Wszyscy pamiętamy jaką sensację wzbudził wybór Daniela Craiga na następcę Pierce'a Brosnana. Film Casino Royale odmienił znany z dwudziestu poprzednich części wizerunek Jamesa Bonda. Nadal oglądaliśmy efektowne pościgi, piękne panie towarzyszące głównemu bohaterowi i niewymownie drogie samochody, którymi Bond pokonywał setki kilometrów malowniczych zakątków świata. Jednak sam agent uległ zmianie. Pierce Brosnan, Timothy Dalton, Roger Moore, George Lasenby oraz wieczny Bond Sean Connery przyzwyczaili publikę do czarującego mężczyzny w garniturze, cynicznego, inteligentnego, ale i bezwzględnego. Daniel Craig pokazał, że maszyna do zabijania z nienaganną fryzurą może popełniać błędy, potykać się, a nawet kochać kobiety, które jak dotąd były traktowane raczej jako piękny dodatek, nie zaś (jak w Quantum of Solace) jako główny motor działań agenta.
Motyw zemsty, miłości i zdrady ukochanej przejawia się w całym obrazie, jednak zakończenie tego wątku jest zbyt teatralne jak na tę serię. Nie wyjaśnia również jak to się stało, że Bond w swoich fabularnie późniejszych przygodach ożenił się, co miało miejsce w filmie W Tajnej Służbie Jej Królewskiej Mości. Być może wówczas miał to być ukłon w stronę środowisk feministycznych, które nieraz zarzucały twórcom filmów zbyt przedmiotowe ukazywanie postaci kobiecych.
Zmiana nastąpiła również na poziomie początkowej oprawy muzycznej. Piosenki promującej przygody agenta 007 bywały chłodniej, bądź cieplej przyjmowane. Największym sukcesem była piosenka A view to a kill zespołu Druran Duran, która powstała przy okazji filmu Zabójczy Widok, gdy jeszcze Bonda grał Roger Moore. Piosenka ta, jako jedyny bondowski kawałek dotarła na szczyt listy Billboardu. Natomiast w Quantum of Solace jako pierwszy w historii Bond dostał w czołówce duet. Piosenkę Another Way To Die skomponował Jack White z The White Stripes, a wykonał ją razem z soulową wokalistką Alicią Keys.
A to nie koniec nowości. Quantum of Solace jest kontynuacją Casino Royale. Dotychczas każdy odcinek Boda stanowił osobny epizod, niemający żadnego związku z innymi częściami serii. Dwa filmy, które mają dokumentować początki Bonda w roli agenta brytyjskich służb specjalnych są połączone motywem działania bohatera, a 007 śledzi tę samą organizację, o której istnieniu dowiedział się poprzez Le Chiffre`a, głównego "złego" Casino Royale.
Jednak poza wszelkimi zmianami fabuły czy charakteru postaci, w oczy rzuca się zupełna zmiana stylu kręcenia filmu. Nawet Casino Royale cechowały typowe dla serii o Jamesie Bondzie statyczne ujęcia, jasne barwy, blask bijący z każdego kadru. Już pierwsza scena Quantum od Solace zwiastuje zmiany, pokazując zupełnie nowy punkt widzenia na pościg samochodowy. Kamera prowadzona z ręki, ciemniejsze, matowe barwy. Gdyby film został nakręcony w technologii 3D robiłby piorunujące wrażenie. Rozwinięta technika komputerowa pozwala Bondowi na odejście od wyrafinowanych gadżetów, które też były znakiem firmowym agenta. Samochody przestały być niewidzialne, długopisy nie strzelają zatrutymi strzałkami. Bond dostał swego ulubionego Waltera PTT oraz możliwości pogoni za przeciwnikiem przez dachy starych kamienic, jakiej nie powstydziłby się niejeden wytrawny parkurowiec.
To, na co zawsze zwracałam szczególną uwagę w przygodach Jamesa Bonda, to jego przełożona, M, grana przez znakomitą brytyjską aktorkę Judi Dench. Odkąd sensację wzbudziło obsadzenie w roli przełożonego Bonda kobiety, Dench w każdej kolejnej części dostawała większy udział w przygodach agenta. Bond twierdzi nawet, ze szuka organizacji Quantum, ponieważ jeden z jej członków chciał zabić kobietę, która uważa się jago matkę. Nawet M miewa chwile załamania, jednak finalnie zawsze odzyskuje zaufanie do swego porywczego podwładnego i pozwala mu na własną rękę kontynuować rozpoczęte śledztwa. Musze przyznać, że to właśnie M, zaraz po nieodżałowanym Q, jest moją ulubioną postacią w odrealnionym świecie Jamesa Bonda.
Niektórzy wieszczą koniec cyklu o Bondzie. Są i tacy, którzy twierdzą, że jeżeli ktoś polubił Casino Royale, to będzie tym bardziej zachwycony Quantum of Solace. Ja mogę powiedzieć, że obejrzałam film z przyjemnością i na pewno zagości on w mojej domowej wideotece. Może zmienił się nieco wizerunek tajnego agenta w służbie Jej Królewskiej Mości, jednak "inny" nie znaczy "gorszy". Nawet niezniszczalny heros może się znudzić, dlatego przydatne było odświeżenie wizerunku postaci. Ważne, że to co kochamy w Bondzie, zostało na swoim miejscu.