» Teksty » Z Innej Bajki (dawniej: Poza Fantastyką) » 21

21


wersja do druku

Coś pośrodku

Redakcja: Marigold

21
Z jednej strony mamy reżysera Roberta Luketica (Legalna blondynka) i grupkę młodych aktorów z Jimem Sturgessem i Kate Bosworth na czele, a z drugiej gwiazdy, takie jak Kevin Spacey i Laurence Fishburne oraz bestsellerową książkę, Bringing Down the House Bena Mezricha jako podstawę dla scenariusza. Połączenie nieco dziwne, więc i efekt raczej niecodzienny. Miał wyjść dramat, a tymczasem widzowie otrzymują coś pomiędzy poważnym filmem a kinem dla nastolatków.

21 jest adaptacją wspomnianej wyżej powieści, luźno nawiązującej do autentycznej historii. W roku 1979, na MIT (Massachusetts Institute of Technology) grupa studentów starała się wykorzystać wiedzę matematyczną w blackjacku. Udało im się. Organizacja MIT Blackjack Team na przestrzeni kilkunastu lat zarobiła krocie na grze w kasynach, a liczba członków sięgnęła osiemdziesięciu. Swoją działalność ostatecznie zakończyła w 31 grudnia 1993 roku.

Twórcy filmu nieco ową historię przeredagowali, w większym stopniu skłaniając się ku książce, niż ku faktom. Tak więc mamy nowe millenium, zamiast grupki azjatyckich studentów, którzy de facto tworzyli zespół, powstał kulturowy zlepek (oczywiście prym wiedli Amerykanie), a i stawki są większe. Cała historia kręci się wokół Bena Campbella (Jim Sturgess), genialnego młodzieńca, który zamiast mózgu ma komputerowy procesor i który – a jakże! – jest mało popularny i marzy o zaliczeniu najpiękniejszej dziewczyny w szkole (już widać dysonans). Nie dość, że jest cherlawym kujonem, to na dodatek jest spłukany. Kochająca mama, do tej pory wspierająca go finansowo, nie jest już w stanie wyłuskać pieniędzy na czesne w Harvardzie, więc jedyną szansą naszego bohatera na studia jest prestiżowe stypendium. Konkurencja duża, zwycięstwo mało prawdopodobne, nie pozostaje więc nic innego jak dołączyć do klubu blackjackowców, dowodzonych przez tajemniczego profesora Micky’ego Rosę (Kelvin Spacey), którego członkinią, całkiem przypadkiem, jest wspomniana wcześniej piękność, Jill (Kate Bosworth). Na początku wszystko pięknie - kasa płynie strumieniami, młodzież pławi się w luksusach, ale w końcu nad horyzontem zaczynają się zbierać czarne chmury - w postaci pokusy, aby wygrywać coraz więcej oraz w osobie szefa ochrony kasyna, Cole’a Williamsa (Laurence Fishburne).

Film miał potencjał, by stać się czymś więcej, niż tylko kolejną premierą. Niestety, już na samym początku możemy przekonać się, że Robert Luketic za żadne skarby nie da się wkręcić w wyreżyserowanie dramatu i nawet gdy zarówno obsada, jak i scenariusz będą go ciągnąć ku temu gatunkowi, przefasonuje wszystko na film dla nastolatków.

Przede wszystkim, lwia część filmu to historia Bena, ale koncentrująca się nie na tym jak jego geniusz wykorzystywany jest w hazardzie, lecz na drodze niepozornego mózgowca do zaliczenia (używa dokładnie tego słowa!) cudownej Jill. Są imprezki, pogaduszki w barze, denerwujące sceny, w których głównego bohatera paraliżuje sama obecność pięknej kobiety, no i oczywiście mnóstwo sekwencji pokazujących jak to amerykańscy nastolatkowie korzystają z luksusu (hotele, limuzyny, alkohol, bary ze striptizem). A ja pytam, po co to? Ileż ten obraz by zyskał, gdyby na pierwszy plan wysunąć Rosę i Cola, wyciąć wszystkie studenckie pird-pirdu i pozostawić sceny jak ta z tłumaczeniem rachunku prawdopodobieństwa. Zrezygnować z nadmiernej łopatologii przy wykładaniu widzowi zasad liczenia kart, wywalić postać azjaty-kleptomana, no i przede wszystkim wyciąć idiotyczny komentarz Campbella z końcówki filmu.

Z jednej strony mamy naprawdę dobre zdjęcia, świetnie oddające chociażby klimat Las Vegas, a z drugiej przebrzmiewające w tle hiciory Rihanny i parę kujonów-obcokrajowców, którzy nie są popularni, ale przecież na końcu pokażą wszystkim, że bycie mądrym też jest cool. Co z tego, że w obsadzie są Spacey i Fishburne, skoro nie mają absolutnie żadnego pola do popisu, przez co wypadają wyjątkowo blado? Niby więcej okazji do błyśnięcia mieli młodzi aktorzy, ale sceny jak ta z niedoszłym pocałunkiem w pociągu czy miny Bena, gdy zaczyna wygrywać, nikogo nie zachwycą.

Ogólnie rzecz biorąc, film nie jest zły, on po prostu jest… No właśnie, jaki? Dramat? Komedia? A może film dla nastolatków? Był ogromny potencjał, a skończyło się na bezsmakowym miszmaszu, może i strawnym, ale na pewno nie pozostawiającym po sobie trwałych wspomnień (z wyjątkiem rozgoryczenia). Zawiodą się ci, którzy oczekiwali dobrego kina, ale z kolei mniej wybredni raczej nie uznają pieniędzy wydanych za bilet za zmarnowane. Przeciętnie. Na pewno nie dobrze, ale przyzwoicie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 3.5 / 6



Czytaj również

Pasażerowie
Kosmiczny Titanic
- recenzja
The Signal
Jak bardzo jesteś wytrzymały?
- recenzja
Hannibal
Empathy for the Devil
Kolonia
A gdy minie już Pojutrze
- recenzja
Człowiek ze stali [DVD]
Superman istnieje i jest Amerykaninem
- recenzja
Człowiek ze stali
Zack Snyder's Superman – Origins
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.