» Blog » 40 do 1: Jaka Polska jest, a jaka nie jest?
13-02-2011 20:48

40 do 1: Jaka Polska jest, a jaka nie jest?

W działach: 40 do 1, Fanboj i Życie, RPG | Odsłony: 67


Motto: Polska jest normalnym krajem. To świat oszalał.


Polska fantastyka ma długą historię pisania o Polsce. 40 do 1 częściowo się w nią wpisuje, nasz kraj gra w nim bowiem główną rolę. Zasadniczo dzieła takie podzielić można na trzy grupy: krytykę polityczną, manifest polityczny i takąż satyrę. Setting 40 do 1 nie ma należeć do żadnej z tych grup (choć ma zawierać elementy tej trzeciej). Wpisywać ma się w niezbyt popularny w naszym kraju gatunek, jaki stanowi Military Fictiction. Jak sama nazwa wskazuje: są to powieści traktujące o fikcyjnych konfliktach zbrojnych, zarówno w świecie rzeczywistym, jak i w konwencji fantasy i science-fiction. Do grupy tej zalicza się między innymi dzieła Webera, „Oś Czasu” John Birmingham, „Kawalerie Kosmosu”, cykl o czołgach Bolo autorstwa Laumera i inne powieści...


Czym Polska nie jest?


Supermocarstwem


Kilka utworów należących do gatunku tzw. alternatywnej historii opisywało polskie supermocarstwo. Opowiadania w tym stylu napisał Pilipiu, także Roman Giertych (tern Roman Giertych) stworzył podobną książkę (pod pseudonimem) zatytułowaną „Błękitna Kurtyna”. Zasadniczo nasz kraj w nich jest światową potęgą, rozbija się po świecie, podbija Rosję, okupuje Niemcy, wadzi się z USA i Unią Europejską...


W 40 do 1 Polska nie jest supermocarstwem. Nie jest nawet mocarstwem. Być może, jeśli Polska wygra wojnę takim zostanie (jednak będzie to raczej potęga w rodzaju Francji czy Wielkiej Brytanii, niż USA czy ZSRR). Jednak jeszcze dziś nie jest i nie ma do tego warunków. To, że przenieśliśmy się w czasie z masą nowoczesnych gadżetów i broni nie sprawia, że automatycznie staniemy się panami świata. Przeciwnie: musimy sobie tą pozycję dopiero wywalczyć.


Powód jest prosty, jeśli wyjrzy się za okno okaże się, że Polska nie jest potęgą. Znaczna część „naszej” technologii wcale nie jest nasza. Tekstylia i elektronika są z Chin, samochody z Niemiec, samoloty z Rosji i Ameryki... Owszem, mamy lepszy punkt wyjścia, niż inne państwa settingu, bardziej rozwiniętą infrastrukturę, lepszą opiekę medyczną i większe rozeznanie w technologii. Jednak nadal nie czyni to z nas natychmiastowych panów świata.


Co więcej: nigdy takimi się nie staniemy. Rzeczpospolita zajmuje tylko niewielki kawałek Europy, a nie pół płyty kontynentalnej, jak USA. Mieszka w niej 38, a nie 200 milionów osób, przestrzeń jest limitowana, surowce naturalne niewielkie... Zwyczajnie nie ma bazy na podbój.


Świrolandią


Dość często alternatywne wizje Polski przedstawiają ją jako krainę groteskową, dziwną, potworną i przerażającą, czy to świadomie (np. „Przenajświętsza Rzeczpospolita” Jacka Piekary) czy też nie („Apokalipsa według Pana Jana” Roberta Szmidta, „Atomowa Ruletka” Andrzeja Pilipiuka). Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Głównym jest chyba jednak przekonanie, że Polska mimo wszystko jest krajem chorym. Oraz w niektórych przypadkach przeświadczenie, że taka czy inna forma zamordyzmu jest jedynym na chorobę lekarstwem.


Uczciwie mówiąc nie jestem przekonany co do tego, czy Polska na pewno potrzebuje władzy silnej ręki. Tak naprawdę opinia ta została ukuta przez XIX wiecznych polityków zaborczych, a naprawdę w naszym kraju zadomowiła się dzięki XX wiecznym władzom PRL. To wystarczy, żeby zobrazować moją opinię o tym poglądzie.


Nie sądzę też, żeby Polska była krajem stojącym nad przepaścią. To znaczy: oczywiście nie jesteśmy Zieloną Wyspą. Oczywiście wiele rzeczy jest badziewnych i oczywiście mamy masę problemów, z których wiele jest nierozwiązanych. Oczywiście nasza sytuacja polityczna jest dość płynna. Jednak:


a) Jesteśmy bardzo młodą demokracją. Młode demokracje niestety mają to do siebie, że ich systemy polityczne są chwiejne. Jeśli przyjrzeć by się historii innych, młodych państw (np. wczesnej historii USA, Francji, II Rzeczpospolitej) zaobserwować można, że wszystkie te kraje miały po zmianach ustrojowych długie okresy bajzlu. III Rzeczpospolita nie jest tu wyjątkiem, a jeśli jest, to tylko na plus.


b) A pokażcie wy mi kraj, który nie ma problemów? Tak naprawdę każde państwo jakieś ma i to zwykle duże. Niestety problemy są nieodłącznym elementem życia. Kończą się w momencie śmierci. Polska ma takie, jakie ma. Inne kraje, niezależnie czy w realu, czy w moim settingu też je mają.


c) Kolejny powód jest taki, że zasadniczo uznaję, iż w RPG Gracze powinni stać raczej po stronie dobra. W 40 do 1 oznaczać będzie to walkę po stronie Polski (bo przecież nie III Rzeszy). Wolałbym więc, żeby zobrazowana w nim Polska była krajem, za który można walczyć. To znaczy: owszem przaśnym, posiadającym wiele nierówności i skorumpowanym. Jednak mimo wszystko nadal stanowiącym lepszą alternatywę, niż druga strona (nawet pomimo licznych, popełnionych błędów i wypaczeń). W chwili, gdy np. u Pilipiuka czytam o młodych Niemcach skazanych na ciężkie kary za nakręcenie antypolskiego filmu, albo dokonanym przez polski wywiad morderstwie Alberta Einsteina, to zasadniczo trudno mi się cieszyć z sukcesu takiego państwa. Nie chciałbym walczyć po stronie uprawiającej brutalną cenzurę mediów dyktatury i okupanta. Owszem, może Polska z Atomowej Ruletki pokonała Hitlera... Jednak Stalin też go pokonał, a mimo to nie stał się mniejszym sukinkotem.


Oczywiście jak się dało zauważyć wiele elementów opisu naszego państwa, widocznych np. w poście sprzed kilku tygodni stanowi groteskę. Powodem częściowo jest świadoma satyra (o tym później), część nieświadoma, wynikająca z sytuacji geopolitycznej, jaką zarysowałem.


W 40 do 1 Polska mierzy się z szeregiem bardzo ciężkich problemów. Zostaje przeniesiona do innego wymiaru. Miliony Polaków w wyniku transferu ginie bez wieści. Przychodzi jej w zasadzie odkrywać świat od nowa, szukać nowych źródeł zaopatrzenia, przez lata zdana jest tylko na siebie, borykać się z potężnymi problemami gospodarczymi, zarazami, obcymi, potworami... Kiedy to się kończy i wychodzimy na prostą wybucha (powtórna) wojna z jednym z jej największych wrogów w dziejach...


Powiedzmy sobie szczerze: świat 40 do 1 jest ogarnięty obłędem. Jak zawsze w takich przypadkach to sytuacja wymusza doraźne działania, które często kończą się tragicznie oraz pewne kompromisy, które mogą często kończyć się jeszcze tragiczniej.


Jeśli przyjrzymy się historycznym kryzysom: rewolucji francuskiej, rewolucji rosyjskiej, wojnie o niepodległość USA, wojnie amerykańsko – kanadyjskiej zauważyć możemy, że bardzo często to, co się dzieje jest farsą, komedią pomyłek, jaka nigdy nie zostałaby nakręcona w kinie. Ten ostatni przykład jest dobry: wojna, która wybuchła, na skutek działań, których dopuszczali się Anglicy kilka dni po tym, jak Angielski parlament zabronił ich i nakazał ukaranie winnych. Zakończyła się natomiast krwawą (najkrwawiej podczas konfliktu) bitwą, którą stoczono ponad dwa tygodnie po zawarciu pokoju (bo dowódcy obu stron o tym nie wiedzieli).


W Polsce panuje chaos, ale nie dlatego, że mieszkają w niej same świry. W Polsce panuje chaos dlatego, że cały świat jest chaosem ogarnięty.


Krainą marzeń


Napisałem jakiś czas temu, że Polska w 40 do 1 jest lepiej rozwiniętym państwem, niż dzisiaj. Powód jest prosty: obecna Polska, w takiej sytuacji, jaką rysuje zwyczajnie nie miałaby szans i (co ważniejsze) nie byłaby fajna. Prawda jest taka, że duża część rzeczy, których używamy na co dzień nie jest produkowana w naszym kraju. Przykładem sztandarowym może być benzyna.


Z drugiej strony: z pewną ciekawością patrzę na rozwój technologii (tym bardziej, że RPG i popkultura akurat często prezentuje wizje zapóźnione o 10-20 lat). Trochę głupio byłoby pozbawiać wojnę tych zjawisk, które dziś się z nią wiążą: filmików na Youtube (czy raczej: Video Trollnetu), dron bojowych, czy też możliwości użycia przez Wojsko Polskie czołgów i samolotów (bo nie ma paliwa). Dlatego też Polska, by utrzymać dzisiejszy styl życia musi pójść trochę do przodu.


Z jednej strony daje to dodatkowe możliwości fabularne (np. możliwość użycia czołgów Anders czy karabinów MSBS), z drugiej: grozi zrobieniem z naszego kraju utopii.


Problem polega na tym, że nasz kraj ma szereg problemów, które nie znikną tylko dlatego, że nagle Polacy zaczęli produkować telefony komórkowe i benzynę syntetyczną. Służby zdrowia to nie poprawi, autostrad nie zbuduje, kolei nie ulepszy. W miastach zmniejszy się bezrobocie, a kopiący węgiel (celem przerobienia go na gaz koksowniczy i benzynę syntetyczną) górnicy być może będą trochę szczęśliwsi. Z drugiej strony: ceny paliw na 100% pójdą w górę, na wsi będzie dalej tak samo parszywie, jak było, albo jeszcze gorzej (bo młodzi wyjadą do miast co do jednego), a mieszkania nadal będą drogie.


To, że sami produkujemy swoje gadżety niewiele zmienia. Życie jest takie samo, jak było. Z tym, że nie ma czekolady (bo nie ma jej skąd sprowadzać), a z zachodu mogą przyjść Niemcy.


Owszem, jeśli Polska wygra wojnę to być może stanie się mocarstwem i być może życie w niej się znacząco poprawi. Jednak tak będzie dopiero, jeśli wygramy.


Mesjaszem narodów


Polska nie przybyła do alternatywnego wymiaru, by go zbawić. Polska w ogóle nie chciała do niego trafić, a w świecie 40 do 1 miliony ludzi codziennie modli się, by rano się obudzić i odkryć, że to wszystko to był tylko zły sen. Co więcej: nasz kraj świata nie zbawi, mimo, że prawdopodobnie wygra z Hitlerem. Jednak dopiero wtedy zacznie się kosmos...


Zacznijmy od tego, że w Polsce żyje 38 milinów osób. W III Rzeszy w 1939 roku było ich 69 milionów. Do tego należy dodać jeszcze populacje Rumunii i Węgier. Moim zdaniem mimo przewagi technologicznej mamy niewielkie szanse podbić i okupować Niemcy. Zwyczajnie: nie zdołamy utrzymać nad nimi kontroli. Skończy się to tym, czym Wietnam dla Ameryki.


Tym bardziej nie zdołamy wyzwolić państw skandynawskich, Wielkiej Brytanii czy Francji. Jesteśmy za mali i za mało znaczący. Z drugiej strony: nie można Rzeszy zostawić w spokoju. Inaczej skończy się to tym, że kiedyś prześcigną nas technicznie i pokonają. Pozostaje tylko jedno rozwiązanie: broń masowej zagłady.


Nie sądzę, żeby rakiety V2 stanowiły realne zagrożenie dla Polski nawet po uzbrojeniu ich w głowice atomowe. Obrona przeciwlotnicza powinna je łatwo strącić. W końcu nasz wywiad też znajdzie atom, a zbudowanie odpowiedniej infrastruktury nie powinno być trudne. Po tym, jak Berlin (i wiele innych, niemieckich miast) zostanie zniszczony myślę, że zacznie się prawdziwa chryja.


Państwa Europy Środkowej zapewne będą okupować Niemcy i być może Austrię. Nie wiem, czy Niemcy przed nimi skapitulują. Francuzi, Brytyjczycy i Skandynawowie zapewne będą musieli wyzwolić się sami. Zakończy się to zapewne krwawymi wojnami domowymi. W tym całym rozgardiaszu Włochy zapewne „wyzwolą” południową Francję, a Polska nie będzie w stanie im tego zabronić, bo przecież nie zrzucimy kolejnej atomówki na Rzym. Nawet, jeśli to zrobimy, to to tylko pogorszy sytuację.


Cały czas pozostanie nierozwiązany problem Morloków, Matki, Bestii, Mussoliniego i całej bandy innych świrów. Owszem, po tym wszystkim Polska zostanie państwem numer jeden na świecie, albo przynajmniej na kontynencie. Ale to będzie bardzo ponury świat (a przynajmniej kontynent).


II RP


Nie jestem fanbojem II Rzeczpospolitej, Sanacji i Józefa Piłsudskiego. To nie było zdrowe państwo. Nawiasem mówiąc: żaden kraj międzywojenny nie był zdrowy. Tamta Polska moim zdaniem nie miała jednak szans na przetrwanie. Gdyby nie napadli jej Niemcy napadłoby ją ZSRR.


Oczywiście po II wojnie światowej i komunizmie wiele osób darzy to państwo nostalgią. Jednak prawda jest taka, że kraj ten był skłócony, podzielony, biedny, zacofany i zaściankowy pewnie ze sto razy bardziej, niż obecnie.


Polska jest III RP i tego się trzymajmy. Relatywnie nowoczesnym państwem pokomunistycznym ze środka Europy, członkiem NATO i Unii Europejskiej.


Państwem spryciarzy


Jest takie opowiadanie, napisane przez Konrada Lewandowskiego pod tytułem „Noteka 2015”. W opowiadaniu tym Polska, na skutek niekorzystnego zbiegu okoliczności staje się celem amerykańskiej „interwencji pokojowej”. Jednak na skutek użycia sprytu i szeregu improwizowanych metod Wojsko Polskie wygrywa w bitwie nad Notecią i wypycha agresora ze swoich granic.


Powiedzmy sobie szczerze: lubimy o sobie myśleć, jako o małych kombinatorach i spryciarzach. Jest w tym trochę prawdy, jednak w 40 do 1 Polska nie jest krajem, który składa się tylko i wyłącznie z takich panów. I bynajmniej nie stanowią oni podstawowej siły naszego państwa. Tak więc: nie wygramy wojny, bo Polscy żołnierze buchną SS-manom czołgi albo coś w tym guście.


Oczywiście: zawsze można wcielić się w jakiegoś spryciarza, który wygra bitwę, bo taki czołg buchnie, albo w innego Franka Dolasa. Jednak nie sądzę, żeby na dłuższą metę dało się w ten sposób wygrać wojnę. I powiedzmy sobie szczerze: aż tak sprytni nie jesteśmy. Głów też nie mamy takich mocnych, jakbyśmy chcieli.


Mimo wszystko: satyrą


Jak wspominałem: częściowo oczywiście satyrą jest. Stąd karykatury dwóch znanych polityków na najważniejszych miejscach, złomiarze, którzy zamiast kraść czołgi z poligonów polują na nie z granatnikami przeciwpancernymi i wiele innych... Innymi słowy: barwny folklor.


Powodów jest kilka. Głównym są wymagania konwencji. Po pierwsze: to jest system, w którym podróżujące w czasie państwo polskie walczy za pomocą artefaktów obcych z III Rzeszą i wspierającymi ją zastępami piekieł (oraz hrabią Drakulą). Czegoś takiego NIE DA się zrobić na poważnie (a jeśli da, to tylko z krzywdą dla ludzkości).



Po drugie: założyłem, że w czasie przenosi się mniej – więcej współczesna Polska. Współczesna, bo z taką się identyfikuje (a nie z np. PRL, II Rzeczpospolitą, Państwem Piastów czy Jagiellonów, podobnie jak nie z krajem zamieszkanym przez krasnoludki i Sierotkę Marysię). Wymaga to przeniesienia pewnych cech charakterystycznych. Nie da się ukryć, że w przypadku Polski rolę taką pełnią politycy.


W wypadku niektórych krajów zadanie takie byłoby proste. Wiadomo: ZSRR rządzi pierwszy sekretarz i KGB, nie jest ważne, jak się nazywa i tak sposób sprawowania władzy jest zbliżony. USA podzielone jest między Demokratów, a Republikanów, którzy reprezentują pewną ciągłość poglądów od wieków. Tak więc głowy państwa mogą się zmieniać, a zachowanie przynależności przywódców do tych dwóch grup pozwala mniej-więcej określić ich przynależność.


W Polsce niestety system polityczny jeszcze nie okrzepł i jest bardzo płynny. Wymaga więc postawienie na tu i teraz, bowiem zwyczajnie nie wiadomo, co będzie jutro. Stawianie na wczoraj też nie ma sensu, bowiem bardzo często Polska wczorajsza nie ma przeniesienia na teraźniejszość. Spójrzcie choćby na takie SLD, kilka lat temu bardzo wpływową partię, albo inny AWS. Albo na Samoobronę... Jeszcze niedawno Andrzej Lepper był bardzo ważnym elementem krajowej polityki. Dziś praktycznie jest postacią bez znaczenia.


Tak więc jedyne, co może mieć sens, to skoncentrowanie się na tu i teraz i lekka satyra.

Komentarze


Headbanger
   
Ocena:
0
Military Fictiction - to bardzo mocny gatunek literacki...
14-02-2011 11:30

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.