie Jerif.- Mam grubą linę. Nie martw się, nawet
ciebie utrzyma.-Odpowiedział krasnoludowi z przekąsem.
- Zaraz… Przecież mieszkańcy kaeru musieli jakoś dostarczyć do swojej
kryjówki żywność i niezbędne do budowy narzędzia- Stwierdził rzeczowo Ariel.-
Tutaj musi być jakieś inne wejście…
- Nie. Do kaeru wszystko dostarczane było za sprawą pomostu- Trafnie zauważył
Greg, który przyklęknął przy dwóch osadzonych w ziemi schodach. Ich tragiczny
stan wskazywał na zniszczenie dalszego ciągu elementów. Schody były wystarczająco
szerokie, aby mogły zmieścić się, co najmniej dwie karawany.
- Musieli zniszczyć most tuż przed zamknięciem.
- Prawdopodobnie- Powiedział swoim zimnym, spokojnym tonem Jerif, po czym zaczął
przywiązywać linę do najbliższego spróchniałego konara. Greg spojrzał na wystające
z kamienistej ziemi próchno. Oczami wyobraźni zobaczył piękne, przesycone zielenią
drzewo, którego owoce w czasach poprzedzających pogrom były z pewnością pożywieniem
mieszkających w tych górach zwierząt. A teraz… teraz tutaj nie ma żadnych
zwierząt i roślin. Nie ma nawet owadów. Horrory doszczętnie obróciły w pył wszystko,
co piękne i żywe. Po chwili zauważył jak elf obraca się w jego stronę. Na twarzy
Jerifa widniał dziwny grymas odrazy.
- Schodźmy. Już wszystko jest gotowe.
******
Schodzili pojedynczo. Pierwszy na linie zawisnął Ariel, który mimo kłopotów,
jakie sprawiała mu długa szata poradził sobie ze śliską skałą doskonale.
- Droga wolna!- Krzyknął stojąc już twardo na kamienistej, przesyconej błotem
ziemi. Jego ubranie zaczynało powoli przesiąkać parą wznoszącą się pod wpływem
strumieni czystej, źródlanej wody wytryskującej obficie ze skały. Szum wytłumiał
prawie wszystkie dźwięki. Czarodziej podszedł ostrożnie do krystalicznego jeziorka
i spojrzał w błękitną nieprzeniknioną czeluść.
- Głęboko- usłyszał za sobą znajomy głos poznanego w Kratas elfa.- Tutaj musi
być bardzo głęboko.- Powiedział poważnie Jerif nie patrząc wcale na rozmówcę.-
Woda nie wypełnia całego koryta. Pod nami z pewnością znajdują się dopływy podziemnych
strumieni.
- Hmm, możliwe.- Odpowiedział zamyślony Ariel.
- Przepłynięcie jeziora wpław może być zbyt niebezpieczne. W wodzie za pewne
panują silne prądy i wiry. Lepiej nie ryzykować…
- Psia mać! Ostatni raz! Nigdy więcej nie dam się namówić na żadne górskie wycieczki!-
Usłyszeli obaj głos Tafara, który akurat opadł bezpiecznie na dno rozpadliny.-
Nienawidzę wysokości- przyznał nieco bezradnie tłumacząc swoje zdenerwowanie.
- Wejście znajduje się za tamtym wodospadem?- Domyślił się Greg.
- Tak. Musimy znaleźć sposób, aby się tam dostać.- Odpowiedział elf.
- Spójrzcie.- Zapowiedział Ariel, po czym uniósł ręce w kierunku dużego, jakimś
cudem jeszcze rosnącego na podmokłej ziemi drzewa. Wyszeptał formułę i wykonał
dłońmi parę tylko dla niego zrozumiałych ruchów. Po chwili między jego rękoma
zajarzyła się niewielka sfera skumulowanej energii astralnej. Skoncentrowany
czarodziej bez chwili wahania wymierzył pocisk w olbrzymie korzenie rośliny,
którymi była ona tak trwale złączona z podłożem. Nastąpił huk a po nim powietrze
przeszył niepowtarzalny dźwięk łamanego drewna. Na oczach całej czwórki wielkie
drzewo niczym most zwodzony odbiło się od ściany i runęło wzdłuż jeziora, tworząc
naturalną drogę prowadzącą gdzieś w głąb wodospadu.
- Ach… - Zająknął się Tafar, będąc pod wielkim wrażeniem tego widoku.
- Dobra robota- Pochwalił przyjaciela Greg- Jak widać za tym wodospadem jest
coś, na czym zatrzymał się nasz most…
******
Przyjaciele, również kolejno, bezpiecznie przeprawili się przez nietypową kładkę
i szybko, unikając strącenia prześlizgnęli się przez zdradzieckie strugi wodnej
ściany. Za wodospadem ich oczom ukazało się wysokie pomieszczenie, którego ściany
przyozdobione były wieloma pięknymi runami i rysunkami trolli walczących z dzikimi
bestiami. W ścianie naprzeciw wodospadu wbudowana była solidna, mierząca około
10 metrów kamienna brama. Na szczycie uchylonych wrót widniał napis w języku
trollowym: „Abo’trua”.
- Miejsce życia trollowej rasy- Przetłumaczył w zamyśleniu Ariel.- Jesteśmy.
Naprawdę jesteśmy.-Mimo, iż w jego głosię można było odczytać cień satysfakcji,
bohaterowie nie byli szczęśliwi. Wiedzieli, że teraz czeka ich najtrudniejsza
część podróży- Infiltracja kaeru.
Skalne wrota kaeru, zwane „Strażnicami nadzieji” ukryte były w wielkiej skalnej jamie. Wnękę maskował olbrzymi wodospad. Za jego sprawą mieszkańcy Abo’trua mieli nadzieję ukryć się przed horrorami. Ponoć w swoistym przedsionku wszystkie ściany pokryte zostały rytami utrwalającymi historię trzech wielkich plemion mieszkających w kaerze. Niektóre podania twierdzą, że wzmacniane esencją ziemi wrota zabezpieczał dodatkowo potężny czar alarmujący mieszkańców o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Poza tym zarówno wrota, jak i ściany zawierały magiczne runy, chroniące przed istotami astralnymi.
Szala pomiaru
Już pierwsze kroki poczynione na zimnych, mokrych płytach wyścielających mroczne
wnętrze kaeru przyprawiały o ciarki na plecach. Poszukiwacze przygód niepewnie
pokonali trzy skalne łuki przyozdobione zapisanymi w języku trolli runami, oznaczającymi
nazwy trzech plemion zamieszkujących niegdyś górskie podnóża. Przez dłuższą
chwilę wszyscy z zapartym tchem nasłuchiwali dobiegających gdzieś z bardzo daleka
odgłosów kapiącej wody i mieszkających tutaj szczurów. Myśl, że mogliby znaleźć
w kaerze innego gospodarza paraliżowała ich niemal zupełnie.
- Piękne…-Wyszeptał powoli z niekłamanym podziwem w głosie Ariel obserwując
przepiękne, mozaiki magicznego mchu, który wyścielał cały skalny sufit pomieszczenia.
Tajemnicza roślina, zważywszy na czas, przez który błyszczała u sklepienia komnaty,
dawała wyjątkowo mocne światło. Szli dalej. Przed nimi rozciągał się niepowtarzalny
widok zupełnie opustoszałego placu handlowego. Po obu stronach w mniej, więcej
równych odległościach stały prostokątne, kamienne podstawy, na których trolle
umieszczały rozprowadzane towary. Teraz wszystkie stoiska były puste i wyczyszczone
z wszelkich produktów.
- Dlaczego tu nikogo nie ma?- Spytał Greg lekko zniżając głos.- Dlaczego nie
znaleźliśmy ofiar…
- Może ta przerośnięta bestia, która wyważył bramę pożarła wszystkich nie pozostawiając
ani jednej kropelki krwi.- Snuł ponuro Tafar- Nigdy nie wiadomo, co takiemu
horrorowi strzeli do obrzydliwego łba. Może pożarł wszystkich zakopując szczątki?-
Nikt nie odpowiedział. Szli dalej w milczeniu. Wchodzili powoli między duże
kamienne budynki, które nie szokowały poziomem architektonicznym. Były za to
imponująco wielkie.
- Tutaj za pewne mieszkali wodzowie wraz ze swoimi rodzinami.– Zauważył
Greg- Odnoszę wrażenie, że trolle musiały skorzystać z pomocy krasnoludzkich
architektów. Wątpię, aby sami potrafili wznieść takie budowle.
- A tutaj zapewne odbywały się zgromadzenia klanowe- Powiedział Ariel wskazując
na ogromny plac opatrzony po obwodzie okrągłą trybuną. Na środku placu stała
wysoka ambona. Tuż za nią natomiast w oczy rzucała się duża, nietypowa konstrukcja,
przypominająca nieco piętnastometrową klepsydrę. Podeszli bliżej.
- Ciekawe…- Tafar kucnął i przybliżył twarz do szklanej obudowy, której
kształt przypominał mu trochę dwa zlane ze sobą lejki. Wewnątrz, na samym dnie
niezwykłego naczynia można było zauważyć bardzo dużo niewielkich ziaren, których
kolor przypominał nieco wyblakłe złoto.
- Orichalk.- Stwierdził jak zwykle lakonicznie Jerif, który również przykucnął,
aby lepiej przyjrzeć się zjawisku.- Za jego pomocą mieszkańcy kaeru określali
poziom magii panujący na świecie. Wiedzieliby, gdyby Wieczna noc dobiegła końca.
- Sprytne- dodał Ariel domyślając się sposobu działania „klepsydry”.-
Kiedy poziom magii był wysoki, ziarna orichalku wznosiły się, zatrzymując w
górnym leju. Opadały wówczas, gdy poziom bezpiecznie obniżał się.- Jerif potakująco
kiwnął głową.
Wodzowie klanów zamieszkujących Abo’trua, początkowo po równo rozdzielali wpływy na życie kaeru. Wspólnie próbowali podejmować decyzje i jednoczyć trollową społeczność. Szybko jednak wrodzona odrębność i despotyzm władców spowodowała waśnie i spory, które negatywnie wpłynęły na życie kaeru. Z pomocom zwaśnionym wodzom przybył Jarug- krasnoludzki inżynier i oddany głosiciel Upandala, który pomógł mieszkańcom górskich podnóży zaprojektować i zbudować Abo’trua. W zamian za swoje zasługi na rzecz klanów, Jarug zyskał miano no’a’g’ral oraz pozwolenie na zamieszkanie, wraz z rodziną i potrzebującymi schronienia krasnoludami osiadłymi w pobliskich wioskach w zbudowanej przy własnej pomocy kryjówce. (Skalne domy znajdujące się w głównej części kaeru były przeznaczone właśnie dla nich. Trolle, wraz z wodzami mieszkały w innej części kaeru przypominającej raczej ich normalne, prymitywne warunki życia. O tym jednak, napiszę nieco później…)
Jarug widząc nie najlepszą sytuację panującą w sferach rządzących, postanowił przejąć sprawę w swoje ręce. Wykorzystując głęboką wiarę trolli w Thystoniusa i własne talenty iluzjonisty, oszukał wodzów objawiając im siebie jako pasję wojny i męstwa. Zwiedzione iluzją trolle, bez słowa sprzeciwu wykonały polecenia krasnoluda. W ten sposób, wkrótce po udanym fortelu Jaruga, klany związały się przysięga krwi i zawarły przymierze. Ślepo wierząc, że widzą przed sobą Thystoniusa od tamtej pory mieszkańcy kaeru wykonywali wszystkie polecenia Jaruga. Niestety, krasnolud nie domyślał się jeszcze, że tym z pozoru genialnym sposobem na utrzymanie pokoju w kaerze doprowadzi do jego zagłady…
Wojna domowa
Dążąc główną drogą biegnąca przez kaer bohaterowie napotkali olbrzymi, długi na całą szerokość jamy mur. W miejscu przecięcia zapory z drogą mieszkańcy Abo’trua zbudowali bramę, której wielkość i zdobienia imponowały nie tylko niespotykaną u trolli dokładnością, ale również wytrzymałością wykonania. Na mocno osadzonych futrynach widniały wizerunki potężnych wojowników, dzierżących w dłoniach śmiercionośne topory, którymi wymachiwali groźnie w stronę obserwatorów. Postacie, przedstawiane na płaskorzeźbach, co najmniej dwukrotnie przekraczały rozmiary żywych odpowiedników. Szli dalej. Mokre, dżdżyste powietrze zaczynało powoli coraz wyraźniej ochładzać się. Bez problemu pokonali leżące, dawno już zniszczone drewniane wrota, które niegdyś przytwierdzone były do okazałej futryny.
******
- Pierwszy trup.- Stwierdził drżącym głosem Greg.- Obawiam się, że znajdziemy ich tutaj więcej.
- Ueee… Chyba nie mylisz się- Powiedział z obrzydzeniem Tafar wygrzebując ze zgliszczy niepełną czaszkę dorosłego trolla.
- Oni zginęli podczas walki- Domyślił się Ariel- Widzicie te wszędzie porozrzucane resztki broni?
- Widzimy także resztki ciał…- Dodał krasnolud. -Cała okolica wygląda jak jedno wielkie pobojowisko…
- Fakt. Wszędzie spalone szałasy i stoiska. Tutaj np. musiała stacjonować siedziba zbrojmistrza.– Greg pochylił się nad jednym ze zniszczonych szałasów.
- Sądząc po wielkości i rodzaju zniszczeń tutaj musiała rozegrać się bitwa. Może z horrorem, a może… między mieszkańcami kaeru.- Ariel podrapał delikatnie podbródek, robiąc zamyśloną minę- A ty, jak myślisz Jerifie?
- Nie wiem.- Odpowiedział jakby nieobecny elf.- Myślę, jednak, że horror nie miałby ochoty na bezsensowne niszczenie szałasów. One przecież nie odczuwają bólu…
Według niektórych faktów w 1028 TH w kaerze wybuchła wojna domowa, między trzema klanami. Wtedy to właśnie oddzielono murem dzielnicę krasnoludzką od terenów zajmowanych przez trolle. Nie wiemy, z jakiego powodu wybuchł spór. Niektóre legendy mówią o kontaktach Jaruga z horrorem, który to mógłby przejąć kontrolę nad iluzjonistą i celowo, przy pomocy wizerunku Thystoniusa zwaśnić trzech wielkich wodzów. Są to jednak, tylko przypuszczenia (Jak wszystko, co wiemy na temat Abo’trua). Nie jest również do końca jasny wynik walk.
Sala posiłków
Przechodzili przez zgliszcza popalonych chat i ciał z najwyższym trudem powstrzymując
się od wymiotów.
- Straszne- stwierdził Tafar.- Nie rozumiem, jak w taki sposób można traktować
swoich pobratymców!
- Ciekawe, czemu to zrobili?- Zastanawiał się Ariel.
- Trolle to głupie istoty- Dodał Jerif.- Walczą dla samej idei rozlewu krwi.
To normalne.
Milczeli dłuższą chwilę. Obserwowali w międzyczasie piękną kompozycję półmroku,
panującą w dalszych częściach kaeru. Dookoła rozciągały się tereny, na których
kilkaset lat temu mieszkały setki górskich trolli. Setki trolli, które zbudowały
Abo’trua chcąc uratować własne życie przed zgubnym atakiem horrorów a
bez ważniejszego powodu pozabijały się w walce ze sobą… Ta wersja nie
satysfakcjonowała bohaterów w żadnym stopniu. Szli. Im dalej, tym więcej szczątków
kości i zbroi poniewierało się w różnych przypadkowych miejscach. Cały ten widok
sprawiał ponure, mroczne wrażenie.
- Musieli zaciekle walczyć, skoro zniszczyli pawie wszystkie szałasy- Powiedział
Greg.- Wątpię, aby taki spór mogła wywołać byle, jaka sprawa.
- Dla trolla każda sprawa jest śmiertelnie ważna- Stwierdził ironicznie Jerif.-
Nie widzę w tej bitwie nic nadzwyczajnego. Po prostu, poszło o jakiś drobiazg
i cała trollowa część Abo’trua przeszła na tamten świat.- Elf nie doczekał
się odpowiedzi. Ponownie zapanowało milczenie, przerywane od czasu, do czasu
wyrażającym obrzydzenie chrząknięciem Tafara. Im głębiej zapuszczali się w ciemne
części kaeru, tym bardziej mroczny stawał się krajobraz wokół nich. Nie słyszeli
już nawet odgłosów myszy, które towarzyszyły podróżnikom, podczas stawiania
pierwszych kroków w trollowej kryjówce. Dopiero teraz docenili naturalność i
żywość tych dźwięków. Brakowało im tego. Cały kaer zaczynał powoli przypominać
ponure, opuszczone cmentarzysko, którego dawno już nikt nie odwiedzał. Do bohaterów
zaczynała docierać przerażająca prawda o „zbiorowym samobójstwie”
popełnionym przez gospodarzy Abo’trua. Pogrążeni w koszmarnych myślach
i złych przeczuciach weszli do szerokiego, starannie wykonanego korytarza, którego
sklepienie podobnie jak w poprzedniej komnacie wyścielały złote mozaiki ułożone
z magicznego, intensywnie jarzącego się mchu. Korytarz ciągnął się jakieś czterysta
metrów. Wyszli w gigantycznej komnacie wypełnionej ogromną ilością długich stołów.
Na jednej ze ścian pomieszczenia wisiał sięgający niemal do samego sklepienia
gobelin, przedstawiający wyszyte złotą nicią symbole trzech mieszkających w
kaerze plemion.
- Tu z pewnością spożywali posiłki- Domyślił się Ariel.- Sądząc po liczbie stołów
i ich wielkości- wszyscy mieszkańcy Abo’trua jedli posiłki jednocześnie.
- Są też mniejsze.- Słusznie zauważył Tafar, który wypatrzył w rogu pomieszczenia
około dziesięć blatów naturalnej wielkości.
- Hmm, a więc Abo’trua zamieszkiwały nie tylko trolle…- Stwierdził
Greg.
- Te pokraki miały także scenę dla swoich, pożal się Boże, trubadurów.- Dodał
Jerif wskazując palcem na kamienne wypiętrzenie umieszczone na samym środku
komnaty. W jego głosie można było odczytać pogardę.- Chodźmy. Tutaj z pewnością
nie odnajdziemy złota, ani skarbów.
W komnacie posiłków trolle zaspokajały głód. Podczas codziennych uczt ubarwianych wystąpieniami starych trubadurów (i niekiedy fikcyjnego Thystoniusa) opowiadających o czasach sprzed pogromu, mieszkańcy kaeru konsumowali liczne potrawy z nienaturalnie dużych warzyw przypominających trochę trawę, nieco rzadziej wzbogacanych mięsem. Ta niezwykła jak na trolle zmiana jadłospisu na bardziej wegetariański została wymuszona sytuacją panująca w Abo’trua. Po prostu hodowla zwierząt w warunkach panujących w kryjówce była znacznie utrudniona.
Inkubatornia
W pomieszczeniu, na południowej ścianie widniało kolejne wejście, opatrzone
spróchniałymi ze starości drzwiami. Nie były one żadną przeszkodą dla silnego
barku Tafara, który bez większego wysiłku wyważył wrota. W pomieszczeniu, większym
od jadalni, światło dawały osadzone na specjalnych stojakach kryształy świetlne.
W komnacie, nozdrza przeszywał gorzki zapach przegniłej trawy. Wszędzie porozstawiane
były ogromne, żelazne gary ustawione na dawno już wyeksploatowanych paleniskach.
- Fuj! To śmierdzi gorzej niż orkowy quaalz!- Stwierdził Tafar szybko odsuwając
głowę od, przed chwilą zbadanego gara.
- Tutaj musieli przygotowywać posiłki.- Trafnie stwierdził Ariel.- Zapach może
nie jest zbyt zachęcający, ale pamiętaj, że to nie zawsze miało taki aromat.-
Zaśmiał się lekko.
- Sądząc po zawartości garków, żyły tutaj niezwykle wegetariańskie trolle…
-Powiedział Greg, nie musząc długo czekać na odpowiedź Jerifa:
- Starożytne elfy z Shosary zwykły mawiać: Jak się nie ma, o się lubi…
- Spójrzcie- Niezbyt fortunnie przerwał mu Tafar.- Tutaj trzymali te swoje wymiociny.-
Krasnolud obserwował właśnie ogromną, niezagospodarowaną kotłami część pomieszczenia,
która ogrodzona była żelazną kratą. W środku znajdowały się zniszczone, ciemne
skrzynie. Krasnolud bez chwili zastanowienia podszedł do bramy ulokowanej w
„klatce” i stwierdził, że jest otwarta. Weszli do środka.
- Tutaj musieli magazynować żywność.- Domyślił się Greg.
- Śmierć musiała nastąpić nagle.- Kontynuował domysły Ariel.- Mieszkańcy kaeru
mieli zapasy wystarczające na przeżycie następnych kilku miesięcy, może dłużej.
- Nie sądzę, to jedzenie było raczej przyczyną zagłady kaeru. Nie jestem pewny,
czy można długo przeżyć jedząc tylko te zielska…- Ocenił krasnolud.- Całe
szczęście, że nie musiałem przeżywać takich katuszy.- Przyjaciele zaśmiali się.
Chyba pierwszy raz od wielu dni.
- Tafarze, klika wieków temu to zielsko naprawdę wyglądało zupełnie inaczej…
******
Magazyn był duży. Przyjaciele przemierzali go następne pół godziny. Po tym
czasie dotarli do większego placu, do którego prowadziły dwa kolejne korytarze.
Nie tracąc czasu na konsultacje drużyna skręciła w lewy tunel, pogrąrzając się
po chwili w niemal zupełnych ciemnościach. Ariel zapalił pochodnię. Oczom całej
czwórki ukazał się dosyć długi tunel, który jak niewiele pomieszczeń w tym kaerze
był kompletnie pozbawiony ozdób i historycznych run. Szli nim kolejne dwadzieścia
minut, aż znaleźli się w następnej nietypowej komnacie trollowej kryjówki. Wolnym
krokiem wkroczyli na piękną polanę, pełną wszelkiego rodzaju kwiatów i licznych
złocistych łanów zboża, gotowych w każdej chwili do zebrania. Zamiast skalnego
sufitu do podróżników uśmiechało się letnie, ciepłe słońce pięknie wkomponowane
w błękitny krajobraz nieba. Przed nimi natomiast, malował się bajeczny obraz
gór, do jakiego przywykli podczas ostatnich dni wędrówki.
- Wow!- Wyszeptał Tafar. W jego głosie można było odczytać pełen zachwyt i zaskoczenie.
- Piękne- Dodał Greg.- Jak to możliwe, przecież jesteśmy pod ziemią…
- Popatrzcie, tu jest wystarczająco dużo zboża, aby móc wykarmić cały Throal!-
Wykrzyknął Ariel, gasząc wodą niepotrzebną już pochodnię.- Wspaniałe, złociste
zboże. Doprawdy nie wiem, dlaczego mieszkańcy kaeru katowali się tamtymi, dziwnymi
roślinami.
- Dlatego.- Odpowiedział Jerif, po czym wykonał szybki ruch ręki, przypominający
odganianie niechcianego owada. W jedną chwilę, cały sielankowy krajobraz obrócił
się w niwecz ukazując brudną, mokrą jaskinię, w której nie było pięknego słońca,
ani bujnej trawy porastającej, miękkie poszycie. W miejscu falujących na wietrze
łanów zboża, pojawiły się wielkie donice wyścielone obrzydliwą zieloną trawą.
Powrócił smród.
- To było zbyt piękne…- Powiedział Greg.
- Mogłem się domyślić, że to była tylko iluzja.- Dodał zawiedziony Ariel.- Szkoda…
- Powróćmy do magazynu, tutaj jak widać nie ma niczego, co można by zamienić
na złoto.- Stwierdził, kompletnie niewzruszony widokiem elf, po czym obrócił
się w stronę tunelu.
- Panie Jerif.- Zawołał Tafar.- Nie wiedziałem, że zna się pan na magii…
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.- Odpowiedział tajemniczo, poznany w
Kratas elf.
Przed rozpoczęciem pogromu Jorg niewyjaśnionym sposobem zdobył od Theran nasiona nietypowej rośliny mogącej rosnąć w surowych podziemnych warunkach. Przypominająca z wyglądu trawę Solletha, posiadała wszystkie składniki odżywcze potrzebne do codziennego życia. Rzecz jasna, trollowi mieszkańcy Abo’trua nigdy nie zgodziliby się na taki jadłospis. Sprytny krasnolud znalazł jednak na to sposób. W komnacie przeznaczonej na hodowlę threańskich Solletha (zwanej inkubatornią) stworzył iluzję naturalnych warunków uprawy zbóż. Trolle myśląc, że hodują i jedzą zwyczajne zboże, naprawdę żywili się podziemną rośliną.
Ofiara Thystoniusa
Wolnym krokiem wrócili na rozwidlenie korytarzy napotkane w magazynie. Wybrali
drugi, niezbadany jeszcze tunel mając nadzieję na odnalezienie bogactw i skarbów
z pewnością nadal skrywanych przez kaer. Korytarz był tak samo ciemny i długi
jak ten prowadzący do inkubatorni. Na końcu tunelu podróżnicy napotkali pomieszczenie
niewiele mniejsze od „kuchni”. Komnata była pocięta zniszczonymi,
drewnianymi poprzeczkami dzielącymi cały teren na niewielkiej wielkości zagrody.
W pomieszczeniu unosiła się słodka woń zgniłego mięsa.
- Tutaj musieli hodować bydło.- Domyślił się Ariel.- Z pewnością były wyjątkowo
tłuste.- Dodał spoglądając na obszyty kawałami zgnilizny szkielet świni, leżącej
w najbliższej zagrodzie. Po szerszych obserwacjach bohaterowie stwierdzili,
że trolle żywili się niewielkimi ilościami kóz, baranów i świń. Zwierząt było
naprawdę bardzo mało. Podróżnicy szybko opuścili to pomieszczenie.
Powrócili znaną już, nieprzyjemną ścieżką do największej komnaty kaeru, w której
uprzednio zauważyli oznaki walk. Ponownie podążając szlakiem krwawo znaczonym
spalonymi chatami i gęsto rozsianymi szczątkami szkieletów zaczęli powoli przyzwyczajać
się do przygnębiającego otoczenia. W milczeniu obserwowali doszczętnie zrujnowane,
prymitywne konstrukcje przeznaczone do produkcji i rozprowadzania towarów niezbyt
popularnych wśród trolli. Między innymi do tego typu perełek można było zaliczyć
t’skrandzkie rzeźby tworzone przy użyciu esencji wody i grube, pięknie
zdobione, drewniane łuki o nienaturalnej wielkości.
- To wezmę na pamiątkę.- Zarekomendował dumnie Tafar, podnosząc z ziemi niewielki
wizerunek zupełnie nagiej ludzkiej kobiety, przezroczystej niczym lustro źródlanego
strumyka w ciepły, słoneczny dzień.
- Ciekawe skąd mieszkańcy kaeru posiadali t’skrandzkie rzeźby? Nie wierzę,
że sami tworzyli takie cuda…- Powiedział Ariel drapiąc lekko swoją finezyjnie
kręconą bródkę.
- Może w Abo’trua mieszkały również t’skrangi?- Domyślał się Greg.-
Nie myślisz chyba, że zdradzili tym pół mózgom swoją tajemnicę tworzenia przedmiotów
z samej esencji wody.- Czarodziej nie odpowiedział. W głębi duszy w zupełności
zgadzał się z przyjacielem. To wyglądało, co najmniej podejrzanie. Po kolejnych
kilkudziesięciu minutach mrożącego krew w żyłach spaceru po ogromnym, sprofanowanym
przez śmiertelny pomiot, cmentarzysku drużyna stanęła przed wysokim zbudowanym
z ciemnej skały budynkiem.
- Świątynia Thystoniusa.- Przedstawił Ariel spoglądając na dwa olbrzymie trollowe
posągi ulokowane po obu stronach zgrabnie poukładanych schodów prowadzących
do wejścia. Aparycja tych wizerunków niewiele różniła się od napotkanych już
„wojowniczych ozdób” na bramie prowadzącej do dzielnicy trolli.
Bez chwili wahania podróżnicy weszli do starożytnego przybytku, chcąc z bliska
zapoznać się z najważniejszym miejscem kultu pasji ukochanej przez mieszkańców
zjednoczonych klanów. Stojąc w progu zawiesili wzrok na postawnym, alegorycznym
posągu, przedstawiającym półnagiego trolla unoszącego jednym ze swych muskularnych
ramion olbrzymi miecz. Tak waśnie mieszkańcy Abo’trua wyobrażali sobie
pasję walki i męstwa. Całe, dość chłodne pomieszczenie wsparte było dwoma zasobnymi
kolumnami. Z pozoru zupełnie naturalny widok świętego, potrzebnego Dawcom Imion
miejsca, zakłócały wizerunki dwóch nadludzko wielkich szkieletów, leżących przed
posągiem.
- To były trolle.- Stwierdził po oględnej autopsji Greg.- Ten leżący tutaj zginął
prawdopodobnie od pchnięcia mieczem. Wskazywałyby na to te dwa pęknięcia żeber
na wysokości klatki piersiowej… Poza tym obok niego leży jakiś kawałek
metalu. To mogła być niegdyś niezłej roboty broń. Dlaczego jednak uległa tak
kompletnej dewastacji?
- To ta magia unosząca się w powietrzu.- Odpowiedział Jerif.- Thystonius niszczy
broń przegranych, którym nie udało się w jego przybytku, godnie reprezentować
ideałów odwagi i męstwa.- Ariel kiwnął lekko głową.
- Racja. Wszędzie tutaj powietrze aż kipi od energii.- Kucnął przy drugim trupie,
opartym o prawą kolumnę.- Hmm, drugiemu rozorano czaszkę sporym toporem, po
którym został tylko masywny trzon.
- Chyba nie chciałbym widzieć tego jegomościa w chwilę po tym wydarzeniu.- Powiedział
śmiertelnie poważnie Tafar.- Greg, czy myślisz, że trolle mogły gdzieś tutaj
ukryć swoje skarby?- Krasnolud podszedł niepewnie do posągu. Może gdzieś tutaj
ukryto złoto.- Zaczął uważnie przyglądać się niezwykłemu posągowi.
- Musieli ze sobą walczyć…- Konkludował Ariel, zupełnie bagatelizując
domysły krasnoludzkiego wojownika.
- …i wzajemnie się pozabijać- Dokończył równie zamyślony Greg.- Ciekawe,
dlaczego walczyli akurat w świątyni?
Tafar podszedł bliżej przyglądając się uważnie kamiennym, pustym gałkom ocznym
zimnego Thystoniusa.
- Pomocy…
Krasnolud odskoczył niepewnie. Spojrzał szybko na towarzyszy zaabsorbowanych
dociekaniami dotyczącymi zwłok.
- Pomocy… Pomóż mi krasnoludzie! Tu jestem…
Głos jeszcze cichszy niż poprzednio, wgryzł się ukradkiem do mózgu Tafara.
Wydawał się taki realny i… hipnotyzujący.
- Idziemy.- Usłyszał za sobą chłodny, stanowczy głos Jerifa, który zacisnął
dłoń na silnym ramieniu wojownika.
- Chodź Tafarze, nie mamy czasu na przesiadywanie w tej starej cuchnącej świątyni.
- Panie Jerif, czy słyszał pan…
- Nie.- Ale elf wcale nie patrzył na krasnoluda.
Jorg, chcąc najwyraźniej uwrażliwić dzikich mieszkańców kaeru na sztukę i piękno, sprowadził do Abo’trua niewielką ilość t’skrandzkich rzeźb wodnych, które miały posłużyć trollowym rzemieślnikom jako wzór. Nie wiemy nic o tym jakoby, ktokolwiek oprócz samych jaszczurzych Dawców Imion nauczył się produkować takie cuda. Powszechna niechęć trollowej rasy do bezużytecznych świecidełek każe raczej twierdzić, iż mieszkańcy Abo’trua nie przyjęli tej mody.
W roku 1500 TH do naszej biblioteki został dostarczony niepełny traktat mówiący o znaczącej dla losów kaeru walce rozegranej między dwoma wodzami zjednoczonych plemion- Arkanem Złowrogim (przywódca Szkarłatnych cieni) i Embargiem Niskim (przywódca Lodowych Wichrów). Podobno traktat ten odnaleziono przy zwłokach jakiegoś poszukiwacza przygód przemierzającego złowrogie ostępy Tylonów. Powyższy tekst, mimo licznych nieścisłości, daje jasno do zrozumienia, że walka wyniknęła z powodu jak to określono: „Ofiary ku czci Thystoniusa”. Podobno pasja, objawiając się wojownikom nakazała im sprawdzić swoje siły w boju. Zadeklarowała również niełaskę pokonanemu. Dalsza część traktatu mówi o obopólnym zgonie trollowych wodzów. Swoją drogą śmierć ważnych przywódców podczas aktualnie panującej w kaerze wojny domowej jest osłabieniem morali członków tych dwóch plemion. Czyżby komuś zależało na przejęciu całkowitej władzy nad trollowym schronieniem? Rzecz byłaby jasna, gdyby nie tajemnicze samobójstwo Tortilliona Żelaznego, przywódcy Niedźwiedzich Pazurów, które nastąpiło niespełna miesiąc przed feralnym pojedynkiem.
Kryształowa komnata
Wyszli ze świątyni i skierowali się na zachód w stronę kolejnego szerokiego korytarza. Szybkim krokiem ominęli trybunę bliźniaczo podobną do tej, którą widzieli zaraz po wejściu do kaeru. Przed trybuną stała nieco większa od poprzedniej ambona a za nią analogicznie obszerniejsza klepsydra. Nie przyglądali się im zbytnio. Wszyscy chcieli jak najszybciej odnaleźć złoto i bogactwa, jakie obiecywał im Jerif. Podobno, gdzieś tutaj miała znajdować się komnata wypełniona po brzegi klejnotami i złotem. Na razie jednak przyjaciele spotykali tylko śmierć i ogólnie panującą destrukcję.
Weszli do kolejnej podziemnej odnogi, która wydawała się jeszcze bardziej mroczna
od poprzednich. Osadzony na sklepieniu mech świecił dużo słabiej niż w głównym
pomieszczeniu a w powietrzu śmierć odcisnęła bardzo dostrzegalny ślad. Ariel
zapalił kolejną pochodnię.
- Tutaj chyba znajdowały się komnaty mieszkalne.- Zarekomendował przez zaciśnięte
zęby, starając się nie połykać zbyt wiele unoszącego się wszędzie kurzu.
- Tak, to są trollowe mieszkania.- Powiedział nieco żywiej Tafar, skręcając
w jeden z wielu bocznych korytarzy, jakie nagle otworzyły się przed podróżnikami
i rozciągnęły wzdłuż obydwu ścian.- O nie, zaraz zwymiotuję…- Za krasnoludem
do komnaty wbiegli pozostali szybko rozumiejąc, co wojownik miał na myśli. Na
zlepionym z gliny, nietypowym łóżku leżały prawie rozłożone zwłoki, z których
obficie zwisało cuchnące mięso.
- To wygląda tak, jakby rozłożyło się przedwczoraj.- Ocenił wyraźnie porażony
widokiem Greg.
- Biedna (chyba)kobieta…- Dodał pod nosem Ariel.- Musiała bardzo cierpieć.
Spójrzcie na te leżące na ziemi płaty skóry. Chyba chorowała… lub została
obdarta ze skóry.- Koncepcja czarodzieja odbiła się na plecach towarzyszy obfitą
gęsiom skórką. Jerif podszedł do skąpych, glinianych mebli, obsianych niezbyt
wartościowymi drewnianymi przedmiotami, typu łyżki, korale itp.- Mieszkańcy
nie byli zbyt bogaci.- Stwierdził- Naprawdę, nie mam pojęcia, po, co im te wszystkie
klamoty.
- Może lubili, kolekcjonować takie rzeczy.- Powiedział bez większego przekonania
Tafar.
- Niewielkie, jednokomorowe mieszkania.- Przedstawił fachowo Greg.- Trzeba przyznać,
że nawet jak na kaer, nie mieli tutaj luksusowych warunków.
- Oj, nie mieli…- Dodał w zamyśleniu Ariel.
Przez pełne dwie godziny przyjaciele zwiedzali pogrążone w śmierci i rozpaczy
trollowe domostwa, niemal w każdym znajdując makabrycznie wyglądające zwłoki.
Mieszkania, różniły się rzecz jasna wielkością, która zależała zapewne od liczebności
rodziny. Poza tym, jednak, wszystkie komory były do siebie podobne jak dwie
krople wody.
- Nie ma, nigdzie nie ma żadnego wejścia do skarbca!- Krzyknął z wyrzutem Greg
wchodząc do ostatniego, pustego pomieszczenia, w którym czekali już na niego
pozostali towarzysze. Na skalnej ścianie komnaty, jego uwagę przykuła złota
tarcza opatrzona wizerunkiem rozwścieczonego trolla.
- I co dalej panie Jerif?- Spytał równie zdenerwowany Tafar.- Gdzie są te niezliczone
bogactwa, które nam pan obiecywał? Nie powiesz chyba, że się myliłeś?- Ariel
nicniż nie mówiąc, spojrzał wymownie na elfa.
- Nie, nie myliłem się.- Odpowiedział bezczelnie Jerif.- Jesteśmy właśnie na
miejscu.- Oznajmił dumnie.- Nie zawiodłem was.
- Co? Czy ty z nas kpisz!?- Wybuchnął niespodziewanie Greg.- Nie myślisz chyba,
że jesteśmy skończonymi idiotami, ryzykującymi życiem bez potrzeby. Tutaj nie
ma nic wartościowego. Słyszysz? NIC. Nawet ta tarcza na ścianie jest pewnie
gówno warta!
- Ta tarcza na ścianie…-Przerwał mu spokojnie Jerif, zupełnie niewzruszony
uniesieniem.- Przyjrzyj się jej uważnie.- Greg ucichł na chwilę i przykuł spojrzenie
do dużego, złotego wizerunku trolla przytwierdzonego do skały. Tarcza drgnęła.
Nagle uszy wszystkich w pomieszczeniu zaskoczył unikalny nieprzyjemny dźwięk
metalu trącego o niezwykle twardy kamień. Kiedy wizerunek trolla wykonał pełny
trzystusześćdziesięcio stopniowy obrót, ściana zatrzeszczała i zaczęła lekko
rozsuwać się na boki, tworząc wspaniałą, monumentalna kurtynę, ukazującą zapierający
dech w piersiach widok.
Komnata była cudowna. Ściany i sufit pokrywały delikatnie jarzące błękitem
kryształy. Na środku pomieszczenia, obsypana dookoła złotem widniała okazała,
obszyta marmurem fontanna, z której szczytu spoglądał na bohaterów złowrogo
kamienny Gargulec.
- Piękne!- Zawołał kompletnie oślepiony i zszokowany widokiem Tafar. Krasnolud
zanurzył się w pierwszej, większej kupce złota, snując już w myślach rozrzutne
plany spożytkowania nowo nabytego majątku.
- Nasze wysiłki, jednak nie spełzły na niczym… Zawsze marzyłem o takiej
fortunie!- Zwierzył się szczerze pałający szczęściem Ariel.- To wspaniałe!
- A ja myślałem…- Zaczął Greg, po czym zamarł.
- A, więc to jest już koniec naszej podróży.- Wyszeptał swoim jak zwykle spokojnym
głosem Jerif, który nie był tym samym elfem, jakiego drużyna poznała w Kratas.
Ariel spojrzał ukradkiem w lustro wody znajdującej się w fontannie i pojął…
Pojął ich straszny błąd.
- Widzicie, kiedy zabijałem tych wszystkich głupców nie mogłem zrozumieć skąd
w sercach Dawców Imion bierze się współczucie dla tak głupich istot …
Dzięki wam zrozumiałem- Z naiwności.
Podczas budowy Abo’trua natrafiono na duże skupisko magicznego kryształu. Podobno potraktowano ten fakt jako znak od pasji i zbudowano tam specjalny, ukryty przed niepożądanymi oczyma skarbiec, w który mieszkańcy kaeru trzymali zdobyte podczas wieloletniej łupieżczej działalności złoto. Wiemy również, że w tajemniczej komnacie (na poziomie astralnym oczywiście) znajdowała się niewielka szczelina prowadząca na płaszczyznę żywiołu wody. W miejscu przejścia zbudowano okazałą fontannę.
Teoria zagłady…
Dokładnie nie wiemy, dlaczego Abo’ trua upadło. Być może powodem destrukcji była wojna domowa, której źródła zostaną prawdopodobnie bezpowrotnie zatopione w głębokim oceanie domysłów i spekulacji. Posiadane przez nas materiały każą brać raczej pod uwagę ingerencję horrora. Wiele wypadków w długowiecznej historii kaeru może mieć swoje źródło w tajemniczych manipulacjach złowrogiej bestii. Dostarczone do naszej bibliotek notatki słynnego Jorga Bystrego- głównego stwórcy kaeru, pozwalają twierdzić, że w pewnym schyłkowym już okresie „życia” Abo’trua, gorliwy wyznawca Upandala został naznaczony i opętany przez jakąś astralną istotę. Nie możemy jednak gwarantować autentyczności owych zapisków. Z kolei inne dokumenty dają jasno do zrozumienia, iż w Abo’trua nastąpiło coś na wzór astralnego pojedynku, między wielkim iluzjonistą a czymś. Czy mamy podstawy twierdzić, że była to próba pokonania zagrażającej kaerowi bestii? Możliwe. Niestety nie jesteśmy w stanie jasno określić wyniku tych walk. Throalscy magowie uważnie śledzący wszystkie magiczne odchylenia występujące na terenie całej skażonej Barsawii, doszli do wniosku, iż żadna ze stron nie poległa absolutnie. Niektórzy z mądrych twierdzą, iż horror uwięził astralną formę Jorga. Na tym jednak racjonalne domysły się kończą. Inni, ci bardziej przesądni i bojaźliwi, głoszą teorie jakoby potwór, który zniszczył Abo’trua, nadal wabił do swojej kryjówki nieostrożnych dawców imion i tam ujawniając swoją straszną, prawdziwą formę żywił się ich bólem, strachem i agonią. Trudno powiedzieć, czy te przypuszczenia są prawdziwe. Nie jesteśmy nawet pewni, czy jakikolwiek podróżnik powrócił z wyprawy w kierunku tajemniczego, trollowego kaeru. Jako niepoprawni ignoranci moglibyśmy oczywiście stwierdzić, iż nieszczęśników rozszarpały dzikie zwierzęta, licznie zamieszkujące Tylony. Jednak jako realiści i dążący do prawdy historycy wiemy, że jest to wersja wysoce nieprawdopodobna…
Paweł „Gilbert” Świątek
Ocena 3-/7 |
Emil "Rheged" Strzeszewski |
2005-01-28 |
Nie o takie prace mi chodziło, nie lubię takich prac czytać, utrudniają tylko MG robotę, są nieprzyjazne. To miał być konkurs na materiał źródłowy a nie opowiadanie. Dla mnie duży minus, praca nie trafiła w ramy mojego pojęcia ED. Co prawda nie mogę odmówić jej przydatności i świeżości, ale to jednak nie to. |
Przeciętnie 3/7 |
Tomasz 'kaduceusz'
Pudło |
2005-01-28 |
Stylizowany na notatki uczonego opis historii kaeru przeplatany opowiadaniem o losach drużyny adeptów, która doń zawędrowała. Ładnie to wygląda, bo Mistrzowi Gry czyta się miło, a i jednocześnie można podciągnąć klase wyżej opowiadanko, które samo w sobie wyglądałoby delikatnie mówiąc tak sobie. Niestety po bliższym zapoznaniu się z tekstem jestem zawiedziony. Opowiadanie jest prozaiczne, z zakończeniem przewidywalnym do bólu. Sam tekst napisany przez naukowca jest w moim odczuciu wewnętrznie sprzeczny [skąd wie co się wydarzyło w kaerze, skoro za chwilę pisze, że nikt tam nie dotarł?]. Bohaterowie nie są do końca rozróżnialni dla kogoś, kto podczas czytania nie zwraca uwagi na imiona [dzięki czemu nie irytuje go adept Ariel, z nowymi magicznymi globulkami, które sprawią, ze twoja zbroja zalśni raz jeszcze]. Ich dialogi przywodzą na myśl nieco znudzonego przewodnika oprowadzającego wycieczkę po zatęchłej jaskini. Brak w nich odpowiedniego dramatyzmu, za dużo wyrażeń z języka codziennego, potworków stylistycznych i ortografów. Dobrze pomyślane, ale z wykonaniem gorzej. Bardziej ostro rzecz ujmując: raczej nieużyteczny i sztampowy przerost formy nad treścią. Werdykt [zawyżony, bo czuję sympatię do autora ;-]: |
Moja ocena 6/7 |
Radosław "Wendigo" Scheller |
2005-01-28 |
Mój faworyt. Choć nie pozbawiona błędów i pewnych niedoskonałości
jest to najciekawsza i zarazem najbardziej „earthdawnowa” ze wszystkich
prac. Przynajmniej w moim odczuciu. Co prawda można by się czepiać gdzieniegdzie stylu i wpadek językowych, tudzież merytorycznych („Wow!- Wyszeptał Tafar”- zwyczajnie mnie rozbroiło- to barsawiański czy angielski?:D) ale w ostatecznym rozrachunku zawarte tu pomysły sa najciekawsze a sam kaer wydaje się być wprost stworzony do eksploracji przez żadnych przygód herosów. Niesamowita lokacja – (górskie szczyty i wrota ukryte za wodospadem – po prostu bomba!), mnogość atrakcji czekających na bohaterów - zarówno tych przyjemnych (kryształowa komnata i t’skrangowe błyskotki) jak i tych mniej przyjemnych (tu najbardziej do gustu przypadł mi żywiołak Kabora).Autor ujmując całość w postaci opowiadania bardzo dobrze zaznaczył tez przeżycia jakie towarzyszą śmiałkom w chwilach przemierzania podziemnego miasta- na przykładzie Abo’truy wyraźnie można zobaczyć ,iż większość kaerów to zbiorowe mogiły a nie kolejne dungeony do zwiedzania. Jednak to,co najbardziej mnie urzekło to fakt, iż zamiast logicznego i dopracowanego w szczegółach opisu – jak w przypadku ‘Posagu raggoka” – autor postawił przede wszystkim na niezwykłość i nie bał się popuścić wodzy wyobraźni. Dzięki temu, kaer Abo’trua najbardziej pasuje do pełnego magii i legend świata Przebudzenia Ziemi. |