» Recenzje » A Dance with Dragons - George R.R. Martin

A Dance with Dragons - George R.R. Martin


wersja do druku

A miało być tak pięknie

Redakcja: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

A Dance with Dragons - George R.R. Martin
"Za parę dni, proszę pana, to się dopiero zacznie: wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy… ". Wszyscy liczyliśmy na to, że A Dance with Dragons okaże się godną kontynuacją poprzednich tomów – zwłaszcza trzech pierwszych, bo Uczta dla wron mogła budzić mieszane uczucia. W dodatku wywiady, wizyty i autografy rozpoczęły się już latem, kiedy George R.R. Martin zawitał do Polski, co razem z serialową ekranizacją Gry o tron przyczyniło się niebagatelnie do roziskrzenia czytelniczych nadziei. Z tym większym żalem skonstatowałem po lekturze, że Pieśń Lodu i Ognia dopadła choroba, która zniszczyła już wiele cykli fantasy.

Z początku jest dobrze i przez jakiś czas trudno dostrzec oznaki nieszczęścia. Prolog, w którym narratorowi użycza oczu Varamyr Sześć Skór, przedstawia zręczną minihistorię, a ponadto można w nim znaleźć cenne sugestie dotyczące dzieci Eddarda Starka. Inicjalne rozdziały Tyriona, Jona i Daenerys – skądinąd legalnie dostępne od lat w sieci – również zapowiadają ciekawy rozwój zdarzeń. I wreszcie: pierwszy z fragmentów skupionych na Reeku należy do najodważniejszych w całej książce, przez co nie pozostawi czytelnika obojętnym; ceniąc pisarską śmiałość, poczytuję to za zaletę.

Niestety potem robi się gorzej. Martin grzęźnie w wątkach pobocznych i postaciach trzecioplanowych, wyciąga z kapelusza nowych bohaterów, a starym każe brać udział w niekończących się komplikacjach fabularnych. Pojedyncze rozdziały o znakomitej dramaturgii (między innymi Cersei, Daenerys i Jona, przy czym wątek tego ostatniego – jako jeden z nielicznych w książce – spodobał mi się w całości) boleśnie różnią się od tych przeciętnych, niewnoszących wiele ani do przebiegu akcji, ani do charakterystyki głównych bohaterów. Jeden z wątków można było bez wahania wyciąć – książka tylko by zyskała; parę innych wyraźnie prosi się o skrócenie. Równocześnie tekst cierpi na syndrom nadmiernego mnożenia cliffhangerów, a niektóre zwroty akcji (zwłaszcza w końcówce) sprawiają wrażenie wymuszonych. Czasami chciałoby się zapytać, czy pisarz nie konstruuje akcji na zasadzie zaprzeczania najczęstszym oczekiwaniom fanów; taka strategia nie rokowałaby dobrze dwu ostatnim częściom tej opowieści. O ile na dwóch się skończy.

Na szczęście w A Dance with Dragons wciąż dostrzegalna jest pisarska wyobraźnia połączona ze zmysłem narracyjnym. Westeros (i nie tylko, gdyż znaczna część akcji nadal dzieje się na Wschodzie) zachowuje spójność, mieniąc się blaskiem coraz liczniejszych detali, a opisy żeglugi w zatrutej krainie, kary spotykającej królową Cersei czy samotnych refleksji Daenerys dobrze świadczą o stylistycznych umiejętnościach Martina. Amerykański autor nie porzucił też skłonności do żonglowania prawdą, takich jak wprowadzanie w tekst wieloznacznych proroctw, prezentowanie historii z perspektywy niewiarygodnych narratorów oraz umieszczanie ważnych informacji między wierszami. Chwała mu za to, bo to między innymi dzięki tej cesze Pieśń Lodu i Ognia wciąż przewyższa większość prostodusznych powieści fantasy.

A co z kolejną sztandarową zaletą Martinowskiego cyklu, czyli sposobem konstruowania bohaterów? Reprezentują oni tutaj różne stadia procesu, przez który przechodzi w trakcie całej sagi wiele postaci: traktowanie świata z naiwnym idealizmem, zagubienie spowodowane dramatycznymi zdarzeniami, głęboki kryzys zakończony załamaniem albo stabilizacją nowej tożsamości, stopniową ewolucję utrwalonych cech charakteru. Żałuję tylko, że jeden z bohaterów przechodzi zbyt gwałtowną transformację – temu wątkowi akurat nie zaszkodziłoby wydłużenie – inny zaś zmienia się w sposób, który przeczy jego wcześniejszemu rozwojowi. Generalnie jednak ten aspekt powieści oceniam in plus, przy czym w ogólnym rozrachunku bardziej przypadła mi do gustu konstrukcja postaci drugiego planu niż historie trójki głównych bohaterów (łatwo ich rozpoznać: otrzymali łącznie do dyspozycji bodaj połowę rozdziałów).

Nie mam wątpliwości, że to najgorszy z dotychczasowych tomów. Dzięki narracyjnemu warsztatowi Martina oraz dość przekonującym postaciom pozostaje on przyzwoitą literaturą, lecz zawodzi fabularnie, co w wypracowanej przez autora konwencji jest przejawem poważnego niedomagania. Jeżeli również czytaliście entuzjastyczne recenzje na blogach i w księgarni Amazon, to nie dajcie się zwieść – po znakomitej części trzeciej twórca Gry o tron coraz bardziej obniża poziom. Domyślam się jednak, że i tak kupicie lub przynajmniej pożyczycie książkę, żeby poznać dalsze losy starych znajomych. Mnie samego George R.R. Martin nie zniechęcił do tego stopnia, abym zrezygnował z nabycia Winds of Winter, kiedy zaś wreszcie przeczytam i ten tom (oby wcześniej niż za pięć lat), na odwrót będzie już za późno. Ale czy musi być tak źle? Może pisarz odkryje lek na dręczącą cykl przypadłość, a liczne cliffhangery znajdą w kolejnej części satysfakcjonujące rozwiązania?

Tego wam i sobie życzę.


W dyskusji pod tekstem pojawia się wiele spoilerów. Jak dotąd (wtorkowe przedpołudnie) autorzy komentarzy konsekwentnie oznaczają spoilery na początku swoich wypowiedzi, ale na wszelki wypadek ostrzegamy przed nimi już tutaj.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
7.06
Ocena użytkowników
Średnia z 8 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 4
Obecnie czytają: 1

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: A Dance with Dragons
Cykl: Pieśń Lodu i Ognia
Tom: 5
Autor: George R.R Martin
Wydawca: Harper Voyager
Data wydania: 12 lipca 2011
Liczba stron: 1040
Oprawa: twarda
ISBN-13: 978-0002247399
Cena: 25,00 £



Czytaj również

Taniec ze smokami, część 2 - George R.R. Martin
O triumfie wodolejstwa nad akcją
- recenzja
Świat Lodu i Ognia
Ogień i Lód
- recenzja
Taniec ze smokami, część 1 - George R.R. Martin
Wstęp do kontynuacji rozwinięcia
- recenzja
Nawałnica mieczy - George R.R. Martin
Stal, śnieg, krew, złoto i cała masa trupów
- recenzja
A Song of Ice and Fire Roleplaying, Pocket Edition
Czego zabrakło w systemie osadzonym w świecie George'a R.R. Martina?
- recenzja
Porozmawiajmy o fan fiction. Część 3
Po co właściwie ludzie piszą fiki? Pytanie o motywacje

Komentarze


Repek
   
Ocena:
0
Nie czytam ani słowa z powyższego, bo sam właśnie jestem 30 stron od końca. :) Polemika lub gromkie +1 dziś w nocy lub jutro rano. :D

A polecankę w ciemno. :D

Pozdro
21-11-2011 19:14
WekT
   
Ocena:
+2
i 1000 stron, to już przesada, bo ostatnie tomy to ja już czytałem fragmentami, nie wiem czy sięgnę i szkoda, że recka potwierdza zniżkę poziomu bo początek był fajny, ale odkąd namnożyło się wątków co raz mniej mi się chciało to wszystko ogarniać zwłaszcza że wiele postaci jest mało interesujących a przynajmniej takie są rozdziały o nich.
21-11-2011 19:47
~Sc

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+3
Uprzedzałem, że szału nie ma a nawet jest dość biednie ;P

Faktycznie po świetnym prologu człowiek spodziewa się podobnego poziomu w reszcie książki a tu figa z makiem (oprócz kilku wyjątków). Do zarzutów bym dorzucił niepotrzebnie mocne rozwleczenie niektórych wątków itd. Gdyby Martin się zebrał w sobie i oszczędził miejscami nic nie wnoszącego wodolejstwa to książka mogłaby być sporo krótsza nie tracąc nic z fabuły, a IMO wręcz by zyskała, a jeśli postawił sobie za punkt honoru nie wypuszczać nic krótszego niż 1000 stron to mógł spokojnie poszerzyć kilka wątków które są potraktowane wręcz po macoszemu (np. Jaime), o ile ten jeden rozdział można wątkiem nazwać.

Szkoda że autor recenzji tak strasznie stara się unikać spoilerowania że poszedł aż za daleko w nie ujawnianiu niczego. Naprawdę jakbyś dodał imienia bohaterów w kawałku "...Żałuję tylko, że jeden z bohaterów przechodzi zbyt gwałtowną transformację – temu wątkowi akurat nie zaszkodziłoby wydłużenie – inny zaś zmienia się w sposób, który przeczy jego wcześniejszemu rozwojowi..." to raczej byś nie zepsuł nikomu lektury a tak to jestem ciekawy czy myślisz o tych samych co ja (stawiam że mówisz o Victarionie i Tyrionie) :)

A tak z ciekawości. We wczesnych rozdziałach Jona nie przeszkadzała Ci ich wtórność? Przecież praktycznie to to samo co W "Uczcie" tylko napisane z POV Jona a nie Sama. I zmiana punktu widzenia praktycznie nic nie wnosi, oprócz nabicia kilkudziesięciu stron dialogami i akcjami które już znamy i to z pierwszej ręki (czy też oczu).

Pozostaje mieć nadzieję że do wypuszczenia "winds of winter" Martinowi wróci forma, i że nie będziemy musieli na to czekać kolejne 6 lat.
21-11-2011 21:32
Scobin
   
Ocena:
0
Dzięki za komentarze!


repek

I co, i co, i co? ;-)


@~Sc, kimkolwiek jesteś :)

1. Rzeczywiście można mieć wątpliwości, czy nie idę zbyt daleko w unikaniu spoilerów. Mimo to jednak myślę, że lepiej było powiedzieć za mało, niż za dużo, zwłaszcza przy takiej książce. :)

[spoilery poniżej ;-)]

Myślałem o Theonie i Daenerys. W przypadku Tyriona byłbym skłonny się zgodzić, natomiast jeśli chodzi o Victariona, to mam wrażenie, że prowadzenie tej postaci jest konsekwentne.

2. Masz rację, powtarzanie w początkowych rozdziałach Jona (nie pamiętam już dokładnie, ile to zajęło miejsca) tego, co już wcześniej zobaczyliśmy oczami Sama, było słabe. Natomiast już w pierwszym rozdziale bardzo spodobało mi się napięcie pomiędzy Snowem, Stannisem i Melisandre, zapowiadające przebieg dalszych relacji między tymi postaciami.
21-11-2011 21:49
Repek
   
Ocena:
+1
@Scobin - noc oznacza tak gdzieś koło 4-5 AM. :)

Pozdro
21-11-2011 22:13
MorfiQ
   
Ocena:
0
Szkoda tylko, że Polska okładka nie będzie utrzymana w stylu poprzednich. Chyba, że się mylę to mnie wyprowadźcie z błędu :)
22-11-2011 00:01
~Sc

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
@Scobin
Ahh jestem tylko niezarejestrowaną duszą która czasami lubi dorzucić swoje trzy grosze ;)


Uwaga spoilery (żeby nie było)

No tak zapomniałem że pod koniec poprzednich tomów Dany wyhodowała coś na kształt kręgosłupa (szkoda że tak kruchego) i jej nie wziąłem pod uwagę. Co do Theona to IMO ilość rozdziałów jest optymalna, transformacja jest gwałtowna bo i doświadczenia przez które przechodzi są gwałtowne (delikatnie mówiąc). Vicarion za to idzie ścieżką ulubioną przez Martina jeśli idzie o niektóre postacie tzn. dołącza do radosnej gromadki która powinna być zamknięta w luksusowej posiadłości z pokojami o ścianach obitymi materacami (jak będzie miał farta może dostanie pokój obok Cersei ;) ), a nic w poprzednich tomach tego nie zapowiadało (albo już słabo je pamiętam), pomijając obsesje na punkcie brata to był w dość dobrym mentalnym stanie (a przy takim bracie kto by nie miał obsesji?).

koniec spoilerów


@MorfiQ
Zgadza się, nie będzie. Dzięki temu genialnemu zabiegowi obecnie na rynku będą już 3 wydania krążyły, z czego żadne nie jest pełne (w tym starym brakuje najnowszego tomu, w serialowym jest na razie jedna wydana, z resztą pewnie czekają na kolejne sezony, i w nowym jest tylko 'Taniec') brawo.
22-11-2011 00:57
Scobin
    Spoilery poniżej!
Ocena:
0
Spoilery poniżej!

Według mnie Theon zbyt szybko radzi sobie z praniem mózgu, które mu zafundowano. To mu powinno zająć wiele miesięcy, jeśli nie lat.

Natomiast co do Victariona, to mam wrażenie, że pod względem skłonności do okrucieństwa nie różni się zbytnio od wielu innych Greyjoyów, tylko po prostu do tej pory nie widzieliśmy go w akcji. Cytat na potwierdzenie:

His brother, Euron, seduced and impregnated his second wife, which drove Victarion to beat her to death to retain his honor.
22-11-2011 01:19
~Sc

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Spoilery krakenowe

Hmm przy Theonie skupiliśmy się na innych rzeczach. Ty na pokonaniu prania mózgu ja na tym że Bolton wbił mu trochę empatii i troski o innych (widocznie uciął mu cześć ciała odpowiedzialną za wielkość ego). Co do szybkości przełamania zafundowanego szkolenia masz racje, szczególnie że wcześniej nie okazywał jakiejś wielkiej odporności psychicznej i niezłomności umysłu.

Victarion był agresywny. Ale jednak jest pewna droga od zbrodni w afekcie (do tego umotywowanej kulturowo) a całkowitego zatracenia się w szaleństwie (ahh ten zbawienny wpływ religii. Jedna była wystarczająco pokręcona ale wyznawanie dwóch? To nie mogło skończyć się dobrze).
22-11-2011 01:34
Siman
    @~Sc
Ocena:
0
To co robi Zysk ze swoimi okładkami w ogóle woła o pomstę. Jak na tak duże wydawnictwo mogli trochę podnieść standardy i wprowadzić jakąkolwiek konsekwencję. Gra o Tron to już w ogóle porażka: każdy kolejny tom ma się nijak do poprzedniego.
22-11-2011 01:35
Repek
   
Ocena:
+3
Here be da spoilerz.

SERIO, POTĘŻNE.

Zabawnie się złożyło, że dziś skończyłem lekturę. :)

Parę refleksji ode mnie, żeby sobie to wszystko ułożyć.

1. Ogólnie zgadzam się z recką. To nie jest IMO najsłabszy tom, ale po prostu naturalny efekt wyborów, które podjął GRRM. W chwili, gdy to przestała być saga o Starkach i Lannisterach, konstrukcja po prostu się zaczęła sypać.

2. Największa wada to te nieszczęsne postaci drugoplanowe pokroju Quentyna M. Sztuczne rozpychanie książki i totalny brak konsekwencji, która była ogromną zaletą w pierwszych tomach. Szkoda. W efekcie cliffhangery nużą, bo rozciągnięta na pierdyliard postaci fabuła snuje się niemożebnie.

3. Tempo. Jak dla mnie w powieściach nie muszą ciągle się bić i ganiać z mieczami. Zresztą, co zabawne, w DoD praktycznie nie ma walk! :) Ale coś się musi dziać. A tutaj musi minąć 1000 stron, żeby coś się stało z Dany. Ta postać zawsze była niemożebnie nudna i irytująca, ale tutaj wspina się na wyżyny. Tylko wątek Barristana i przybycie na wschód postaci z zachodu ratuje tę 1/3 książki.

4. Żeby nie było samego marudzenia, bo czytało mi się tę telenowelę bardzo dobrze. Tak jak każdą telenowelę, w którą człowiek wsiąknie. Wiecie - syndrom Losta, gdy już obejrzało się za dużo, by zawrócić.

Jon - super. Jedyny bohater podejmujący autonomiczne, ryzykowne decyzje. Mam nadzieję, że jego "problemy" nie oznaczają ostatecznego końca powieści. Bez niego ta powieść nie ma sensu.

Reek - dla mnie ekstra, najlepszy wątek tomu. Też nie zgadzam się ze Scobinem. Argument o psychologicznej wiarygodności mnie nie przekonuje. To nie jest powieść realistyczna. GRRM wystarczająco mocno przeczołgał Reeka, żebyśmy uwierzyli pod koniec w jego decyzję [zresztą trochę wymuszoną]. Obok Jona to zresztą jedyny bohater, którego wątek został jakoś w tym tomie opowiedziany od punktu do punktu.

Tyrion - to się po prostu zawsze dobrze czyta. I tyle, bo niestety niewiele więcej o opisie wycieczki krajoznawczej można powiedzieć.

Bran - za mało. Najbardziej magiczny i najbardziej ciągnący kosmiczny wymiar sagi wątek skończył się tak szybko, że nawet nie zdążył się rozkręcić. GRRM chyba złapał się na tym, że napisał już za dużo na tym polu i trzeba trochę odczekać.

Smoki - żadne tam heroic fantasy mounty na gwizdnięcie. Trochę było mi żal Q., ale cała koncepcja imo się broni.

Słowem - też będę czekał na kolejny tom. A całości sagi chciałbym doczekać przed czterdziestką. :)

Pozdrawiam
22-11-2011 03:13
Magharon
   
Ocena:
+2
Z jednej strony fajnie bo to moja pierwsza, tak obszerna książka przeczytana w oryginale, ale z drugiej straszna słabizna. Przemęczyłem się, tekst można byłoby skrócić co najmniej o połowę. Najbardziej rozwalił mnie jeden z rozdziałów o Stannisie, którego treść da się streścić w jednym zdaniu: napadało dużo śniegu i zasypało armię, więc z braku zapasów musieli zjeść własne konie!

Mega Spoiler, tylko dla tych co już przeczytali.

Naprawdę nie zrozumiałem idei zamachu na Jona, trzeba było to zrobić zanim Straż wpuściła dzikich za mur, wtedy to miałoby jeszcze jakiś sens. Sojusz z dzikimi opierał się tylko i wyłącznie na osobie Jona. Więc jego zabójstwo doprowadzi do rzezi Nocnej Straży i przejęcia muru przez Tormunda,nie mówiąc o królowej Stannisa. Nie rozumiem tego założenia, chodziło o zasadę że ktoś ważny musi zginąć w każdym tomie? Nudy, jak przeczytałem scenę zamachu byłem po prostu zniesmaczony. No ale zapewne pojawi się motyw ożywiania przez czerwonych kapłanów, ja to miało miejsce już wcześniej i Melisandre się poświęci, albo tylko użyczy części swojej mocy.

Najsłabszą częścią tej książki jest jej przewidywalność. Szczerze to nie polecam,ani kupna, ani czytania. Już wolałbym żeby mi ją ktoś opowiedział.
22-11-2011 08:59
Scobin
    Spoilery poniżej i powyżej
Ocena:
0
Spoilery poniżej (w całym komentarzu)

@Sc

Nie odniosłem takiego wrażenia podczas lektury, ale nie wykluczam, że masz rację co do gwałtowności przemiany Victariona (ha, w jakimś sensie byłby to podobny wątek jak przy Theonie). Na pewno można to tak odbierać. :-)

Co do Theona, to po namyśle stwierdzam, żę sprawa w sumie nie jest taka jednoznaczna (zob. odpowiedź dla repka poniżej).

@repek

Odpowiem tylko tam, gdzie opinie nam się rozchodzą (albo na to wygląda).

Ad 2. Tutaj chyba się zgadzamy, tylko postacie, które Ty nazwałeś drugoplanowymi, ja określiłbym mianem trzecioplanowych. Ale to kwestia dość umowna. :-)

Ad 4. Po pierwsze, wątek Reeka jest świetny. Po drugie, możesz mieć rację: to nie tyle konstrukcja tego wątku jest błędna, ile raczej pokazuje ona jaskrawie, że GRRM wcale nie jest pisarzem specjalnie realistycznym (o czym zresztą rozmawialiśmy przy innej okazji) i nie do końca o to w całym cyklu chodzi.

Magharon

Chyba faktycznie zamach trzeba było przeprowadzić "przed" (trudno sobie wyobrazić takiego asa w rękawie, który pozwoliłby teraz zamachowcom opanować sytuację na Murze). Ciekawe, jak Martin z tego wybrnie w szóstym tomie.
22-11-2011 10:14
karp
   
Ocena:
+3
Brawo za reckę, przedstawienie swojej oceny wraz z czytelnym umotywowaniem bez jednoczesnego spojlerowania, to niezła sztuka.

@ Repek
"A całości sagi chciałbym doczekać przed czterdziestką. "
Doczekasz, tyle, ze niekoniecznie przed własną ;)
22-11-2011 10:16
Repek
   
Ocena:
+2
@karp
Też Cię pozdrawiam. :P

SPOILERY

Tak zwana "Sprawa Jona".

Ale co znaczy "należało dokonać zamachu wcześniej"? To nie jest realnie istniejący świat, gdzie można roztrząsać to w kategoriach jak przy walce z terroryzmem czy usuwaniu dyktatorów w Afryce Płn.

Wątek Jona jest akurat zrobiony świetnie. Wszystko mu się udaje, aż do momentu, w którym cios zrobi najmocniejsze wrażenie. Po prostu miarka się w pewnym momencie przebiera, a kluczowe - moim zdaniem - jest to, że Jon jednak łamie śluby. Dzicy to wciąż obrona Królestwa [sam Jon mówi, że w przysiędze nie ma nic o Dzikich]. Ale Jon łamie po prostu zbyt wiele tradycji i na końcu własne śluby [decydując się jechać po Boltonów].

Jon buduje domek z kart, który w pewnym momencie się rozsypuje. Ale zostawia bardzo dużo zagranych kart. Na Murze zawsze było ciekawie i zapowiada się, że dalej będzie.

Pozdro
22-11-2011 13:12
~Sc

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+3
[spoilery poniżej – przyp. Scobina]

@repek
Zgadzam się z Tobą jeśli idzie o Jona.W pewnym momencie po prostu przegiął pałę i konserwatywni bracia po prostu chcieli go sprzątnąć za wszelką cenę. Dochodzi do tego jeszcze to że odesłał wszystkich którzy byli mu lojalni i w najbliższym otoczeniu zostali sami niezadowoleni. Ale nie ma co się martwić, Martin na pewno to ustawił tak aby Meliasndre mogła mu teraz dać ognistego buziaka z języczkiem, który będzie tak ożywczy że obudzi się jako Azor Ahai z płonącym Długim Kłem w ręce i cała północ się zjednoczy przed jego majestatem ;P
22-11-2011 13:29
Repek
   
Ocena:
+1
@Sc
Oznaczaj spoilery. :)

Spoilery i broilery

Można oczywiście spekulować, co będzie dalej. Ciekawy jest np. list, który dostał Jon. Ile w nim prawdy?

Swoją drogą DwG jest serio mało zaskakujący. 1000 stron prawie i może z 3-4 motywy, po których uniosłem brew i serce lekko zabiło [Mance Rayder żyje, finał Jona, powrót Reeka... i więcej grzechów nie pamiętam]. :)

Pozdro
22-11-2011 14:08
~Sc

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Oż w mordę smoka. Przepraszam zagalopowałem się, mam nadzieje że ludzie się domyślą że odpowiedź na coś oznaczonego jako spoiler to też spoiler.

Uwaga spoilery

Naprawdę finał Jona i powrót Manca zza grobu cię zaskoczyły? Przecie to że Koszula to nie Koszula było dość mocno sugerowane, a jakiż to tajemniczy dziki mógłby się ukrywać? A to że coś się stanie Jonowi było wiadomo od momentu kiedy zaczęły się niepokoje czyli od początku książki. Pytaniem było co mu się stanie (do momentu aż Meli zaczęła paplać o sowich wizjach) ;)

Bardziej mnie zaskoczył powrót smoczątka do Westeros (a raczej to że żył) bo wyciągnięcie tego bohatera było tak z czapy że totalnie nie spodziewałem się takiego taniego chwytu.
Albo to co spotkało Kevana. Sądziłem że opozycja ucieknie się do innych metod.
22-11-2011 14:48
karp
   
Ocena:
+1
"Swoją drogą DwG jest serio mało zaskakujący"
DwG?
Dance with George :)
22-11-2011 14:50
Scobin
   
Ocena:
0
@Karp: Dzięki!

@Sc: Pozwoliłem sobie dodać na początku Twojego komentarza krótką notkę o spoilerach (z adnotacją, że to ode mnie), przy polskiej premierze Martina chcę być hiperostrożny. :)

Spoilery

@repek: Wydaje mi się, że to, co piszesz o Jonie, ma sens, kiedy przyjmiemy, że zamachowcy zaatakowali Jona nie w wyniku chłodnych kalkulacji, tylko pod wpływem emocji (skądinąd jest to rozsądna perspektywa, zwłaszcza że u Martina bohaterowie czesto przecież popełniają błędy). Oznaczałoby to, że nie tylko on okazał się nie najlepszym politykiem, ale i oni w decydującym momencie byli bardzo krótkowzroczni – nie myśleli o tym, że ich działania mogą drastycznie pogorszyć sytuację na Murze.
22-11-2011 14:58

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.